Z wielkiej wyprawy kajakowej wróciłam cała, zdrowa i względnie sucha. I mimo, że mam zakwasy, a tyłek boli mnie niesamowicie, uważam to za jeden z ciekawszych dni tych wakacji. Podobało mi się dużo bardziej, niż oczekiwałam.
Oczywiście zwleczenie się z łóżka o wpół do siódmej nie było rzeczą łatwą. Ale skoro tata C. zarządził zbiórkę o dziewiątej, nie mieliśmy wyjścia. Co, jak co, ale jak pan V. oczekuje Was na konkretną godzinę, nie chcecie się spóźnić.
Zasady tej nie wyznaje jego najstarszy syn z małżonką, niemal za każdym razem doprowadzając swojego ojca rodzonego do rozpaczy. Tym razem wpadł do kuchni za piętnaście dziesiąta i werwą oświadczył: No, zbierajcie się, dlaczego ja zawsze muszę na was czekać...?
W efekcie dotarliśmy na miejsce nieco tylko spóźnieni. Wypchany do granic możliwości wan i jedno z aut zostało u celu podróży, my zapakowaliśmy się w pozostałe trzy i ruszyliśmy na start. Okazało się, że rzeczka jest malutka, u początków miała raptem półtora do dwóch metrów szerokości, za to nurt jest na tyle wartki, że wiosło służyło tylko do sterowania. Usiadłam z przodu, C. zajął miejsce z tyłu, i zaczęliśmy płynąć. Najpierw siedziałam nieco niepewnie, sztywno, oczekując w każdej chwili wywrócenia się kajaku. Jednak po jakimś czasie, nie widząc zagrożenia życia, zaczęłam się rozluźniać i chłonąć otoczenie. Najpierw płynęliśmy między polami - cichymi, tylko szum wiatru w trawach i zbożach. Gdzieniegdzie zamuczała krowa czy zabzyczała pszczoła. Najbardziej urzekły mnie miejsca, gdzie całe masy niezapominajek niemal wpadały do wody - wyglądało to naprawdę zachwycająco.
Od czasu do czasu zbieraliśmy wszystkie kajaki w grupę, piliśmy, jedliśmy i się śmialiśmy. Najbardziej ryzykowne były momenty, kiedy przepływaliśmy pod naprawdę niskimi mostkami - trzeba było położyć się zupełnie płasko na dnie kajaka i uważać, żeby nie przytrzeć nosem o drewniane belki. I w jednym miejscu trzeba było kajaki przenieść na drugą stronę tamy. Poza tym mogliśmy cieszyć się upajającą ciszą i spokojem.
Nie obyło się bez kąpieli, choć do tej pory podziwiam odważnych - woda była bowiem lodowato zimna. Właśnie przy okazji kąpieli odkryto, że klucze do auta, które miało posłużyć do zabrania pozostałych z drugiego końca, zostały właśnie na tym końcu w innym samochodzie zamknięte... Pan V. nie był zadowolony. Użył słowa idiota. Kilka razy.
Nie zepsuło to jednak naszych humorów, wręcz przeciwnie - nadąsana mina taty C. wywołała wybuchy radosnego śmiechu u młodszych uczestników spływu. Pan V. wkrótce się rozchmurzył, choć na winnego ciągle patrzył potrząsając głową z dezaprobatą.
Najbardziej podobało mi się parę ostatnich kilometrów, gdy płynęliśmy w lesie. Reczka rozlała się tutaj szerszym korytem, nad nami zielony baldachim, a spomiędzy liści oblewało nas zielonkawe, niemal czarodziejskie światło. W zadumie oglądaliśmy zachwycające widoki.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, kajaki został spakowane, a auta odebrane, urządziliśmy grilla. Mmm, po ponad sześciu godzinach na wodzie apetyty dopisywały! Były kiełbaski, karkówka, kurczak, polędwiczki, a nawet zaskakująco smaczne kurze serca. Była kukurydza i mocno pachnące czosnkiem domowe bułeczki. Było ognisko i pieczone na patykach pianki. A gdy zrobiło się chłodno, pojechaliśmy na kawę do rodziców C.
Jak już napisałam wyżej - podobało mi się ogromnie, i mam nadzieję, że za rok znów wybierzemy się na spływ.
W ramach przepisu mam dzisiaj muffinki. Smakują inaczej - mąka ryżowa ma charakterystyczną strukturę; muffinki smakują jak z dodatkiem kaszy manny.
Przepis, z myślą o alergicznej siostrze C., znalazłam na opakowaniu mąki ryżowej. Smakowały.
Minimuffiny ryżowe z czekoladą
Składniki:
(na 24 sztuki)
- 125 g miękkiej bezmlecznej margaryny
- 100 g cukru
- 2 jajka
- 125 g mąki ryżowej
- 125 mąki ziemniaczanej
- 1/4 łyżeczki bezglutenowego proszku do pieczenia
- 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
- 50 g ciemnej czekolady bez laktozy (75%)
Margarynę utrzeć z cukrem na puszystą, jasną masę. Po jednym wbijać jajka, dokładnie miksując po każdym dodaniu.
Mąki przesiać, wymieszać z proszkiem. Partiami dodawać do masy, miksując na najniższych obrotach miksera.
Na końcu dodać niezbyt drobno posiekaną czekoladę.
Masę równomiernie wyłożyć do formy na minimuffiny wyłożonej papilotkami.
Piec w 180 st. C. przez 15-20 minut, do suchego patyczka.
Ostudzić na kratce.
Smacznego!
A jutro idę do szkoły. Pierwszy raz po wakacjach. Szczerze - to już się trochę stęskniłam...
muffinki na pewno pyszne, ale nie dla alergików (jaja, czekolada), jeno dla bezglutków - aż im zazdroszczę ;)
OdpowiedzUsuńDla bezglutków i dla bezlaktozowców ;) Przynajmniej mój zjadł i nie narzekał na ból brzucha :)
OdpowiedzUsuńSpływy kajakowe są świetne! Można świetnie spędzić czas z najbliższymi: ))
OdpowiedzUsuńA przepis ciekawy, mąka ryżowa jest specyficzna, więc smak musiał być interesujący: ))
Wow jaki super pomysł na muffinki!
OdpowiedzUsuńMi się marzą kajaki, wokół mnie tego pełno, ale kurcze odwagi mi brak ;)
OdpowiedzUsuńMuffiny fajnie wyglądają, ja bym dała wszystko mleczne-ale akurat możemy jeść :)
Pomysł na muffiny ciekawy.. nigdy takich nie próbowałam :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę wyprawy, nie miałam okazji uczestniczyć w spływie, ale myślę, że to niesamowita przygoda :)
OdpowiedzUsuńMuffinki pyszne, z czekoladą...Mmm :)
Cudownie to opisałaś, niemal poczułam się jakbym była z Wami na tym kajaku :D Spędziłaś fantastyczny dzień :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie do wypróbowania! :)
OdpowiedzUsuńzazdroszczę tego spływu!! a muffinki to nasza ostatnia miłość, robię różne i z różnymi dodatkami, ale z mąki ryżowej zrezygnuję :)
OdpowiedzUsuńDobry pomysł na mąkę ryżową, która właśnie zalega u mnie w szafce ;) Ale jako, że na laktozę nie jestem uczulona, produkty bezmleczne zamieniłabym na zdecydowanie mleczne :)
OdpowiedzUsuńBabeczki pysznie się zapowiadają! Super udana wyprawa :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie wrzuciłaś zdjęć ze spływu!
OdpowiedzUsuńCiekawy skład, aż jestem ciekawa jak one smakowały ?!
OdpowiedzUsuńMnie taka kajakowa wyprawa czeka w najbliższy weekend. Nie moge się doczekać! :)))
OdpowiedzUsuńPoczułam się jak na spływie :) muffinki wyglądają bajecznie.
OdpowiedzUsuńWspaniale wyglądają te muffiny! ; )
OdpowiedzUsuńRewelacyjny przepis!
Na szczęście nie mam w najbliższym otoczeniu alergików, choć z jednej strony gdybym miała, byłby to pretekst to wypróbowania muffinek, bo przepis na nie wydaje się być dość ciekawy :) Mam nadzieję, ze w szkole równie interesująco jak w kuchni po wakacjach też będzie. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńFantastyczna wyprawa. Lubię takie duże spotkania wycieczkowe. Najważniejsze, żeby się dobrze bawić :)
OdpowiedzUsuńZa kajakową wyprawę podziwiam, bo ja jeszcze nie miałam okazji :) Muffiny palce lizać :)
OdpowiedzUsuńHa ha sytuacja z kluczami naprawdę musiała być zabawna! Ale fakt trzeba być idiotą, żeby zostawić kluczem w drugim aucie :D
OdpowiedzUsuńGrill, zawsze miło kojarzy mi się tego typu spędzanie czasu przy takich smakołykach.
A muffinki lubię i ja!
Świetne wyprawa i miłe wspomnienia :D A muffinki pierwsza klasa!
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie ta mąka ryżowa. Muszę koniecznie wypróbować!
OdpowiedzUsuń