niedziela, 28 czerwca 2015

Zimna zupa. Z arbuzem

Uwielbiam zupy. I gotować, i jeść. Bo czy jest coś prostszego niż przygotowanie gorącej, aromatycznej zupy (najlepiej kremu), który zachwyci wszystkich domowników? Zupa nie musi być wymyślna, żeby oczarować podniebienia; zupa to taki comfort food chyba dla wszystkich. Gdy zajadamy się nią po powrocie z długiego, zimowego spaceru lub w jesienne popołudnie, gdy za oknem wiatr i deszcz.
Co począć latem? Wielu z Was w tym okresie z przyjemnością jada chłodniki, czyli po prostu zimne zupy. Ja mam z nimi problem, czegoś mi w nich brakuje - ciepła prawdopodobnie. W upały jadam sałatki lub zupy owocowe, albo w ogóle rezygnuję z obiadu na rzecz miski owoców. Mniam! Ostatnio jednak dziewczyny zaproponowały wspólne przygotowanie chłodnika, i pomyślałam, że to będzie doskonała okazja do zmiany zdania.

Najpierw zastanawiałam się nad wersją z czereśniami, okazało się jednak, że tego akurat dnia ładnych czereśni zabrakło. Niezrażona, zdecydowałam się na dodatek arbuza, tak jak w tym przepisie z bloga Smaki Hiszpanii. Moja zupa to bowiem nie byle jaka, pospolita wersja w zimnym wariancie, ale słynne, hiszpańskie gazpacho, którym Południowcy zajadają się ze smakiem. 
Oczekiwałam fajerwerków, dostałam... No cóż - zimną zupę. Nie, nie zrozumcie mnie źle! Nie jest zła. Ale brakuje jej... Ciepła...? Chyba tak.

Po spróbowaniu tego gazpacho nie zostałam fanką chłodników, ale jeśli Wy je lubicie, zasmakuje Wam z pewnością.

Razem ze mną gazpacho przygotowały Mopsik, Marta i Mirabelka.

Gazpacho z arbuzem

Składniki:
(na 4 porcje)
  • 1 kg pomidorów
  • 500 g miąższu arbuza (waga bez skóry i pestek)
  • 1/4 czerwonej papryki
  • 1 ogórek
  • 1 cebulka dymka
  • 175 g chleba bez skóry
  • 3 łyżki oliwy z oliwek
  • 2 łyżki octu balsamicznego
  • sól 
  • pieprz
dodatkowo:
  • grzanki
Pomidory sparzyć, obrać ze skóry, wyziąć gniazda nasienne, pokroić na mniejsze kawałki.
Ogórka obrać, wyciąć środek, pokroić w kostkę.
Paprykę i dymkę pokroić.
Warzywa razem z arbuzem, pokruszonym chlebem, oliwą i octem zmiksować blenderem na gładką masę. Doprawić do smaku solą i pieprzem.
Mocno schłodzić.

Podawać zimne z grzankami.

Smacznego!

Przepis bierze udział w akcji Zuzi Viva Espana!

czwartek, 25 czerwca 2015

Liebster Blog Award

Dostałam od Olgi bardzo miłe wyróżnienie: Libster Blog Award 2015. Dziękuję!

Mojego bloga traktuję jak zabawkę, alternatywę dla codzienności; pisanie ma mnie odprężać i sprawiać przyjemność, a nie być kolejnym obowiązkiem, dla którego ledwo znajduję czas. Dlatego właśnie, gdy inne projekty pochłaniają moją energię, blog schodzi na dalszy plan. Po krótszych i dłuższych przerwach jednak, zawsze wracam do niego z przyjemnością. Takie moje małe miejsce w sieci...
Jednocześnie ogromnie doceniam zainteresowanie moich Czytelników, wszystkie Wasze komentarze. Skaczę z radości, gdy ktoś upiekł ciasto z mojego przepisu, i mu zasmakowało. Każda pochwała i komplement są na wagę złota - i bardzo Wam za to wszystko dziękuję. Jesteście integralną częścią mojego bloga, bez Was to nie byłoby to samo... 
Ale przecież dobrze o tym wiecie, prawda...?
Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za “dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Pytania od Olgi i moje odpowiedzi:

  • Zupa, drugie danie czy deser?
    Deser, absolutnie.
  • Muffiny czy kapkejki?
    Kiedyś muffiny, coraz bardziej kapkejki.
  • Widelec czy łyżka?
    Łyżka.
  • Śniadanie czy kolacja?
    Kolacja.
  • Pierogi czy tortellini?
    Pierogi.
  • Wypieki wielkanocne czy bożonarodzeniowe?
    Bożonarodzeniowe zimą i wielkanocne wiosną.
  • Piekarnik czy patelnia?
    Piekarnik.
  • Kawa czy herbata?
    Herbata na co dzień i kawa od święta. 
  • Czekolada mleczna czy biała?
    Biała, ale najlepiej gorzka.
  • Nigella Lawson czy Jamie Oliver?
    Nigella.
  • Obiad w domu czy na mieście?
    W domu.
Dziękuję raz jeszcze.

środa, 24 czerwca 2015

Bazyliowy creme brulee. Z truskawkami

Dziś pogoda znów nieprzyjazna - zimno, wieje straszliwie, i naprawdę ciężko uwierzyć, że to już zaraz lipiec... Zniechęcona, na dwór nie wychodzę - Ptysia również odmawia stanowczo zbyt długich spacerów, a co się będę sama włóczyć...
W związku z tym, zamiast letnich aktywności i kręcenia lodów, siadam na kapie z kubkiem gorącej herbaty i książką o jedzeniu. W przerwach szukam jakichś ciekawych przepisów, szczególnie nadających się w plener (mamy w planie dwa wypady, mam nadzieję, że pogoda dopisze). Drapię Ptysię za uchem, oglądam zaległe odcinki ulubionych seriali... Dobrze jest mieć wakacje.

Dzisiaj mam dla Was coś naprawdę niesamowitego. Zainspirowała mnie Ania swoim bazyliowym deserem. Ogólnie bazylię uwielbiam, stosowałam ją już w słodkich daniach i bardzo mi odpowiada jej świeży aromat. Pannę cottę lubię bardzo, ale creme brulee wręcz ubóstwiam. Kremowa konsystencja i chrupiąca cukrowa skorupka to proste, a zarazem ogromnie uzależniające połączenie. Nie potrafię, ba! Nawet nie próbuję się mu oprzeć. Postanowiłam więc te same smaki zamknąć w innym deserze. Efekt? Czysty obłęd!
Miękkie truskawki w słodkim syropie z lekką nutą bzu pod rozpływającym się na języku, wyraźnie bazyliowym kremem. I, oczywiście, pękająca pod naciskiem łyżeczki cukrowa skorupka... Czysta rozkosz.
Już nic więcej nie napiszę, tego po prostu trzeba spróbować.

Bazyliowy creme brulee z truskawkami

Składniki:
(na 7-8 porcji)
  • 375 ml śmietany kremówki (38%)
  • 200 ml mleka
  • 10 g bazylii (listki i łodyżki)
  • 4 żółtka
  • 40 g cukru
  • kilka kropli zielonego barwnika spożywczego
nadzienie:
dodatkowo:
  • 7-8 łyżeczek drobnego cukru trzcinowego
Bazylię posiekać. Zagotować razem z mlekiem i kremówką, odstawić na 3-4 godziny, żeby płyn przeszedł smakiem bazylii.

Truskawki odszypułkować, pokroić na ćwiartki. 
Cukier skarmelizować, dodać truskawki i syrop. Gotować, aż truskawki będą miękkie, a syrop mocno zgęstnieje - około 10 minut. Truskawki równomiernie rozłożyć do kokilek, zalać pozostałm syropem. Ostudzić.

Żółtka utrzeć z cukrem na puszystą, jasną masę. W tym czasie ponownie zagotować śmietankę, odcedzić, powoli wlać do żółtek, cały czas mieszając. Masę przelać z powrotem do garnuszka, podgrzewać, aż nieco zgęstnieje. Nie gotować!
Zdjąć z palnika, dodać barwnik, wymieszać.
Krem delikatnie wlać do kokilek, zalewając truskawki. 

Na dnie formy położyć kuchenną ściereczkę, na niej ustawić kokilki. Formę wypełnić wodą do połowy wysokości kokilek.

Piec w 140 st. C. przez 60 minut.
Krem powinien być ścięty z wierzchu, ale ciągle lekko galaretowaty przy potrząśnięciu kokilką.

Ostudzić, a następnie schłodzić w lodówce przez 3-4 godziny.

Przed podaniem posypać cukrem, skarmelizować palnikiem.

Smacznego!

A teraz chyba spróbuję przekonać Ptysię do małego spaceru, w końcu mamy czerwiec, prawda...?

wtorek, 23 czerwca 2015

Klasyczna drożdżówka na Dzień Taty

Mój Tato jest łasuchem. Jego najulubieńszym przysmakiem od zawsze są galaretki w cukrze - białe z kolorowymi paseczkami albo te w kształcie półplasterków cytrusów w różnych kolorach. Całe pudełka znikały u nas zawsze błyskawicznie, Mama chowała je po szafkach - bezskutecznie. Razem z Tatą zawsze potrafiliśmy je znaleźć i... Zjeść, oczywiście.
Odkąd nauczyłam się piec, uwielbiam jeździć do domu i przygotowywać przysmaki dla mojego Taty. Nawet, jak coś mi nie wyjdzie - zje i uparcie będzie twierdził, że jest pyszne. Kogo by coś takiego na duchu nie podniosło...? A jak już mi się uda, to wychwala, jakbym mu podała na talerzu danie ukradkiem podebrane z królewskiego stołu, nawet, gdy są to tylko zwykłe lody truskawkowe. Ostatnio sam nawet takie ukręcił - podobno wyszły pyszne. I, jeśli wierzyć Mamuni, teraz nie wolno ich jeść, tylko trzeba podziwiać, jakie piękne wyszły... 

Dzisiaj Dzień Ojca, a ja, cóż, jak zwykle - daleko. Ale pamiętam, i jak już uda mi się do domu wybrać, z pewnością uraczę go jakimś smakołykiem. A jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, i to oni mnie odwiedzą, to będziemy szaleć na całego. I może w końcu razem upieczemy ten chleb, na który nigdy nie możemy znaleźć czasu...?
Wracają do meritum - Tato, wszystkiego najlepszego

Dzisiaj pokażę Wam przepis na naprawdę pyszne ciasto. Drożdżówkę z rabarbarem i truskawkami, z dużą ilością kruszonki. To mojego Taty i moje wspomnienia z dzieciństwa - Babcia drożdżówki z rabarbarem piekła od zawsze, oboje je uwielbiamy. Za mięciutkie ciasto i kwaśne łodygi, które idealnie się uzupełniają. U mnie jeszcze słodkie, intensywnie czerwone truskawki i cudownie chrupiące płatki migdałowe. Wyszło wybornie, ciężko oprzeć się kolejnemu kawałkowi, szczególnie, gdy jeszcze ciasto jest lekko ciepłe, mmm... Pycha!
Przepis znalazłam w Kuchni Lidla Pawła Małeckiego, która niedawno do mnie przyjechała. To pierwsza wypróbowana receptura; efekty jak najbardziej zadowalające, więc będę testować dalej.

Drożdżówka z rabarbarem, truskawkami i kruszonką

Składniki:
(na formę 30x22 cm)
  • 250 g mąki pszennej
  • 15 g świeżych drożdży
  • 75 ml letniego mleka
  • 40 g cukru
  • 50 g masła
  • 1 jajko
  • 1 łyżeczka cukru waniliowego

dodatkowo:
  • 400 g rabarbaru
  • 250 g truskawek
  • 50 g płatków migdałowych

kruszonka:
  • 50 g zimnego masła
  • 50 g cukru
  • 1 łyżeczka cukru waniliowego
  • 100 g mąki pszennej

Mąkę przesiać do dużej miski. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże. Wsypać 1 łyżeczkę cukru, zalać mlekiem. Odstawić na 15 minut.
Po tym czasie do zaczynu dodać resztę cukru, cukier waniliowy i jajko. Zagnieść ciasto. Wlać rozpuszczone i przestudzone masło, wyrobić gładkie ciasto.
Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcią.

W tym czasie odciąć szypułki od truskawek, pokroić je na połówki. Rabarbar pokroić w 2-centymetrowe kawałki. 
Mąkę na kruszonkę przesiać, wymieszać z cukrem i cukrem wniliowym. Dodać masło, posiekać, a następnie rozetrzeć palcami.

Formę wyłożyć papierem do pieczenia.
Wyrośnięte ciasto rozwałkować na wielkość formy, ułożyć na spodzie. Odsatwić na 15 minut.
Po tym czasie na cieście ułożyć truskawki i rabarbar, posypać kruszonką i płatkami migdałów. Odstawić na 20 minut.

Piec w 180 st. C. przez 20-30 minut.
Ostudzić.

Smacznego!

A teraz - do kuchni! Wakacje zobowiązują - trzeba przygotować deser, obiad i coś na jutrzejsze drugie śniadanie dla C. do pracy. I może jeszcze upiec ciasto...? Niedługo, aż boję się to napisać, sezon na rabarbar się skończy... Aż strach o tym myśleć!

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Truskawkowa fantazja

Ostatnio wybieraliśmy się na małe urodziny. Ot, takie kameralne, ale ciacho jakieś wypadałoby ze sobą zabrać (tym bardziej, że wśród znajomych mam opinię osoby, która bez słodkiego nie przychodzi). Długo myślałam, aż w końcu u Walentyna znalazłam naprawdę imponujący tort. Malinowy. Tymczasem jednak sezon na truskawki w pełni, postanowiłam więc podmienić owoce. Biszkopt zrobiłam po swojemu, tak samo mus, dodałam jeszcze warstwę musu z białej czekolady. Zrezygnowałam z czekoladowych dekoracji (nie lubię temperować czekolady w domu, brakuje mi odpowiedniego sprzętu), zamiast tego postawiłam na owoce, listki mięty i melisy oraz beziki, które pasują chyba wszędzie. Wyszło mi prawdziwe cudo - muszę nieskromnie przyznać, że bardzo jestem z tego ciacha zadowolona. Popracować muszę jeszcze nad oblewaniem brzegów, ale poza tym - bajka. I wcale nie jest taki trudny, jak mógłby się wydawać. Owszem, jest tu sporo warstw, ale jednocześnie nie ma nic bardzo wymyślnego. No, może poza polewą, która pięknie błyszczy i w ogóle wygląda niemal jak lustro. Koniecznie muszę jeszcze ten patent wykorzystać, również z innymi owocami. U siebie dodałam nieco barwnika, żeby kolor był bardziej intensywny - ten wybór pozostawiam Wam.

Tort wygląda zachwycająco, a co ze smakiem? Jest słodki i delikatny, leciutki niczym chmurka. Wszystkie warstwy świetnie się uzupełniają, a chałwowa chrupka zdecydowanie dodaje charakteru. Jeśli szukacie tortu na letnie urodziny - oto on, ideał. Polecam Wam ogromnie!

Dzisiaj u AniLejdi, Mirabelki, Mopsika i Panny Malwinny również możecie obejrzeć słodkości z truskawkami, zajrzyjcie do nich koniecznie!

Truskawkowa fantazja


Składniki:
(na tortwonicę o średnicy 20 cm)

biszkopt:
  • 2 jajka
  • 75 g cukru
  • 45 g mąki pszennej
  • 20 g mąki ziemniaczanej
chrupka chałwowa:
  • 60 g mąki pszennej
  • 60 g zimnego masła
  • 30 g jasnego cukru muscovado
  • 60 g chałwy
poncz:
  • 2 łyżki wody
  • 2 łyżki soku z cytryny
mus z białą czekoladą:
  • 350 ml śmietany kremówki (38%)
  • 125 g białej czekolady
  • 2 listki żelatyny
mus truskawkowy:
  • 250 g truskawek
  • 250 ml śmietany kremówki (38%)
  • 3 listki żelatyny
  • 40 g cukru
błyszcząca polewa truskawkowa:
  • 110 g cukru
  • 75 g glukozy
  • 75 g śmietany kremówki (38%)
  • 75 g truskawek 
  • 110 g białej czekolady
  • 12 g żelatyny w proszku
  • 35 ml zimnej wody
  • odrobina czerwonego barwnika spożywczego z żelu
dodatkowo:
  • truskawki
  • beziki
  • listki melisy cytrynowej
  • listki mięty czekoladowej
Biszkopt:
Białka ubić na sztywno, następnie partiami dodawać cukier, nie przerywając ubijania. Po jednym wbić żółtka, dokładnie miksując po każdym dodaniu. Na końcu partiami dodawać przesiane mąki, miksując na najniższych obrotach miksera.

Dno formy wyłożyć papierem do pieczenia. Przelać ciasto do formy, wyrównać wierzch.

Piec w 160 st. C. przez 20-25 minut, do suchego patyczka.
Wystudzić w uchylonym piekarniku.

Chrupka chałwowa:
Mąkę wymieszać z cukrem, dodać masło, posiekać. Na końcu dodać chałwę, szybko zagnieść (masa nie musi być idealnie gładka).
Z ciasta uformować kulę, schłodzić w lodówce przez 1 godzinę.

Schłodzone ciasto rozwałkować na okrąg o średnicy 20 cm, ułożyć na papierze do pieczenia.

Piec w 180 st. C. przez 15-20 minut.
Wystudzić.

Z wystudzonej chrupki wyciąć koło o średnicy 20 cm (ciasto podczas pieczenia rozlewa się na boki).

Mus z białej czekolady:
100 ml kremówki zagotować. W tym czasie posiekać czekoladę i namoczyć żelatynę w zimnej wodzie.
Kremówkę zdjąć z palnika, dodać odciśniętą żelatynę, wymieszać, aż do jej rozpuszczenia. Zalać kremówką czekoladą, wymieszać aż do połączenia. Ostudzić.

Pozostałą kremówkę ubić na sztywno, delikatnie wymieszać z całkowicie ostudzoną masą czekoladową.

Na paterze ułożyć biszkopt, nasączyć sokiem z cytryny wymieszanym z wodą. Zapiąć na nim obręcz tortownicy, wyłożyć mus, wyrównać wierzch. Odstawić do lodówki do stężenia.

Przygotować mus truskawkowy:
Truskawki zmiksować, przetrzeć przez sitko. Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Połowę musu truskawkowego podgrzać z cukrem, aż się rozpuści. Zdjąć z palnika, dodać żelatynę, dokładnie wymieszać. Dodać pozostały mus, połączyć. Ostudzić.
Kremówkę ubić na sztywno, delikatnie wymieszać z całkowicie wystudzoną masą truskawkową.

Na mus z białej czekolady położyć chrupkę, lekko docisnąć. Na wierzch wyłożyć mus truskawkowy, dokładnie wyrównać powierzchnię.
Schłodzić przez 2-3 godziny w lodówce.

Żelatynę zalać zimną wodą, czekoladę drobno posiekać.
Cukier, glukozę, kremówkę i zmiksowane na gładki mus truskawki podgrzać, aż cukier się rozpuści i powstanie gładka, jednolita masa. Dodać barwnik, wymieszać (kolor zblednie po dodaniu czekolady, więc powinien być nieco intensywniejszy od oczekiwanego). Zdjąć z palnika, dodać żelatynę, dokładnie wymieszać, aż do jej rozpuszczenia. Zalać mieszaniną czekoladę, wymieszać. Ostudzić do temperatury 28 st. C.

Brzegi formy oddzielić od ciasta ostrym noże, zdjąć obręcz tortownicy.
Tort polać ostudzoną polewą (28 st. C.), udekorować truskawkami, bezikami i ziołami. Schłodzić w lodówce, aby polewa zastygła.

Smacznego!

I jeszcze nieskromnie się pochwalę, że mój dzisiejszy egzamin zaliczyłam na dziesiątkę (duńska skala jest trochę dziwna: -3, 00, 02, 4, 7, 10 i 12). Z dwunastki cieszyłabym się jeszcze bardziej, ale dziesiątka, muszę przyznać, w zupełności mnie zadowala. Odetchnęłam z wielką ulgą i ogromnie się cieszę, że już jestem po.
Co teraz? Kilka dni leniuchowania i odstresowania, a później intensywne szukanie praktyk. Trzymajcie kciuki, proszę.

sobota, 20 czerwca 2015

Mortdecai, czyli przestępca niedoskonały

Dano, oj dawno już o książkach nie pisałam. Nie dlatego, że nie czytam - broń Boże! W wyzwaniu Good reads jestem ciągle on track, więc wszystko idzie zgodnie z planem. Zaczytawałam się ostatnio w Grze o tron, muszę dokupić brakujące części i wtedy opowiem o moich wrażeniach z całości (bo tu naprawdę nie ma co opisywać pojedynczych książek). A że tomiszcza to solidne, gdzieś tam w niedalekiej przyszłości majaczył egzamin (który w tej chwili pochłania dziewięćdziesiąt siedem procent mojej uwagi), to i czasu trochę mi zeszło... Gdy skończyłam ostatnią posiadaną część, odłożyłam ją wielce zawiedziona, że będę musiała czekać na kolejną do wizyty w Polsce. Cóż - jest, jak jest. Sięgnęłam więc po pozycję, którą nabyłam przypadkiem, bardzo impulsywnie, w kiosku. Szukałam jakichś ciekawych czasopism kulinarnych (nie znalazłam), gdy w oko wpadła mi okładka z Johnnym Deppem. Charakterystyczna mina, staromodny strój, podkręcony wąs - któż by się oparł...? Ja nawet nie próbowałam. Dopiero później wyczytałam, że do kin niedawno wszedł film na podstawie powieści Kyrila Bonfiglioliego, i właśnie premierą filmu skuszeni redaktorzy postanowili książkę wydać. 
Dla ciekawych - filmu jeszcze nie widziałam, ale mam zamiar to nadrobić w przyszłym tygodniu. Tymczasem opowiem Wam o książce...

Nie wymachuj mi tym gnatem, znane być może bardziej pod filmowym tytułem Bezwstydny Mortdecai, to opowieść o nieco zdeprawowanym, podstarzałym marszandzie. Charlie nie jest pierwszej młodości, ale, jak sam twierdzi, Czasami, w przyćmionym świetle, z wciągniętym brzuchem, mógłbym nawet wpaść w oko samemu sobie. Czarujący dżentelmen zajmuje się sprzedażą dzieł sztuki - oficjalną, ale również nielegalną. Przez tą drugą działalność żywo interesuje się nim niejaki Martland, były pułkownik wojsk spadochronowych, a obecnie supernadinspktor z tajemniczego oddziału SPG, powołanego przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych w Wielkiej Brytanii; zupełnie przypadkowo dawny szkolny kolega Mortdecaia. Martland podejrzewa, całkiem zresztą słusznie, że Charlie maczał palce w kradzieży słynnego obrazu Goi, a teraz, być może, stara się go przeszmuglować za granicę. Już od początku sprawy przybierają barwny obrót, gdyż przesłuchanie z użyciem akumulatora nie jest tutaj niczym niezwykłym. Obolały i zniesmaczony Charlie stara się działać według planu, jednak śmierć wspólnika i nieoczekiwany zamach na jego własne życie nieco komplikują sprawy. W efekcie wyjeżdża do Ameryki, gdzie czeka go burzliwy romans, kolejne trupy, agenci z najróżniejszych agencji, a w rezultacie... 
Ale może o tym lepiej poczytajcie sami.

Charlie Mortdecai to postać niezwykle interesująca, narrator posługujący się barwnym i fantazyjnym językiem. Powieść czytało się szybko, a przy tym momentami nie mogłam powstrzymać śmiechu - znajdziecie tutaj cudowne perełki językowe, odniesienia do innych powieści i cudowny klimat lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. 
Na uwagę również zasługuje postać Jocka - służącego, a w pewnym sensie i przyjaciela głównego bohatera. Silny i lojalny, nie zawaha się użyć mięśni w obronie swego pana. Polecenia wykonuje bez szemrania i z pełnym zrozumieniem - ten duet jest naprawdę genialny!

Książkę polecam ogromnie; na liście do kupienia znajduje się oczywiście kolejna część. Już nie mogę się doczekać!

Nie wymachuj mi tym gnatem
Kyril Bonfiglioli
Wydawnictwo Czarna Owca
Warszawa, 2015

czwartek, 18 czerwca 2015

Orzeźwiający grejpfrut z truskawką

Jestem herbatoholiczką, i się tego nie wstydzę. Co więcej - udało mi się zarazić C., i oboje nie wyobrażamy sobie dnia bez przynajmniej dwóch dzbanków herbaty. Mamy swoje ulubione typy, ale pozwalamy sobie również na odstępstwa, a nawet drobne ekstrawagancje. W mojej (właściwie to C. dostał ją na urodziny, ale ciii) ślicznej herbacianej puszce zawsze znajduje się przynajmniej po jednym typie herbaty czarnej, białej, zielonej i owocowej. Z reguły więcej. Ostatnim pysznym odkryciem jest czarna herbata z mango i zielona z cytrynowym makaronikiem (seria Liptona, w której były też jagodowe muffiny czy truskawkowe babeczki). Szaleję za herbatami białymi - są takie delikatne i eleganckie. Owocowe kupuję na potęgę; kiedy tylko zobaczę coś nowego, nie potrafię sobie odmówić, choć puszka przecież pęka w szwach. Zdarza się, że nam czegoś w domu zabraknie, czasem nawet mąki czy jajek, ale herbaty - nigdy.

Gdy poznałam C., był typowym kawoszem. Ekspres zajmował honorowe miejsce w kuchni (nadal zresztą zajmuje), a na mnie patrzył z politowaniem twierdząc, że herbatę piją tylko ludzie chorzy. Zajęło mi to kilka miesięcy, ale w końcu przekonałam go do herbaty. W końcu, z równym mojemu ożywieniem, wybierał nowy dzbanek (stanęło na pękatym, w intensywnie limonkowym, tudzież zielono-jabłuszkowym, kolorze). Kawę zaparzamy najczęściej, jak mamy gości; czasem do ciasta, ale naprawdę bardzo, bardzo rzadko. Latem robię kawę mrożoną, ze słodkimi syropami - pycha. Jak już się zrobi ciepło (wierzę w to z całego serca) mam zamiar zacząć eksperymentować z mrożonymi herbatami; już nawet mam kilka pomysłów. Póki co jednak, pogoda zachęca zdecydowanie do picia jej na gorąco...

Na przekór, po herbacianym wstępie, mam dla Was koktajl idealnie gaszący pragnienie. Gdy tylko zobaczyłam to połączenie na blogu Moja galeria smaku wiedziałam, że niedługo po nie sięgnę. Nastał ciepły dzień, miałam w domu i truskawki, i grejpfruta, szybciutko więc wszystko razem zmiksowałam. Imbiru mi zabrakło, ale jakbym miała, dodałabym z pewnością. W innym zestawieniu Gosia proponuje dodatek mięty - połączenie z pewnością warte wypróbowania.
Póki co - słodkie truskawki z gorzkawym grejpfrutem. Duet doskonały - według mnie; oba te owoce uwielbiam, a ich połączenie jest naprawdę niezwykłe. Idealnie orzeźwiające, no i wygląda po prostu pięknie. Spróbujcie koniecznie, jeśli za oknami świeci słonko.

Koktajl truskawkowo-grejpfrutowy

Składniki:
(na 1 porcję)
  • 150 g truskawek
  • sok z 1 różowego grejpfruta
  • 1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii

Truskawki umyć, odszypułkować. Zmiksowć blenderem na gładką masę, wymieszać z sokiem i ekstraktem. Podawać schłodzone.

Smacznego!

W ogóle zewsząd kuszą mnie lody, letnie ciasta na zimno i orzeźwiające napoje, a ja mam ochotę na gorącą herbatę, rozgrzewające zupy i sycące curry. Za oknami raczej jesień niż wiosna, o lecie nawet nie wspominając... A wakacje tuż za progiem!
Co robić...?

środa, 17 czerwca 2015

Katayef - arabskie placuszki

Pogoda, znów, typowo duńska, czyli przez cały dzień leje. Wypatrzyłyśmy z Ptysią raptem pięć minut nieco mniej ulewnego deszczu, ale i tak po szybkim załatwieniu potrzeb od razu chciała wracać do domu. A ja, muszę przyznać, skwapliwie na to przystałam, bo na spacery przy takich warunkach pogodowych to chyba nikt ochoty nie ma.
Gdy już rozebrałam się ze wszystkich kurtek i swetrów, a Ptysi wytarłam łapki, udałam się do kuchni. Bo co może lepiej poprawić humor, niż pół godzinki spędzonej w otoczeniu ulubionych sprzętów i cudownych aromatów...? Ano nic. Przynajmniej ja tak uważam. Razem z dziewczynami umówiłyśmy się na wspólne smażenie arabskich placuszków, i to właśnie za ich przygotowanie się zabrałam.

Nie są trudniejsze od zwykłych naleśników, za to wyglądają naprawdę ciekawie. Smażymy je tylko z jednej strony, w związku z czym wierzch jest pełen uroczych bąbelków. Dodatkowo sklejamy je delikatnie w kształt rożka, następnie wypełniamy nadzieniem, i można się zajadać. A są pyszne - leciutkie i delikatne. Truskawki i serek z wodą różaną świetnie do nich pasują, przy czym ta ostatnia zdecydowanie podkreśla ich arabskie pochodzenie. Do tego chrupiące płatki migdałów i odrobina miodu, i pyszne śniadanie gotowe. Później dzień, mimo deszczu, po prostu musi być udany.

Jeśli placuszki nie będą Wam się chciały sklejać, nic nie szkodzi, ale głównym powodem może być zbyt duża moc palnika. Przez to spód robi się zbyt chrupki, placuszki będą pękać i się prostować. Mi się tak zdarzyło z pierwszą partią; kolejna wyszła idealnie.

Razem ze mną katayef przygotowała Ania
Moje pochodzą z przepisu Malwinny; podobno można przygotować je również na drożdżach - z pewnością niedługo usmażę również taką wersję.

Katayef z serem i truskawkami

Składniki:
(na 10 placuszków)
  • 85 g mąki pszennej
  • 155 ml mleka
  • 1 łyżka cukru pudru
  • 3/4 łyżeczki proszku do pieczenia

nadzienie:
  • 85 g serka kremowego
  • 40 g jogurtu naturalnego
  • 1 łyżka cukru pudru
  • 1 łyżeczka wody różanej
  • 125 g truskawek
  • 50 g miodu
  • 10 g płatków migdałowych

Mąkę i cukier puder przesiać, wymieszać z proszkiem. Dodać mleko, dokładnie wymieszać trzepaczką, żeby nie było grudek. Odstawić na minimum 15 minut.

W tym czasie serek, jogurt, cukier puder i wodę różaną wymieszać na gładką masę. Truskawki umyć, odciąć szypułki, pokroić na połówki lub ćwiartki.
Płatki migdałowe lekko podrpażyć na suchej patelni.

Ciasto wykładać małymi porcjami na rozgrzaną patelnię, smażyć na małej mocy palnika tylko z jednej strony, aż wierzch będzie ścięty. Usmażone placuszki zdejmować z patelni, ściskać palcami z jednej strony, formując rożki.
Ciepłe placuszki wypełniać kremem i truskawkami, posypać migdałami i polać miodem.

Smacznego!

Paskudna pogoda ma zasadniczo jeden plus - nie chce się człowiekowi z domu wychodzić, więc mój projekt znacząco posunął się na przód. Mam nadzieję jutro go skończyć, a potem pozostanie już tylko stresowanie się poniedziałkiem...

Przepis bierze udział w V Festiwalu Kuchni Arabskiej organizowanym przez Pannę Malwinnę.

V Festiwal Kuchni Arabskiej

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Prosto i pysznie: ciasto na maślance z truskawkami

W Danii Dzień Matki przypada dziesiątego maja. Czyli już jakiś czas temu. Oczywiście wysłałam życzenia mojej Mamuni, a ona, jak zawsze była zdziwiona. Ja tam bym się ciszyła - dwa razy życzenia z tej samej okazji...? Dlaczego nie.

Do Mamuni mam daleko, ale rano C. rozmawiał ze swoją, i zaprosiła nas na obiad. A C. obiecał jej ciasto, nie zważając, że wyjść z domu będziemy musieli stosunkowo niedługo (od moich Rodziców dzielą nas setki kilometrów, ale do jego też mamy spory kawałek), a lodówka zieje pustkami. Poza tym miałam ambitny plan upieczenia ciasta z malinami, warstwami i w ogóle bajerami. No ale nic. Na blogu Doroty znalazłam przyjazny ludziom spieszącym się przepis, pojechaliśmy więc szukać rabarbaru. 
A rabarbar wcięło. Zjeździliśmy wszystkie sklepy (a mamy cztery) w naszej mieścinie - i nic. Były za to truskawki. Obłędnie czerwone, ładnie pachnące i nawet odrobinę truskawkami smakujące, co w maju nie zawsze jest oczywiste. Kupiłam, dodałam do ciasta razem z kruszonką, błyskawicznie pstryknęłam fotkę i jeszcze ciepłe zabrałam do auta uważając, żeby się nie poparzyć. Gdy dojechaliśmy na miejsce, ciągle było letnie, a zapach zwabił do kuchni wszystkich domowników. Gdy podano je do kawy, znikało w błyskawicznym tempie, a ciotka C. nie mogła się nachwalić. Jego tata również był zachwycony, bo przepada za ciastami z truskawkami.

Teraz, kiedy sezon w pełni, aż żal nie skorzystać z tego przepisu. Ciasto wychodzi mięciutkie i wilgotne, soczyste od owoców, z kontrastująco-chrupiącą kruszonką. Niby nic, a jednak ciężko odmówić sobie (albo komuś) dokładki. Jest bezproblemowe, szybkie, będą do niego pasowały wszystkie letnie owoce, jeśli truskawki już się Wam znudziły (w co ani trochę nie wierzę). Idealnie nada się na piknik albo na ogrodowe przyjęcie, dla dużych i małych... Ciasto uniwersalne, pod każdym względem. Spróbujcie koniecznie!

Ciasto na maślance z truskawkami i kruszonką

Składniki:
(na formę 30 x 22 cm)
  • 500 g mąki pszennej
  • 3 jajka
  • 200 g cukru
  • 250 ml maślanki
  • 125 ml oleju
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 350 g truskawek

kruszonka:
  • 50 g zimnego masła
  • 100 g mąki pszennej
  • 50 g cukru
  • 2 łyżeczki cukru waniliowego

Najpierw przygotować kruszonkę:
Mąkę przesiać, wymieszać z cukrem i cukrem waniliowym. Dodać zimne masło, posiekać, a następnie rozetrzeć palcami. Odstawić.

Mąkę przesiać, wymieszać z proszkiem do pieczenia.
Białka ubić na puszystą masę, pod koniec ubijania partiami dodając cukier. Po jednym wbijać żółtka, dokładnie miksując po każdym dodaniu. Powoli wlać olej, cały czas miksując. Na zmianę dodawać mąkę z maślanką, miksując na najniższych obrotach.

Masę przelać do formy wyłożonej papierem do pieczenia. Na wierzchu poukładać truskawki przecięte na pół. Posypać kruszonką.

Piec w 180 st. C. przez 50-60 minut, aż do suchego patyczka.
Wystudzić.

Smacznego!

Oczywiście, środek pierwszego duńskiego lata, a ja chodzę cała zasmarkana... Czy można mieć większego pecha...? Heh...

sobota, 13 czerwca 2015

Tarta z bzem i rabarbarem

Wczoraj był ostatni dzień szkoły. W przyszłym tygodniu jeszcze projekt, w następny poniedziałek egzamin, ale wczoraj po raz ostatni mieliśmy zajęcia w piekarni. Było ciasto duńskie i francuskie, birkes i croissanty, tarty z truskawkami i temperowanie czekolady. A potem siedzieliśmy na ławkach przed szkołą, piliśmy colę i rozmawialiśmy o planach na przyszłość. Na końcu opróżniłam szafkę, i tak jakoś mi się ckliwie zrobiło... Te dwadzieścia tygodni, bo tyle właśnie trwał mój grundforløb (jak mawia moja Siostra - blumblumblum), minęło błyskawicznie. Ani się obejrzałam, a z nic nie wiedzącego stworzenia, stałam się początkującym cukiernikiem. Wszystko, czego się tak bałam, zniknęło w jakiś magiczny sposób, zastąpione radością z podjętej decyzji. Trafiłam na świetnych nauczycieli, znalazłam nowych kolegów, a przede wszystkim zdobyłam mnóstwo przydatnej wiedzy. I choć wiem, że już za progiem czekają nowe, fantastyczne doświadczenia, pozwolę sobie na chwilę nostalgii... Bo to był naprawdę dobry czas.
Ile emocji w człowieku może wyzwolić zdjęcie jednej kłódki...

Na mój nostalgiczny nastrój, a także dla wszystkich romantyków, idealnie nada się poniższa tarta. Ma wyjątkowy, prostokątny kształt, i odpowiednio przycięty rabarbar wygląda tutaj po prostu pięknie. Podtrzymuje go puszysta chmura delikatnego kremu z białą czekoladą, a pod nią skrywa się warstwa konfitury z lilaka. Tej samej, o której niedawno pisałam, a która nas po prostu zachwyciła. Jej lekko gorzki smak świetnie komponuje się z kwaśnym rabarbarem i słodką czekoladą. Całość jest wyborna, C. całkowicie oszalał na jej punkcie i wyjadał, kiedy ja już dawno spałam. Polecam Wam ogromnie - to naprawdę wyjątkowe ciasto.

Tarta z rabarbarem, kremem z białej czekolady i konfiturą lilakową

Składniki:
(na formę do tarty 34x9 cm)

spód:
  • 160 g mąki pszennej
  • 30 g cukru pudru
  • 60 g zimnego masła
  • 1 jajko
krem:
  • 250 ml śmietany kremówki (38%)
  • 80 g białej czekolady
  • 1 listek żelatyny
dodatkowo:
wierzch:
  • 400 g rabarbaru
  • 400 ml wody
  • sok z 1/2 cytryny
  • 50 g cukru
Mąkę przesiać z cukrem pudrem, posiekać z masłem, następnie rozetrzeć palcami. Wbić jajko, szybko zagnieść gładkie ciasto. Uformować z niego kulę, zawinąć w folię spożywczą i schłodzić w lodówce przez 1 godzinę. 

Schłodzone ciasto rozwałkować na prostokąt nieco większy od formy. Ułożyć ciasto w formie, formując brzegi. Gęsto nakłuć widelcem, przykryć papierem do pieczenia i wysypać kuleczkami do pieczenia.

Piec w 180 st. C. przez 15 minut.
Zdjąć obciążenie i papier.

Piec w 180 st. C. kolejne 15 minut. 
Wystudzić.

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
75 ml kremówki zagotować. Zdjąć garnuszek z palnika, dodać odciśniętą żelatynę, wymieszać. Zalać gorącą kremówką posiekaną czekoladę, wymieszać, aż do jej całkowitego rozpuszczenia. Ostudzić.

Na wystudzony spód równomiernie wyłożyć konfiturę, na wierzch wylać krem. Schłodzić w lodówce 30-60 minut.

W tym czasie przygotować rabarbar: umyć, odciąć końcówki, pokroić na paski długości 9 cm.
Wodę zagotować z cukrem i sokiem z cytryny. Partiami obgotowywać rabarbar około 5 minut - ma zmięknąć, ale nie może się rozpadać.
Odłożyć na papierowy ręcznik.

Na schłodzonym kremie ułożyć całkowicie ostudzony rabarbar.

Przechowywać w lodówce.

Smacznego!

Jeśli nie macie konfitury z lilaka, być może jeszcze nie jest za późno, żeby ją przygotować...? Możecie ją jednak zastąpić konfiturą z róży lub, bardziej prozaicznie, dżemem rabarbarowym bądź truskawkowym. Też będzie pysznie!

czwartek, 11 czerwca 2015

Wyjątkowy sernik z rabarbarem i truskawkami

Chyba zacznę wierzyć w cuda, tudzież moc narzekania. Co post zrzędziłam, że pogoda paskudna, i jeszcze bezczelnie zazdrościłam Polakom upałów. I co? Słonko postanowiło pokazać, co potrafi. Cieplutko, przyjemnie, lekki wiaterek, no ideał! Znając życie, długo to nie potrwa, ale... Cieszę się ogromnie. Od razu chce się żyć!

W mojej kuchni aktualnie królują truskawki z rabarbarem. To chyba najpopularniejsze połączenie początku lata - kwaśne łodygi i słodkie, soczyste kuleczki... Nie można mu się oprzeć, i nawet ci, którzy za rabarbarem nie przepadają, w takim duecie zjadają go z ochotą. Tym razem tę magiczną parę zamknęłam w serniku - tego, co wyszło, nie da się opisać słowami... Ale spróbuję, żeby jeszcze bardziej Was zachęcić: chrupiący, ciasteczkowy spód, rozpływająca się w buzi, delikatna masa rabarbarowa, obłędnie kremowa warstwa sernikowa z tonką, a całość pod puszystym, intensywnie truskawkowym musem. Podawajcie koniecznie ze świeżymi truskawkami! Wygląda pięknie, a smakiem wprost zachwyca. C. nie mógł przestać jeść, a wiecie przecież dobrze, że dla niego serniki to tylko na zimno. Do pieczonych podchodzi ostrożnie, choć coraz częściej udaje mi się go do nich przekonać. Tym razem wystarczyła jedna łyżeczka, żeby przepadł. 

Jeśli nie macie tonki, możecie zastąpić ją wanilią. Taki zresztą był mój pierwotny plan, ale kiedy w oko wpadła mi tonka, nie mogłam się powstrzymać przed jej użyciem. Pasuje tutaj doskonale, ale wanilia jest przecież bardzo uniwersalna, i w tym cieście również sprawdzi się doskonale.

Sernik rabarbarowy z tonką i musem truskawkowym

Składniki:
(na formę o średnicy 20 cm)

spód:
  • 115 g ciastek digestive
  • 45 g masła

masa serowa:
  • 325 g serka mascarpone
  • 450 g serka kremowego
  • 155 g cukru
  • 4 jajka
  • 300 g rabarbaru
  • 1 ziarno tonki

mus:
  • 300 g truskawek
  • 300 ml śmietany kremówki (38%)
  • 3 łyżeczki żelatyny
  • 2 łyżki zimnej wody
  • 50 g cukru

dodatkowo:
  • 5 truskawek

Ciastka na spód pokruszyć, wymieszać z rozpuszczonym masłem. Dokładnie ugnieść na dnie tortownicy wyłożonym papierem do pieczenia.

Podpiec w 180 st. C. przez 12-15 minut.
Przestudzić.

Rabarbar pokroić, zagotować z cukrem. Gdy zacznie się rozpadać, zdjąć z palnika, zmiksować blenderem na gładką masę, ewentualnie przetrzeć przez sitko.

Serek kremowy, mascarpone, pozostały cukier i jajka zmiksować na gładką masę. Podzielić ją na pół. Do połowy dodać mus rabarbarowy, do drugiej części - startą tonkę. Wymieszać. 
Na spód wyłożyć masę rabarbarową, na wierzch tą z tonką.

Piec w 180 st. C. przez 10 minut, następnie zmniejszyć temperaturę do 140 st. C. i piec jeszcze 1 godzinę.

Wystudzić w piekarniku, a następnie schłodzić w lodówce.

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Truskawki odszypułkować, zmiksować blenderem na gładką masę. Połowę truskawek podgrzać, dodać żelatynę, wymieszać aż do jej rozpuszczenia. Wymieszać z pozostałymi truskawkami, ostudzić.
Kremówkę ubić na sztywno, delikatnie wymieszać z masą truskawkową.
Wyłożyć mus na wierzch ciasta, schłodzić w lodówce przez 2-3 godziny.

Udekorować połówkami truskawek.

Smacznego!

Bardzo spodobało mi się pieczenie serników owocowych. Do tej pory przygotowywałam tylko takie z całymi owocami, a okazuje się, że dodanie musu z owoców do masy serowej to naprawdę doskonały pomysł. Po rabarbarowym sezonie z pewnością sięgnę po kolejne dary lata...

środa, 10 czerwca 2015

Sernikobrownie z rabarbarem, i nagły przypływ sił

W poniedziałek dużo czasu spędziłam w kuchni. Nie dlatego, że robiłam wyjątkowo dużo różnych rzeczy. Skupiłam się na jednym - drożdżówce. Gdzieś w międzyczasie przygotowałam pyszny koktajl i szybką sałatkę na obiad, ale to właśnie ciasto drożdżowe pochłonęło całą moją uwagę. Zrelaksowało mnie niesamowicie, i sprawiło, że znów nabrałam chęci na blogowanie. Przez ostatni miesiąc pisałam bowiem raczej z przyzwyczajenia czy też niepisanego obowiązku. Moją głowę zaprzątają teraz zupełnie inne sprawy, choć większość z nich, w sposób pośredni lub nie, związana jest z jedzeniem. A tutaj nagle znalazłam te parę godzin na nacieszenie się przygotowaniami, na podziwianie tych wszystkich pięknych kolorów. Zielono-różowy rabarbar, soczystoczerwone truskawki, zarumienione, dojrzałe morele, intensywnie zielony szpinak, wiosenno-seledynowe szparagi... Coś pięknego. A w głowie same układały mi się zdania kolejnych postów, aż miałam ochotę pobiec do komputera i czym prędzej je zapisać, żeby móc sięgnąć do tych myśli, gdy natchnienia i chęci zabraknie.

Czasu, niestety, mi od tego nie przybędzie, ale myślę, że zorganizuję go sobie nieco lepiej, żeby mieć dla bloga więcej czasu. Bo przecież ja to po prostu lubię robić, prawda...?

Dzisiaj jednak nie o drożdżówce będzie mowa, a o cieście zupełnie innym, choć też z rabarbarem (no ba!). Połączyłam intensywnie czekoladowe brownie z delikatnym, waniliowym sernikiem i kwaskowym, dodającym całości charakteru, rabarbarem. Wyszło obłędnie! Ciacho zabrałam do koleżanki, i znikało w tempie błyskawicznym. C. wybłagał kawałek zanim wyszłam i stwierdził, że to jedne z najlepszych ciast, jakie ostatnio jadł. A ja się z nim w pełni zgadzam! Połączenie może i jest nieco zaskakujące, ale wszystkie warstwy idealnie się uzupełniają, a karmelizowany w czerwonym winie rabarbar to czysta poezja. Spróbujcie koniecznie, póki można jeszcze znaleźć te kwaśne łodygi na sklepowych półkach.

Sernikobrownie z rabarbarem

Składniki:
(na formę 25x22 cm)

brownie:
  • 100 g ciemnej czekolady (75%)
  • 100 g masła
  • 2 jajka
  • 80 g cukru
  • 30 g kakao
  • 170 g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia

masa serowa:
  • 300 g serka kremowego
  • 100 g mleka skondensowanego słodzonego
  • 1 jajko
  • 2 łyżki mąki pszennej
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii

dodatkowo:
  • 300 g rabarbaru
  • 80 g cukru
  • 50 ml czerwonego wina

Rabarbar pokroić na mniejsze kawałki. 
Cukier skarmelizować, dodać rabarbar, poddusić. Zalać winem, gotować 5-10 minut, aż rabarbar zacznie się rozpadać.
Ostudzić.

Masło rozpuścić, zdjąć z palnika, dodać posiekaną czekoladę. Wymieszać aż do jej rozpuszczenia, przestudzić.
Jajka ubić z cukrem na puszystą, jasną masę. Powoli wlewać czekoladę, cały czas miksując. Na końcu partiami dodać przesianą z kakao i proszkiem mąkę.

Ciasto wyłożyć do formy wyłożonej papierem do pieczenia.

Serek, mleko skondensowane, jajko, mąkę i ekstrakt zmiksować tylko do połączenia składników. Wyłożyć na masę czekoladową, lekko przemieszać.
Na wierzchu ułożyć rabarbar.

Piec w 180 st. C. przez 25-30 minut.
Wystudzić w piekarniku z uchylonymi drzwiczkami.

Przechowywać w lodówce.

Smacznego!

To było moje pierwsze serniko-brownie, ale będę do tego połączenia wracała, z innymi owocami, a może i zupełnie innymi dodatkami. Nie mogę przestać się nim zachwycać, choć czasu od konsumpcji minęło już sporo. To zdecydowanie o czymś świadczy, prawda...?

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Lody z pieczonym rabarbarem

Doszły mnie słuchy o polskich upałach. Że ponad trzydzieści stopni i wytrzymać nie idzie. Że nie ma czym oddychać, słońce świeci jak szalone, i w ogóle Hiszpania wysiada w przedbiegach. 
My mieliśmy jeden (jeden!) ładny dzień. Bez szaleństw, prawie dwadzieścia pięć stopni. I to tylko do godziny siedemnastej trzydzieści, potem zaczęło się chmurzyć, żeby na wieczór znów zalać nas deszczem. 
Dziwicie się, że zaczynam mieć wiosenną depresję? Pogoda nie zachęca do niczego, do czego w zasadzie w czerwcu zachęcać powinna. Zbieranie róż przekładam z dnia na dzień, licząc na odrobinę słońca (aż w końcu kwiaty przekwitną, i znów obejdę się smakiem...). W dodatku sama już nie wiem, co z tym robić, i jak walczyć z ogólnym zniechęceniem. Heh...

Mimo wszystko, kręcę lody (w zasadzie teraz mam przerwę, bo mój mikro zamrażalnik pęka w szwach), bo jak wiadomo, nic lepiej nastroju latem nie poprawi (zimą królują ciasta czekoladowe, ale o tym chyba wszyscy wiedzą). Tym razem na warsztat wzięłam truskawki w połączeniu z moim ukochanym rabarbarem. Owoce zapiekłam z dodatkiem cukru i czerwonego wina, w związku z czym odpowiednio odparowały, a alkohol z cukrem utworzył pyszny, gęsty sos. Wymieszałam to obłędnie pachnące cudo z klasycznymi lodami waniliowymi, tworząc efekt marmurka. Wygląda to pięknie, a smakuje jeszcze lepiej. Jakbym mogła, zjadłabym od razu wszystkie - są po prostu obłędne! 
Jeśli doskwierają Wam upały - musicie tego spróbować. Jeżeli tak jak ja, mieszkacie w strefie wiecznych chłodów - też spróbujcie. Rzeczywistość przestanie być tak przytłaczająca - gwarantuję.

Lody z pieczonymi w winie truskawkami i rabarbarem

Składniki:
(na 1,2 l lodów)
  • 350 g truskawek
  • 350 g rabarbaru
  • 55 g cukru
  • 50 ml wina

dodatkowo:
  • 4 żółtka
  • 300 ml mleka
  • 1 laska wanilii
  • 100 g cukru
  • 250 ml śmietany kremówki (38%)

Truskawki pokroić w ćwiartki, rabarbar w plasterki. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, posypać cukrem, zalać winem.

Piec w 170 st. C. przez 40-50 minut, aż owoce będą miękkie, a z wina i cukru utworzy się dość gęsty sos.
Ostudzić.

Laskę wanilii rozkroić, wyskrobać ziarenka. Całość umieścić w garnuszku, zalać mlekiem, zagotować, przestudzić. Wyjąć laskę wanilii, mleko zagotować raz jeszcze. Żółtka ubić z cukrem na puszystą, jasną masę. Powoli wlewać mleko, cały czas miksując. Przelać masę z powrotem do garnuszka, podgrzewać, aż nieco zgęstnieje (nie gotować). Ostudzić, schłodzić w lodówce.

Schłodzoną masę jajeczną wymieszać z kremówką. Przelać do maszyny do lodów. Gdy maszyna skończy pracę, przełożyć lody do plastikowego pojemnika, dodać upieczone owoce, delikatnie wymieszać, aby powstał efekt marmurka. Zamrozić.

Smacznego!

Tak się zastanawiam, czy można by w taki sposób przyrządzić inne lody. Na przykład z pieczonymi morelami... Co o tym myślicie?

piątek, 5 czerwca 2015

Kolorowy obiad

Wszystko zaczęło się zeszłej soboty, gdy postanowiliśmy udać się na zakupy do nowo otwartego przybytku. Reklamy zachęcały ogromnie, a że akurat było po drodze z pracy, skusiliśmy się. Przywitał nas dział warzywno-owocowy, i już tutaj utknęliśmy na dobre dwadzieścia minut. Wybór - ogromny! A wszystko naprawdę świeże i pięknie pachnące. To właśnie tutaj kupiłam najsmaczniejsze truskawki w tym roku. Gdy znaleźliśmy półkę z ziołami, oboje wpadliśmy w lekki szał. Wybieraliśmy, przeglądaliśmy, aż w końcu w koszyku wylądowało kilka doniczek, między innymi z szałwią, melisą cytrynową, miętą czekoladową, estragonem, rozmarynem i chilli oregano. Tak, tak - jest taka odmiana. Smakuje jak oregano z ostrą papryczką - rewelacja. C. zakochał się w nim bez pamięci. 
W koszyku wylądowała cała masa różności, również z innych działów. Zaopatrzyłam się więc w niezbędne do życia liofilizowane jagody, a także cukrową posypkę w kształcie dinozaurów, melasę winogronową i kilka innych ciekawostek. Nie chciało mi się stamtąd wychodzić... Okazało się jednak, że mamy prawdziwe szczęście - wygraliśmy bon na zakupy! W związku z tym w sobotę znów pojedziemy popatrzeć... 

C. wczoraj wracał późno, na mnie więc spadło przygotowanie obiadu. Na pytanie, czy woli tartę, czy makaron stwierdził, że mu obojętnie. Irytują mnie takie odpowiedzi, spojrzałam więc na niego, groźnie unosząc brew. Złapał w dłoń monetę, rzucił - wypadła tarta. Zaczęłam więc kombinować. W lodówce był kawałek sera pleśniowego, i to oregano kusiło mnie ogromnie. Do sklepu szłam z myślą o zakupieniu brokuła, do koszyczka wskoczyły też pięknie wyglądające szparagi. Na wierzch pomidorki, których słodkawy smak, uwalniający się po upieczeniu, wprost uwielbiam. Całość przyprawiona pikantnym oregano i odrobiną melisy cytrynowej. Wyszło bosko - lekko, ale sycącą, bardzo wiosennie i zielono-czerwono. Pycha! No i pięknie wygląda. Skusicie się...?

Tarta ze szparagami, brokułem i serem pleśniowym

Składniki:
(na formę do tarty o średnicy 28 cm)

spód:
  • 150 g mąki graham
  • 100 g mąki pszennej
  • 125 g zimnego masła
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 jajko

nadzienie:
  • 250 g zielonych szparagów
  • 1 mały brokuł
  • 75 g miękkiego sera z niebieską pleśnią
  • 100 ml śmietany kremówki (38%)
  • 200 g serka kremowego
  • 2 jajka
  • sól
  • pieprz
  • kilka listków melisy cytrynowej
  • kilka listków chilli oregano
  • 4 pomidory śliwkowe

dodatkowo:
  • 80 g żółtego sera

Mąki przesiać, wymieszać z solą. Dodać masło, posiekać, a następnie rozetrzeć palcami. Wbić jajko, szybko zagnieść gładkie ciasto. Uformować z niego kulę, zawinąć w folię spożywczą i schłodzić w lodówce przez 1 godzinę. 
Po tym czasie rozwałkować na okrąg nieco większy od średnicy formy. Ułożyć ciasto w formie, formując brzegi.

Na ciasto wyłożyć papier do pieczenia, wysypać kuleczkami do pieczenia lub suchą fasolą. 

Piec w 180 st. C. przez 15 minut.

W tym czasie zblanszować podzielonego na różyczki brokuła i pozbawione twardych końcówek szparagi przez 2-3 minuty w osolonym wrzątku. Odcedzić.
Pomidorki pokroić w ćwiartki. 

Zdjąć z tarty obciążenie i papier.
Piec w 180 st. C. przez 10 minut.

W tym czasie roztrzepać jajka, dodać serek kremowy i kremówkę, połączyć. Dodać sól i pieprz oraz drobno posiekane zioła, wymieszać.

Na podpieczonym spodzie ułożyć szparagi i brokuły, pokruszyć ser pleśniowy. Zalać całość masą jajeczną. Na wierzchu ułożyć pomidorki, posypać startym, żółtym serem. 

Piec w 180 st. C. przez 30-40 minut.

Podawać na ciepło.

Smacznego!

Oczywiście, można użyć zwykłego oregano, albo nawet suszonego. Tarta i tak będzie pyszna. 

czwartek, 4 czerwca 2015

Suszony rabarbar, czyli genialna prostota

Jeśli ktoś jeszcze jakimś cudem nie zauważył, oświadczam - kocham rabarbar. Dla mnie to po prostu ideał - po pierwsze, tradycyjnie dodajemy go do ciast i kompotów, a okazuje się, że jest warzywem. Samo to jest wystarczająco intrygujące, żeby sięgnąć po zielono-różowe łodygi na straganie. Jest piękny i dostojny, i kwaśny jak diabli. Zdecydowanie ma charakter. Nadaje się nie tylko do klasycznych połączeń, które znamy z dzieciństwa, jak na przykład najlepsza na świecie drożdżówka z rabarbarem i kruszonką, która Babcia częstowała, gdy wpadaliśmy zziajani do kuchni, opowiadając o najnowszym, wielkim odkryciu. Można go dodawać do dań wytrawnych, serwować w nieoczywistych kombinacjach, a nawet... Ususzyć! I wcale nie potrzeba do tego specjalnych, drogich urządzeń, choć podobno suszarka do grzybów/warzyw ułatwia sprawę. Ja takich cudów w mojej malutkiej kuchni nie mam, użyłam więc piekarnika, i efekt mnie absolutnie zachwycił. Zresztą, gdy tylko zobaczyłam suszony rabarbar na blogu Chilli bite wiedziałam, że to będzie to. Ususzyłam zaledwie kilogram, i już żałuję, bo znika podjadany w naprawdę szybkim tempie. Obłędnie kwaśny idealnie pasuje do słodkiej granoli (będzie przepis), można nim udekorować letnie ciasta, albo może dodać do mięsa...? Takie połączenie z pewnością zaskoczy gości.

Czas suszenia może nieco przerażać, ale po prostu włączamy piekarnik i zostawiamy całość samej sobie. Od czasu do czasu trzeba zamienić blachy miejscami i przemieszać rabarbar, ale to zajmuje raptem parę minut. A później można się oddać lekturze i wdychać ten niebiański zapach... 
Chyba czas zabrać się za suszenie kolejnej porcji!

Suszony rabarbar

Składniki:
(na 1 l słoik)
  • 1 kg rabarbaru

Rabarbar umyć, osuszyć. Pokroić na kawałki długości 5 cm, następnie wzdłuż na cieniutkie paseczki. Rozłożyć na dwóch blachach z piekarnika.

Suszyć w 70 st. C. przez około 4 godziny, co jakiś czas mieszając i zamieniając blachy miejscami.

Gotowy rabarbar powinien być bardzo suchy.
Przechowywać w szczelnie zamkniętym pojemniku.

Smacznego!

Ja tymczasem zabieram się za bezy, bo niedługo zamrażarka w nich utonie...

wtorek, 2 czerwca 2015

Dżem truskawkowo-rabarbarowy z kwiatkiem

Pogoda nas nie rozpieszcza. Zaczął się czerwiec, a ja ciągle chodzę w kozakach (głównie dlatego, że to jedyne buty, poza kaloszami, które mi nie przemakają, a pada niemal ciągle). Dzisiaj, na przykład, deszczowe krople stukają o parapety odkąd tylko otworzyłam oczy (szósta trzydzieści; żeby nie było, że dopiero co postanowiłam wypełznąć z łóżka i już narzekam), i wcale nie zanosi się na to, żeby miały zamiar przestać. Taka pogoda zachęca tylko do jednego - zalegnięcia na kanapie i czytania. I w tym momencie rozpromieniam się radośnie, bo to przecież właśnie to, co Tygryski lubią najbardziej.

Z racji tego, że od wczoraj mamy truskawkowy miesiąc, mam dla Was przepis na jeden z najlepszych dżemów, jakie miałam okazję jeść. Słodko-kwaśne połączenie majowych łodyg rabarbaru i dorodnych, czerwcowych truskawek. Do garnka, za radą Bei, wpadły też suszone kwiaty hibiskusa, i tu właśnie zaczęła się magia. Ta trudna do sprecyzowania nuta nadaje dżemowi wyjątkowego charakteru i nie pozwala się wręcz oderwać od słoiczka. Zajadam go z przyjemnością na kanapkach, w naleśnikach, rewelacyjnie sprawdzi się jako dodatek do ciast, gdy truskawki będą już tylko wspomnieniem... Polecam Wam ogromnie!

Dżem truskawkowo-rabarbarowy z hibiskusem



Składniki:
(na 7 słoiczków)
  • 2 kg truskawek
  • 1,5 kg rabarbaru
  • 700 g cukru
  • sok z 1/2 cytryny
  • 50 g suszonych kwiatów hibiskusa

Truskawki odszypułkować, rabarbar pokroić na kawałki. Włożyć do garnka, dodać cukier i sok z cytryny. Kwiaty hibiskusa pokruszyć, dodać do garnka.
Gotować na małym ogniu kilka godzin, aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji.
Gorący dżem przełożyć do słoiczków, zamknąć, ustawić do góry dnem aż ostygnie.
Ewentualnie zapasteryzować.

Smacznego!

A skoro już o truskawkach mowa, to w sobotę udało mi się kupić pierwsze prawdziwe, smakujące truskawkami owoce. Pycha! Nie mogłam się od nich oderwać, i z C. nie spoczęliśmy, póki nie zjedliśmy wszystkiego. Mam nadzieję, że pogoda się poprawi, inaczej nawet w czerwcu o naprawdę pyszne pyszne truskawki może być trudno...