czwartek, 14 marca 2013

Traumatyczne pączki - oponki dla cierpliwych

Uff... Dzisiaj będzie o pączkach, o których obiecałam napisać kilka dni temu. Moi drodzy - takiej pączkowej męki jeszcze nie przeżyłam! Tym bardziej, że do tej pory pączusie wychodziły mi pulchniutkie i wspaniałe za każdym razem, kiedy więc wyjęłam z garnka gniotki, którymi, jakby dobrze rzucić, można by kogoś poważnie uszkodzić, niemal się załamałam. Ansia jednak stwierdziła, że do wytrwałych świat należy i poddawać się nie godzi, więc zrobiłam podejście drugie. Jakie było moje rozczarowanie, kiedy po godzinie ciasto znów nie urosło ani o milimetr! A pełna dobrych chęci, umieściłam je w piekarniku z włączonym światłem, żeby miało cieplutko, bez przeciągów, no nic, tylko rosnąć przecież! Wściekła, stwierdziłam dość! A że C. robił przed wyjściem maślane oczy o pączki, zła, zostawiłam ciasto tam, gdzie było. W sumie, to nie jestem pewna, dlaczego od razu go nie wyrzuciłam... Może chciałam mu pokazać, ile się nacierpiałam, a efektów brak...? Dość, że zajrzałam do piekarnika dwie godziny później, i moim oczom ukazało się... Dokładnie tak - wyrośnięte ciasto drożdżowe! Patrzyłam i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. No bo jak to tak...? Najpierw nic, a potem nagle bum...? Hmpf... Zaskoczona stwierdziłam, że skoro już urosło, to przecież nie będę wyrzucać... Rozwałkowałam, powycinałam oponki, znów włożyłam na godzinę do cieplutkiego piekarnika. Urosły! I wyszły idealne - puchate, leciutkie, z tą cudowną obrączką, która niektórym spędza sen z powiek. Czy było warto...? Cóż... Satysfakcję mam, nie powiem, ale więcej po ten przepis nie sięgnę. Nie chcę Was zniechęcać, ale na blogu są przepisy, przy których nie czekają Was godziny niepewności... Zdecydujecie sami.

Po wszystkim doszłam do wniosku, że winę za taki układ rzeczy ponosi zbyt duża ilość rumu. Na początku nie zwróciłam na to uwagi, bo zawsze do pączków daję alkohol. Nie w takich jednak ilościach! Dwie łyżki to stanowczo za dużo. Wydaje mi się, że olejek byłby dużo lepszym rozwiązaniem - bezpieczniejszym, no i da bardziej wyraźny smak. Dwie, trzy krople, i powinno się udać.

Co do źródła... Kiedy drugi raz ciasto nie urosło, zła, wyrzuciłam plik z przepisem, w którym również znajdował się adres strony, z której go wzięłam. Później, choć próbowałam, nie mogłam już go znaleźć... Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Jeśli znacie autora, proszę, podrzućcie adres. Z drugiej strony jednak nie wiem, czy taka recenzja byłaby dobrą reklamą dla bloga...

A teraz już zapraszam Was na rumowe oponki. Puchate, pączkowe, z delikatnym aromatem rumu. Smaczne. C. był bardzo zadowolony. Ja, po tym co z nimi przeszłam w kuchni, nieco mniej...

Oponki rumowe


Składniki:
(na 7-8 sztuk)
  • 250 g mąki pszennej
  • 25 g świeżych drożdży
  • 1 żółtko
  • 1 jajko
  • 50 ml letniego mleka
  • 60 g cukru pudru
  • 2 łyżki ciemnego rumu
  • 25 g miękkiego masła
  • 1/4 łyżeczki soli

dodatkowo:
  • 1 łyżka cukru pudru
  • 1-2 l oleju

Drożdże rozetrzeć z mlekiem, 1 łyżką mąki i 1 łyżką cukru. Odstawić na 15 minut, żeby drożdże ruszyły.

Masło utrzeć z cukrem pudrem. Wbić żółtko, następnie całe jajko, dokładnie miksując po każdym dodaniu. Wlać rozczyn, wsypać sól, partiami dodawać mąkę. W tym momencie należy zmienić końcówki w mikserze na haki do ciasta drożdżowego, lub dalej wyrabiać ręcznie. Ka końcu wlać rum, wyrobić gładkie, nielepiące się ciasto. Odstawić na 2-3 godziny w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.

Wyrośnięte ciasto rozwałkować na grubość 1,5 cm. Szklanką wycinać koła, malutkim kieliszkiem dziurki.  Oponki odstawić na 30-60 minut do wyrośnięcia.

Wyrośnięte oponki smażyć na gorącym oleju na złoty kolor z obu stron.
Oprószyć cukrem pudrem.

Smacznego!

A jak u Was pogoda...? Bo u nas znów zima... Kiedy C. wrócił z pracy, o pierwszej w nocy, z przerażeniem zauważyłam, że okno nad łóżkiem jest całkiem zasypane... Na szczęście nie musiałam odkopywać auta o piątej nad ranem, bo później już nie padało... Mimo wszystko, nie jest mi z tym najlepiej - miałam nadzieję na wiosnę, a tu znów biało... Kiedy wreszcie zima się spakuje na dobre...?

14 komentarzy:

  1. wyglądają pysznie:) moje oponki nigdy nie są takie puszyste. Ładnie z nimi walczyłaś:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem co czułaś po takie pierwszej porażce, kilka lat temu miałam podobną akcję z pączkami, która zakończyła się bardziej katastroficznie niż Twoja. Ja wstawiłam plastikową miskę z opornym ciastem do kominka w którym już wygasł ogień ale było przyjemnie ciepło. Poszłam do kuchni zająć się nadzieniem i jakie było moje zdziwienie kiedy po 20 minutach wróciłam i zobaczyłam ogień w kominku. Ciasto zalało cały kominek i upiekł się a raczej spalił jeden wielki pączek. Nadzienie już nie było potrzebne a ja na kilka lat zapomniałam o robieniu pączków.
    Oponki wyglądają wspaniale:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne! Okupione oczekiwaniem i niepewnością, ale są naprawdę piękne :D W dodatku z rumem. Mniam. Jeśli wpadnie mi w ręce rum, to spróbuję zrobić te pączki :D

    OdpowiedzUsuń
  4. no powiem Ci walka była:))ale opłacało sie:)a mi smaku narobiłas hahahha
    http://pecanbutter.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne, jak widać nie należy się poddawać, podobne tortury przeszłam z domowym makaronem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Też już czekam na wiosnę, i na oczekiwanie szukam coś słodkiego i trafiły się smakowite oponki:)
    Myślałam że tylko ja wstaję o piątej do pracy:(
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. tyle męki ale za to jaki efekt- cudne, piękne ! i na bank pyszne :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wyglądają apetycznie! Warto było czekać! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Szacun za cierpliwosc :)
    A pogoda... Nie chce zapeszac, ale zaczelo sie ocieplac!

    OdpowiedzUsuń
  10. Przyjmuję zaproszenie- te puchate oponki wyglądają bardzo smacznie.

    OdpowiedzUsuń
  11. no cóż zdarza sie każdemu...ale podziwiam Cię za wytrwałość, bo efekt naprawdę super :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Tyle narzekania i znięchecania ale oponki wyglądają przepysznie!!! Takie puchate i duże. Mniam, mniam.

    OdpowiedzUsuń