W tym roku zapisałam sobie na kartce kilka kulinarnych wyzwań. Rzeczy, których nigdy nie robiłam, które wydają mi się ogromnie skomplikowane, a jednocześnie nieziemsko pyszne. Wypieki sygnowane przez mistrzów cukiernictwa. Słynne na cały świat. Jako pierwsze - makaroniki...
Gdy pierwszy raz usłyszałam tę nazwę pomyślałam, że to jakiś drobny makaron... Z truskawkami może...? Okazało się, że byłam daleka od prawdy. Makaroniki bowiem to bezowe, migdałowe ciasteczka. Kapryśne, i niezwykle delikatne. Ich przygotowanie wymaga ogromnej precyzji, należy skrupulatnie trzymać się przepisu, bardzo uważać, aby piana nie opadła. Po tych wszystkich esejach na ich temat, które dane mi było przeczytać stwierdziłam, że nigdy się nie odważę. Do mistrzostwa bowiem mi daleko...
W końcu, po kilku latach nieustannego pieczenia doszłam do wniosku, że dłużej już nie wytrzymam - być może nie wyjdą, ale spróbować muszę! Zabierałam się do nich jak pies do jeża... Patrzyłam nieufnie na przepisy i miliony porad, jak je przygotować, żeby się udały. Z duszą na ramieniu i przerażeniem w oczach mieszałam migdały z białkami. Drżącymi dłońmi przekładałam masę do woreczka, a następnie wyciskałam na matę. Kiedy dotykałam palcem, najdelikatniej jak potrafiłam, wierzchu po godzinie stania, wstrzymywałam oddech. W czasie pieczenia siedziałam z nosem opartym o szybę piekarnika. Kiedy je wyjęłam i okazało się, że mają słynną, niemalże nieosiągalną dla laików stópkę, niemal skakałam z radości. Udało się!
Oczywiście, że nie są idealne. Powierzchnia wyszła lekko chropowata, mają lekkie czubeczki - za słabo wymieszałam migdały z białkami. Byłam jednak tak przerażona, że przebiję masę, że wolałam nie ryzykować. Następnym razem będzie lepiej.
Efekt...? Hmpf... Jakby to powiedzieć...? Są smaczne. Nawet bardzo. Delikatne i nieziemsko słodkie, nie da ich się zjeść dużo (ja wymiękam po dwóch sztukach, a wiecie, że słodkości mi niestraszne). C. bardzo smakują. Mi nieco mniej. Ale nie jest to wina makaroników...
Otóż, ich przygotowanie owiane jest niemal legendą. Owszem - nie jest to najprostszy wypiek, jeśli chcecie upiec pierwsze w życiu ciasteczka, z pewnością nie polecę Wam makaroników. Ale... Bez przesady. Wszystko jest dla ludzi. Przygotowanie idealnych wymaga praktyki, kilku prób, wypracowania najlepszego dla siebie sposobu. Nie jest to jednak aż tak trudne. Da się zrobić. Tylko trzeba w siebie uwierzyć.
Właśnie dlatego u mnie nie wywołały ekstazy. Bo po tym wszystkim, co o nich przeczytałam i usłyszałam, spodziewałam się trzęsienia ziemi. A to są po prostu smaczne ciasteczka... Żeby wyrobić własny pogląd, musicie ich jednak spróbować.
Przygotowując się do pieczenia makaroników, kupiłam trzy książki im poświęcone. A w końcu i tak skorzystałam z przepisu Pomidorowej Ani. Uwielbiam jej bloga, wszystkie przepisy zawsze mi wychodzą, no i jej makaroniki są takie piękne... Zaufałam jej, i nie żałuję. Bezy przygotowałam bez większych problemów, i gdybym tylko nie była tak przerażona podjętym przedsięwzięciem, z pewnością wyszłyby ładniejsze. Trzeba zastosować się do kilku podstawowych rad - i udadzą się z pewnością. Skoro mi wyszły...
Krem przygotowałam najprostszy z możliwych - dzięki słonawemu serkowi nie jest tak piekielnie słodki, i ciasteczka dają się jeść. Obowiązkowo do gorzkiej kawy!
Makaroniki z kremem z Nutelli
Składniki:
(na 10 gotowych ciasteczek)
- 60 g białek
- 70 g zmielonych migdałów
- 70 g cukru pudru
- 80 g drobnego cukru
- 1 łyżeczka skrobi ziemniaczanej
nadzienie:
- 140 g serka kremowego
- 80 g Nutelli
Białka prze pieczeniem odstawić na 12-48 godzin w temperaturze pokojowej lub około tygodnia w lodówce. Należy odstawić nieco więcej białek i zważyć je po suszeniu - stojąc, zmniejszą znacząco swoją wagę.
Białka ubić, pod koniec partiami dodając cukier. Dodać skrobię, połączyć. Cukier puder wymieszać z migdałami, przesiać na masę białkową. Delikatnie wymieszać szpatułką - masa powinna być nieco lejąca, ale jednocześnie musi zachowywać kształt.
Masę przełożyć do rękawa cukierniczego z dużą, okrągłą końcówką - ok. 1 cm - i wyłożyć na blachę wyłożoną papierem do pieczenia lub matą silikonową. Wcześniej warto narysować równe kółeczka.
Odstawić na 30-60 minut. Po tym czasie powinna utworzyć się skorupka i dotykając powierzchni makaroników palec nie powinien się przyklejać.
Piec w 150 st. C. przez 10-12 minut.
Po tym czasie wyłączyć piekarnik, uchylić drzwiczki i zostawić makaroniki do przestygnięcia na 2-4 minuty. Następnie wyjąć i całkowicie ostudzić.
Serek zmiksować z Nutellą na puszystą, gładką masę. Przekładać nią ciasteczka, sklejając po dwa.
Smacznego!
Nie wiem, czy udało mi się Was zachęcić do spróbowania sił w przygotowaniu makaroników. Ja jeszcze z pewnością sięgnę po ten przepis - skoro nie jest to aż tak trudne, to przecież mogę zrobić ładniejsze, prawda...?
Dziś pierwszy dzień wiosny. Hmm... U mnie śniegu cała masa, zimno okrutnie, a zielone mam tylko paznokcie u stóp. Brrr...
świetne to nadzienie!
OdpowiedzUsuńwyglądają pysznie!
Ciekawe... i warte spróbowania :)
OdpowiedzUsuń---
Zapraszam również na kulinarnyblog.pl
Wyglądają bardzo kusząco ;) również nigdy nie robiłam tych ciasteczek, może też podejmę wyzwanie? :)
OdpowiedzUsuńMakaroniki i u mnie wciąż na liście "muszę zrobić koniecznie...kiedyś":)
OdpowiedzUsuńsmacznie wyglądają, nie robiłam ich jeszcze ale kiedyś na pewno się skuszę:)
OdpowiedzUsuńJaka piekna stopka! :)
OdpowiedzUsuńA wiosny i tutaj nie widac. Sniegu nie ma, ale za to jest wiatr i szaruga. Brrr... Wiosno, przyjdziesz wreszcie?
dobrze wyglądają! chętnie bym zjadła:)
OdpowiedzUsuńJak na pierwszy raz są piękne:-)
OdpowiedzUsuńOh a ja tyle się za nie zabieram, chyba mnie przekonałaś do ich upieczenia :)
OdpowiedzUsuńo makaronikach też wiele się naczytałam :) rzeczywiście owiane są w kulinarnej sferze niemal legendą. Ja jednak nie podejmę się póki co. Mam słabą rękę do wypieków,a jeszcze słabszą do piany z białek...no cóż.. xD
OdpowiedzUsuńPiękne Ci wyszły :) Ja też mam kilka zapisanych wyzwań na ten rok, zobaczymy jak z nimi będzie :)
OdpowiedzUsuńTeż się do nich przymierzam i myślę, że mogę polegać na moim piekarniku :) jeśli z Pavlovą sobie poradził, mam nadzieję że i makaroniki da radę upiec :)
OdpowiedzUsuńPrzepis za pisuję. Juz dwa razy moje ciacha wylądowały w koszu. Aż żal było patrzeć jak składniki się marnują o czasie nie wspomnę:(
OdpowiedzUsuńPrzepiękne!
OdpowiedzUsuńcudne,a ja poleglam na makaronikach,wyszly smaczne ale nie ,,cieszyly oka,, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMakaroniki to tez moje letnie wyzwanie kiedy tylko będą maliny i porzeczki bo kawaskowe najlepsze:)
OdpowiedzUsuń