Dziś pogoda znów nieprzyjazna - zimno, wieje straszliwie, i naprawdę ciężko uwierzyć, że to już zaraz lipiec... Zniechęcona, na dwór nie wychodzę - Ptysia również odmawia stanowczo zbyt długich spacerów, a co się będę sama włóczyć...
W związku z tym, zamiast letnich aktywności i kręcenia lodów, siadam na kapie z kubkiem gorącej herbaty i książką o jedzeniu. W przerwach szukam jakichś ciekawych przepisów, szczególnie nadających się w plener (mamy w planie dwa wypady, mam nadzieję, że pogoda dopisze). Drapię Ptysię za uchem, oglądam zaległe odcinki ulubionych seriali... Dobrze jest mieć wakacje.
Dzisiaj mam dla Was coś naprawdę niesamowitego. Zainspirowała mnie Ania swoim bazyliowym deserem. Ogólnie bazylię uwielbiam, stosowałam ją już w słodkich daniach i bardzo mi odpowiada jej świeży aromat. Pannę cottę lubię bardzo, ale creme brulee wręcz ubóstwiam. Kremowa konsystencja i chrupiąca cukrowa skorupka to proste, a zarazem ogromnie uzależniające połączenie. Nie potrafię, ba! Nawet nie próbuję się mu oprzeć. Postanowiłam więc te same smaki zamknąć w innym deserze. Efekt? Czysty obłęd!
Miękkie truskawki w słodkim syropie z lekką nutą bzu pod rozpływającym się na języku, wyraźnie bazyliowym kremem. I, oczywiście, pękająca pod naciskiem łyżeczki cukrowa skorupka... Czysta rozkosz.
Już nic więcej nie napiszę, tego po prostu trzeba spróbować.
Bazyliowy creme brulee z truskawkami
Składniki:
(na 7-8 porcji)
- 375 ml śmietany kremówki (38%)
- 200 ml mleka
- 10 g bazylii (listki i łodyżki)
- 4 żółtka
- 40 g cukru
- kilka kropli zielonego barwnika spożywczego
nadzienie:
- 300 g truskawek
- 50 g cukru
- 2 łyżki syropu z kwiatów czarnego bzu
dodatkowo:
- 7-8 łyżeczek drobnego cukru trzcinowego
Bazylię posiekać. Zagotować razem z mlekiem i kremówką, odstawić na 3-4 godziny, żeby płyn przeszedł smakiem bazylii.
Truskawki odszypułkować, pokroić na ćwiartki.
Cukier skarmelizować, dodać truskawki i syrop. Gotować, aż truskawki będą miękkie, a syrop mocno zgęstnieje - około 10 minut. Truskawki równomiernie rozłożyć do kokilek, zalać pozostałm syropem. Ostudzić.
Żółtka utrzeć z cukrem na puszystą, jasną masę. W tym czasie ponownie zagotować śmietankę, odcedzić, powoli wlać do żółtek, cały czas mieszając. Masę przelać z powrotem do garnuszka, podgrzewać, aż nieco zgęstnieje. Nie gotować!
Zdjąć z palnika, dodać barwnik, wymieszać.
Krem delikatnie wlać do kokilek, zalewając truskawki.
Na dnie formy położyć kuchenną ściereczkę, na niej ustawić kokilki. Formę wypełnić wodą do połowy wysokości kokilek.
Piec w 140 st. C. przez 60 minut.
Krem powinien być ścięty z wierzchu, ale ciągle lekko galaretowaty przy potrząśnięciu kokilką.
Ostudzić, a następnie schłodzić w lodówce przez 3-4 godziny.
Przed podaniem posypać cukrem, skarmelizować palnikiem.
Smacznego!
A teraz chyba spróbuję przekonać Ptysię do małego spaceru, w końcu mamy czerwiec, prawda...?
Pyszny pomysł na inną wersję creme brulee :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy i oryginalny pomysł! Deser wygląda super. U mnie na szczęście dziś w miarę ładna pogoda, troszkę niebo zachmurzone, ale ogólnie całkiem ciepło :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńbazylia i truskawka to świetny zestaw - ale żeby z creme brulee?
OdpowiedzUsuńno muszę przyznać, że jestem bardzo ciekawa.
Ojoj wspaniały :-)
OdpowiedzUsuńJa się dziś spacerowo przemogłam, w końcu zimno,nie zimno,mamy czerwiec:)
OdpowiedzUsuńSmakowita wersja creme brulee, zaskoczy gości;)
Aż ślinka cieknie, taki apetyczny!!! :)
OdpowiedzUsuńWygląda wspaniale, bardzo pomysłowy deser! :)
OdpowiedzUsuńkuszące smaki!
OdpowiedzUsuńPopatrz, to z bazylią tez można :) Taki prawdziwy brulee chodzi za mną od kilku dni :P
OdpowiedzUsuńświetne połączenie, uwielbiam!
OdpowiedzUsuńjakie smaki! idealnie
OdpowiedzUsuńmniam! idealnie.... cieknie slinka na sam widok
OdpowiedzUsuńŚwietne, nie robiłam, ale będę musiała nadrobić zaległości i wypróbować :))
OdpowiedzUsuńbardzo interesujący przepis :) mam ochotę wypróbować :)
OdpowiedzUsuńCiekawy przepis, na pewno pysznie
OdpowiedzUsuńZ wielką chęcią bym skosztowała :)
OdpowiedzUsuńU mnie też zimno i kolejne przeziębienie na karku: ( jak tu, myśleć o lodach.....
OdpowiedzUsuńSuper pomysłowy deser, zjadłabym z ogromną chęcią :)
Pychotka :) Chętnie schrupałabym jeszcze ciepły!
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Blog Award - pytania na moim blogu:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńUwielbiam ten krem,ale z bazyliową nutą nie jadłam :)
OdpowiedzUsuńSuper! Uwielbiam truskawki z bazylią!
OdpowiedzUsuńJadłam ten deser w tradycyjnej wersji kilka razy jest przepyszny
OdpowiedzUsuńGdybym miała palnik, na pewno bym go zrobiła. Marzy mi się już od jakiegoś czasu.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa wersja tego deseru, wygląda pysznie:)
OdpowiedzUsuńA mój palnikodmówił wspólpracy, jaka szkoda ;(
OdpowiedzUsuńCoś wspaniałego... Jestem bardzo ciekawa smaku... :))
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe połączenie. Intryguje mnie dodatek syropu z czarnego bzu :)
OdpowiedzUsuńOryginalnie :-)
OdpowiedzUsuńJak zwykle zaskakujesz połączeniem smaków:)! U mnie we wtorek i środę też był jakiś armagedon pogodowy. Kacperek był bardzo zawiedziony = dokuczliwy;) ze względu na to, że zamknęłam balkon na 2 dni. Jak zobaczyłam mojego Ragdolla na balkonie śpiącego w skrzyneczce i moknącego przy 12C, to stwierdziłam, że muszę go niestety pozbawić balkonowania. Jednak od wtorku maja u nas byc mega upały, więc jest dobrze:). A swoja drogą, to ta pogoda u mnie nie ma wyczucia, zawsze przegina w którąś stronę;).
OdpowiedzUsuńAle to cudo i ten smak bazyliowy z truskawami. Uwielbiam to połączenie. Dla mnie magia smaku.
OdpowiedzUsuńBardzo interesujące połączenie. Ja lubię połączenie truskawek z melisą, ale muszę spróbować z bazylią : )
OdpowiedzUsuńjakie niezwykłe połączenie składników :) na pewno smakowało wyśmienicie :)
OdpowiedzUsuńMuszę spróbować:)
OdpowiedzUsuńMusi smakować niesamowicie :)
OdpowiedzUsuń