Jeszcze zanim pojechaliśmy do Polski na Wielkanoc, umówiłam się z Karoliną na urodzinki jej córeczki. Co prawda były już niemal dwa tygodnie temu, ale spóźniona impreza była bardzo udana. Były prezenty (które do gustu przypadły bardziej chyba starszemu bratu jubilatki - nic nie szkodzi; ważne, że jakieś dziecko chce się nimi bawić), dużo śmiechu, dobre jedzonko i tort. Ten ostatni przygotowałam ja. Bardzo się denerwowałam - dawno nie robiłam już wychodnego ciasta o takim kalibrze. Zadania nie ułatwiał fakt, że jedyne wytyczne, jakie dostałam, to zrób, jak uważasz. Na szczęście wszystko się udało, choć bez przygód się nie obyło.
Chciałam przygotować torcik dziewczęcy, a więc różowy. Na różnych blogach widziałam ciasta o różnej tonacji, niekoniecznie różu, ale właśnie coś takiego mi się zamarzyło. Najłatwiej kupić sobie okrągłe podstawki z folii aluminiowej - sprawdzą się idealnie. Ja nigdzie nie mogłam ich dostać, więc składniki podzieliłam na cztery, przygotowywałam po jednym cieście, i wszystkie po kolei piekłam w jednej tortownicy. Czasochłonne zajęcie, ale wykonalne.
Ciasto było gotowe, dwa najjaśniejsze blaty średnio mnie zadowalały ze względu na niezbyt wyraźną różnicę w kolorze, ale trudno. Później okazało się zresztą, że w kontraście z białym kremem prezentują się wzorcowo.
Krem maślany pierwotnie zaplanowałam z malinami, ale C. podrzucił mi pomysł z suszonymi truskawkami. Kupiłam, a później nie użyłam. Krem jednak zrobiłam o smaku truskawkowym - i bardzo dobrze. Zrobił wrażenie (czego się po kremie maślanym nie spodziewałam).
A później zaczęły się schody...
Masę cukrową robiłam już dwa czy trzy razy, co oznacza, że moje doświadczenie jest niezbyt duże (ujmując sprawę delikatnie). Ostatnio dużo się naczytałam i nasłuchałam o zaletach masy z marshmallow, i postanowiłam przygotować właśnie taką. Cóż - to był błąd, ale przynajmniej czegoś się nauczyłam i wiem, że więcej go nie popełnię. Masa wyszła bardzo twarda, zupełnie nieplastyczna, i zupełnie nic nie pomagało. W końcu, zła, wyrzuciłam całość do kosza. Bardzo się rozczarowałam, i szczerze wątpię, żebym spróbowała po raz kolejny. Następnego dnia przygotowałam masę ze sprawdzonego przepisu, i tę szczerze Wam polecam - mięciutka, plastyczna, lepi się minimalnie, ale wystarczy lekko podsypać cukrem pudrem, i nie ma z nią najmniejszych problemów. Tym razem przygotowałam ją z glukozy w płynie - nie zauważyłam różnicy. Także jeśli u Was też glukoza w proszku jest produktem trudno dostępnym - nie przejmujcie się zupełnie.
Koniec końców tort okazał się dużym sukcesem - zachwycił wszystkich gości, i nawet dzieci go jadły. Jest dość słodki i może się wydawać lekko mdły, ale był przygotowywany z myślą o dzieciach, a z doświadczenia wiem, że maluchy nie przepadają za wyrazistymi czy wyjątkowo oryginalnymi połączeniami smakowymi. Karolinę zachwycił krem truskawkowy - bardzo truskawkowy. Całość smakowała dobrze, a wyglądała uroczo. Oczywiście moje zdolności są ograniczone, ale jestem z tego ciasta wyjątkowo dumna - to najładniejsze ciasto z masą cukrową, jakie do tej pory przygotowałam. Żałuję tylko, że nie mam zdjęcia środka - efekt był bowiem naprawdę świetny.
Przepis na ciasto pożyczyłam od Doroty z jej tortu tęczowego. Ten, swoją drogą, też będę musiała kiedyś zrobić, wygląda bowiem wspaniale.
Różowy tort z nutą truskawkową
Składniki:
(na tortownicę o średnicy 24 cm)
ciasto:
- 4 białka
- 180 g miękkiego masła
- 175 g cukru
- 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
- 300 g mąki pszennej
- 1/2 łyżeczki soli
- 4 łyżeczki proszku do pieczenia
- 285 ml mleka
- czerwony barwnik spożywczy w paście
poncz:
- sok z 1/2 cytryny
- 2 łyżki zimnej wody
krem:
- 250 g mascarpone
- 400 ml śmietany kremówki (38%)
- 2 łyżeczki cukru waniliowego
krem maślany na bazie bezy szwajcarskiej:
- 250 g miękkiego masła
- 3 białka
- 205 g cukru
- 200 g truskawek
- 50 ml wody
- 2 łyżki soku z cytryny
dodatkowo:
- masa cukrowa
- zielony barwnik spożywczy z paście
- czerwony barwnik spożywczy w paście
Najpierw upiec ciasto:
Mąkę przesiać z proszkiem, wymieszać z solą.
Masło utrzeć na puszystą, jasną masę. Partiami dodawać cukier, cały czas miksując. Po jednym dodawać białka, dokładnie miksując po każdym dodaniu. Następnie wlać ekstrakt, połączyć. Na końcu na zmianę partiami dodawać mleko z mąką, miksując na najniższych obrotach.
Ciasto podzielić na cztery części. Do każdej dodać barwnik, tak, żeby otrzymać cztery odcienie różu - od zupełnie jasnego do mocno intensywnego.
Ciasto przełożyć do czterech tortownic, w których spód wyłożono papierem do pieczenia.
Piec w 190 st. C. przez 15-20 minut.
Wyjąć z piekarnika, ostudzić, a następnie wyjąć z form.
Wymieszać ze sobą składniki na poncz.
Kremówkę ubić z mascarpone i cukrem waniliowym na sztywną masę.
Na podstawce ułożyć najciemniejszy blat ciasta, skropić ponczem, rozsmarować 1/3 kremu. Zapiąć wokół obręcz tortownicy. Na tym ułożyć drugi w kolejności blat, skropić ponczem, rozsmarować krem. Na to kolejny blat, poncz i reszta kremu. Na wierzchu ułożyć najjaśniejszy blat, skropić resztą ponczu i wstawić ciasto do lodówki na 1 godzinę.
Przygotować krem maślany:
Truskawki umyć, oberwać listki. Włożyć do garnka z wodą i sokie cytryny, zagotować. Zmniejszyć ogień; gotować, często mieszając, aż owoce się rozpadną, a większość płynu odparuje. Zdjąć z palnika, ostudzić. Zmiksować na gładką masę.
Białka z cukrem umieścić w szklanej misce, ustawić na kąpielą wodną i mieszać, aż do rozpuszczenia cukru. Zdjąć z kąpieli, przelać do większej miski i ubijać przez 10 minut, aż białka całkowicie ostygną i będą sztywne i lśniące. Partiami dodawać miękkie masło, ubijając na najniższych obrotach miksera. Krem się zważy, a później stanie się gładki i smarowny. W tym momencie dodać całkowicie ostudzone puree z truskawek, połączyć.
Tort posmarować kremem maślanym, wstawić do lodówki na 30 minut. Po tym czasie rozsmarować na wierzchu i bokach drugą warstwę kremu. Wsatwić do lodówki na 2-3 godziny, aż krem stawrnieje.
Masę cukrową rozwałkować, przyryć tort. Pozostałą masę podzielić na pół, zafarbować na czerwono i zielono. Ulepić truskawki, udekorować tort.
Smacznego!
A teraz uciekam na drugi już dzisiaj spacer z Ptysią - pogoda jest tak piękna, żę grzechem byłoby z niej nie skorzystać.
Wow! Trochę roboty to jest... Ale efekt super!
OdpowiedzUsuńCudny torcik. Ja angielski tort robiłam tylko raz, na pierwsze urodziny córci i jakoś nie wracałam do nich do tej pory. Chętnie podpatrzę Twoje dzieła i może coś wybiorę na te urodziny Zuzi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
No nieźle Ci wyszedł, strasznie żałuję, że nie ma foty ze środka!
OdpowiedzUsuńWow cudowny tort! Jubilatka musiała być szczęśliwa, że taki pyszny tort dostała :)
OdpowiedzUsuńTyle włożonego serca niewątpliwie wpłynęło na smak i wygląd:) Cudowne 6 za całokształt:)
OdpowiedzUsuńwygląda pieknie
OdpowiedzUsuń