środa, 6 marca 2013

Carroll, ach! Opowiadania

Na tą książkę czekałam od chwili, kiedy dowiedziałam się, że zostanie wydana. Uwielbiam powieści Carrolla, który nie wydał nic od 2007 roku. Byłam więc niezwykle podekscytowana, naprawdę. Emocje sięgały zenitu. Kiedy więc w końcu, po kilku miesiącach, trafiła w moje ręce, zaczęłam czytać od razu. I tak jak usiadłam, wstałam ze trzy razy z kanapy, żeby pójść do łazienki i zrobić sobie herbaty, mruknęłam coś do C. (prawdopodobnie, żeby mi nie przeszkadzał - nie jestem pewna, w jakim języku), po czym z zadowoleniem odłożyłam książkę na kolana, zakładkę zostawiając w dłoni. Naprawdę chciało mi się czytać, wciągnęłam się bez reszty. I choć w kwestii powieści i opowiadań Carrolla jestem niezwykle subiektywna, to mimo przeczytania Kobiety, która wyszła za chmurę od deski do deski, przy jednym podejściu, nie byłam aż tak zachwycona, jak się tego spodziewałam...

Po pierwsze - zdecydowanie wolę jego powieści niż opowiadania. Tam ma czas, żeby powoli rozwijać historię, wciągać mnie, uwodzić, pomału odkrywać przede mną fragmenty układanki. Zdradza tajemnice nie od razu, lecz stopniowo, potęgując napięcie. Jednocześnie chcę już skończyć, żeby dowiedzieć się, o co właściwie chodzi, a z drugiej pragnę, żeby opowieść ciągnęła się w nieskończoność. Zawsze zaskakuje mnie zakończeniem. Ma niesamowitą fantazję, która, mam wrażenie, udziela się i mi.


Kobieta, która wyszła za chmurę to zbiór opowiadań, w których mieszają się elementy zupełnie zwyczajne z fantastycznymi. W tytułowym bohaterka znalazła partnera przez biuro matrymonialne, i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jej przyszły mąż jest... Kosmitą. Najbardziej podobało mi się Pół kroku od furii - opowieść o współczesnej alchemiczce, która zdradziła swój sekret nieodpowiedniemu człowiekowi i musiała w wątpliwy moralnie sposób ratować swoje życie. Dom na wyżynie to historia młodego mężczyzny, zwykłego aż do bólu, którego nagle zaczynają fascynować rusztowania. Kiedy znika, aby zamieszkać na jednym z nich, jego żona niemal odchodzi od zmysłów. Harris przeszedł już jednak na zupełnie inny poziom, z którego nie ma powrotu... W Skradzionym kościele z kolei poznajemy młode małżeństwo. Akurat wybierają się na jej pierwsze spotkanie z jego rodzicami. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nie żyją oni już od kilku ładnych lat...

Opowiadania wciągają, zaskakują, każą patrzeć na elementy otaczającej nas rzeczywistości z zupełnie innej perspektywy. Dla mnie jednak zbyt krótkie, żeby naprawdę poruszyć. Oczywiście, że warto po nie sięgnąć - Carroll kreuje bowiem światy, o których nawet filozofom się nie śniło...

Kobieta, która wyszła za chmurę
Jonathan Carroll
Dom Wydawniczy Rebis
Poznań, 2012

7 komentarzy:

  1. widzę że mamy bardzo podobny gust :) kolejna Twoja recenzja książki, która podoba się również i mi :) tej co prawda jeszcze nie czytałam ale Jonathana kocham od dziecka :) nawet chciałam tak nazwać synka :D ale tego nie zrobiłam :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Weszlam sobie, patrze, a tu Jonathan Carroll na tapecie. Retyyy, uwielbiam go, ale ostatnieco czytalam to chyba "Biale jablka". Nie wiem jak Ty, ja uparcie wracam do "dziecka na niebie". Chyba znow nadszedl czas na te lekture :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja kocham "Krainę Chichów" - przeczytałam ją kilkanaście razy, jest niesamowita. Ale większość jego książek przeczytałam 2-3 razy, są naprawdę świetne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo zazdroszczę Wam, że zapamiętujecie tytuły i autorów, od zawsze mam z tym problem. Ale ponieważ tu i teraz bardzo mi się podoba sposób prowadzenia tego bloga - zapisuję. I pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. uwielbiam książki Carrolla jak i Ty :)) mam całą kolekcję, nawet poszerzoną o język angielski! tak dawno nic nie wydał, że straciłam czujność. przypadek-nieprzypadek przywiódł mnie do Ciebie i tak oto ucieszyłaś mnie niezwykle! jest! jest! już szukam! :)))))

    OdpowiedzUsuń
  6. :) A ja zazdroszczę Ci trochę! Lubię czytać, ale w sumie rzadko to robie, bo zaaawsze coś innego wpada mi w ręce do roboty. Nie żebym czasu na czytanie nie miała, ale zdecydowanie więcej maluje:) Mam jednak teraz bardzo nieadekwatne przedmioty do mojego kierunku, więc w końcu zaczęłam sięgać nieco po książki na weekendowych zjazdach. A teraz nawet choruję trochę, więc już w ogóle nadrabiam zaległości książkowo-filmowe:) Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń