Przez ostatnie kilka dni przez piekarnię, w której pracuję, przewinęła się cała masa ludzi. Nie tylko goście, klienci i pani z telewizji, ale też znajomi piekarze, którzy wpadli pomóc w przygotowaniach do świętowania. W końcu tysiąc pięćset tortów Othello (kruchy spód z z czekoladą, krem cukierniczy, ciasteczka migdałowe, bita śmietana, biszkopt, glazura czekoladowa, obręcz z marcepanu i dekoracja z bitej śmietany) i cztery tysiące festelavnsboller (ciasto duńskie przełożone kremem cukierniczym, dżemem i bitą śmietaną), to nie przelewki. Ile chlebów i bułek napiekli w te trzy dni, nawet nie zliczę. Dzisiaj z pracy wszyscy wychodzili ledwo żywi i szczęśliwi, że nawet piekarnie mają urodziny tylko raz do roku...
W każdym razie, poza codziennymi kolegami, przy drewnianych stołach stanęło kilkanaście osób, których wcześniej nie widziałam wcale, albo tylko przelotem. Chłopak, który pojawił się dzisiaj, wzbudził we mnie rezerwę od pierwszego wejrzenia. No dobrze, bądźmy szczerzy: gdybym zobaczyła go na ulicy, czym prędzej przeszłabym na drugą stronę. Niewysoki, ale dobrze zbudowany, łysy, z tatuażem wynurzającym się spod koszulki i biegnącym przez kark na tył głowy. Akurat składał bochenki; jego mina zdecydowanie nie zachęcała do podejścia.
A potem się uśmiechnął uśmiechem tak szczerym i rozbrajającym, że nie sposób na niego nie odpowiedzieć. Okazał się być sympatyczny i zabawny, a konwersacja o czekoladzie szła nam niezwykle gładko. Pracować z takimi ludźmi to sama przyjemność!
Od lat uczę się nie oceniać po pozorach; czasem jednak stereotypowe myślenie jest silniejsze i pierwsze wrażenie robi swoje.
Zastanawialiście się kiedyś, jak Was widzą inni...? Przeczycie stereotypom, czy jesteście raczej w typie otwartej książki?
Sezon na czerwone, krwawe pomarańcze w pełni. Kocham je! Za ten niezwykle intensywny, ciemnorubinowy kolor i cudownie słodki smak.
Tym razem zamknęłam je w słoiczkach, żeby móc cieszyć się nimi, gdy na straganach będą królować truskawki czy jabłka. Z odrobiną rozmarynu smakują wyjątkowo; naprawdę ciężko się oprzeć, żeby nie podjadać konfitury prosto z garnka (parzy, uważajcie!).
Koniecznie zróbcie. Może przyda się do mazurka...?
Konfitura z czerwonych pomarańczy z rozmarynem
Składniki:
(na 4 słoiczki po 150 ml)
- 2 kg czerwonych pomarańczy
- 400 ml wody
- 350 g cukru
- 2 łyżki masła
- 3 gałązki rozmarynu
Z połowy pomarańczy zetrzeć skórkę. Owoce wyfiletować, wycisnąć sok z resztek. Wszystkie błonki i pestki zawinąć w gazę lub włożyć do pończochy, zawiązać. Umieścić z pomarańczami, sokiem i całymi gałązkami rozmarynu w misce, zalać wodą i wstawić na noc do lodówki.
Następnego dnia jak najdokładniej wycisnąć zawiniątko, wyrzucić. Pomarańcze przelać do garnka, dodać cukier i masło, zagotować. Na małej mocy palnika gotować 2-3 godziny, aż do osiągnięcia pożądanej konsystencji (im dłużej gotowana, tym gęstsza będzie konfitura).
Pod koniec gotowania wyjąć rozmaryn. Konfiturę przełożyć do wyparzonych słoiczków, zamknąć, ostudzić, ewentualnie zapasteryzować.
Smacznego!
A jutro z rana prawdziwy luksus - można spać aż do drugiej!
Może nie uwierzycie, ale naprawdę ogromnie się cieszę.