Tak jak niespodziewanie i gwałtownie się pojawiła, tak szybko zniknęła, nie pozostawiając cienia nadziei. Najpierw sypnęła śniegiem i skuła lodem cały mój maleńki świat, żeby teraz wypuścić go ze swoich zimnych objęć bez uprzedzenia. W ciągu jednej nocy zniknął śnieg, a minus piętnaście zostało zastąpione plus pięć. Wyszłam rano z domu, i ze zdziwieniem odetchnęłam głęboko; z moich ust nie dobyły się kłęby pary; a ostre powietrze nie wypełniło płuc sprawiając, że straciłam oddech. Zamiast tego poczułam obietnicę ciepła.
Pod koniec zeszłego roku moja biblioteczka wzbogaciła się o kilka bardzo ciekawych egzemplarzy. Nie tylko Mikołaj był hojny w tej kwestii; tuż przed Świętami skorzystałam z oferty black friday, i zamówiłam kilka pozycji, na które od dawna miałam chrapkę. Wszystkie okazy namiętnie przeglądam, zaznaczając przepisy do wypróbowania.
Książką, której się nie spodziewałam, a która wzbudziła mój niekłamany entuzjazm, jest Havtorn. Desserter, kager og søde sager Kima Gravenhorsta i Jacoba Ljørringa. Z tego, co wiem, nie została wydana w języku polskim; a szkoda! Jest nie tylko piękna, ale skupia w sobie wspaniałe przepisy na... No właśnie. Na co? Czym może być ten tajemniczo brzmiący havtorn...?
Ależ oczywiście, że to rokitnik. Hmm... Chwila konsternacji. Rokitnik? A cóż to znowu?
Taka była moja pierwsza reakcja. Do tej pory o rokitniku nie słyszałam, ale że uwielbiam nowości wiedziałam, że dowiedzieć się o nim czegoś muszę. Tak zwana skandynawska cytryna; małe, pomarańczowe kuleczki o kwaśnym smaku. Bez trudu zgadniecie, że mnie zachwyciły; w końcu mam słabość do wszelkich kwaskowatości.
Jako pierwszy wypróbowałam przepis na konfiturę, która jest bazą do wielu innych receptur (sok czeka w kolejce). Jej przygotowanie chwilę zajmuje, ale efekt jest rewelacyjny: niemal przezroczysta, soczyście pomarańczowa i kwaśna. Wygląda pięknie, a smakuje jeszcze lepiej. Ciężko się jej oprzeć...
W dodatku nic się nie marnuje; skórki, które zostają po przetarciu owoców, suszymy w piekarniku, a następnie mielimy na pył. Bardzo dekoracyjnie taki pyłek wygląda, mam już kilka pomysłów na jego wykorzystanie.
Jeśli więc znajdziecie gdzieś rokitnik - nie wahajcie się. Naprawdę warto go spróbować!
Konfitura z rokitnika
Składniki:
(na 2 małe słoiczki)
- 500 g owoców rokitnika
- sok z 1 cytryny
- 100 ml wody
- 350 g cukru
- 1,5 łyżeczki pektyny
Sok z cytryny, wodę i owoce umieścić w garnuszku. Gotować przez 5-10 minut, aż owoce zaczną się rozpadać. Przetrzeć przez sitko (skórki zachować). Mus przełożyć do szystego garnuszka, dodać cukier, zachowując diwe łyżki. Gotować na małej mocy panika przez 10-15 minut. Po tym czasie dodać pektynę wymieszaną z resztą cukru, gotować kilka minut, aż dżem zgęstnieje.
Przełożyć do wyparzonych słoiczków, zakręcić, ewentualnie zapasteryzować.
Skórki rozłożyć cieniutką wartwą na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Suszyć w 40-50 st. C. przez 4-5 godzin, aż skóki będą zupełnie suche (jeśli zostało więcej miąższu, może to zabrać nawet do 12 godzin).
Zmielić w młynku do kawy, przechowywać w szczelnie zamkniętym słoiczku.
Smacznego!
A ja jadę dziś do Kopenhagi. Na wykład o czekoladzie.
Tak, wiem; sama sobie zazdroszczę.
Wykładu bardzo zazdroszczę:)
OdpowiedzUsuńRokitnik jest bardzo zdrowy, u mnie w domu pija się sok:) Konfitura kusi:)
Brzmi pysznie! Już przetwarzałam rokitnik w swojej kuchni :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKolor konfitury bajeczny, rokitnik uwielbiam połączony z jabłkami w soku.
OdpowiedzUsuńAktualnie u mnie czuć wiosnę a jeszcze dwa dni temu śnie chrzęścił pod moimi butami :) kto by nadążył za tą pogodą...
Nie ma to jak skromność. Czekam z niecierpliwością na post o czekoladzie.
OdpowiedzUsuńWszystko w nadmiarze szkodzi, nawet skromność ;)
UsuńPost będzie niedługo, bo dzień miałam fantastyczny :)
Zaintrygowałaś mnie tym rokitnikiem, bo nigdy wcześniej się nim z nie zetknąłem, a konfitura wygląda kusząco :)
OdpowiedzUsuńO rokitniku słyszałam już i to dużo dobrego, niestety jak nie zasadzę w ogrodzie to nie mam szans na wypróbowanie- u nas nie do kupienia.
OdpowiedzUsuńU nas to też nowość. Póki co zadowalam się mrożonym, ale i o świeży się kiedyś postaram :)
UsuńTylko gdzie ten rokitnik dostać;-)? A przepis to prawdziwa perełka. I zazdroszczę - no wiesz czego:-)
OdpowiedzUsuńJa kupiłam mrożony w markecie, ale w Polsce...? Nie mam pojęcia...
UsuńBardzo ciekawi mnie smak tej konfitury, na pewno bym spróbowała:)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję się bez bicia, że właśnie mnie zapoznałaś z tym odkryciem. Wcześniej nie miałam przyjemności, aż żałuję...
OdpowiedzUsuńz rokitnika znam tylko olej - mocno pomarańczowy o dziwnie mdłym smaku. Ale o dziwo, uwielbiam go do owsianki! :D
OdpowiedzUsuńPowiem Ci że jeszcze nie jdałam...ale do czasu :)
OdpowiedzUsuńRokitnik - znam i stosuję sok z niego. Jest bardzo zdrowy.
OdpowiedzUsuńWYkładu o czekoladzie zazdroszczę :)
Uwielbiam rokitnik. Najczęściej piję go w postaci soku i mieszam z sokiem jabłkowym. Syropu dotąd nie robiłam, nie wiem gdzie zdobyć świeże owoce :)
OdpowiedzUsuńO tych owocach tylko słyszałyśmy ale nigdy nie próbowałyśmy. Ciekawe jak taka konfitura smakuje :)
OdpowiedzUsuńW trójmieście można kupić w cukierniach T. Dekera czekoladki z rokitnikiem. Poza tym znamy sok z rokitnika, ale kupić go u nas niełatwo, choć już go widziałam w sprzedaży. Pozdrowienia M
OdpowiedzUsuńRokitnik w Polsce rośnie głównie na wybrzeżu. Uprawia się go też dla celów leczniczych i spożywczych. Rokitnik ma bardzo dużo witaminy C ( a co ciekawe podczas gotowania roślina ta nie traci witaminy C, bo nie posiada enzymów rozkładających tę witaminę.
OdpowiedzUsuńZ rokitnika można robić soki, przeciery, dżemy. W Polsce nie widziałam mrożonego, ale można kupić z niego soki). Cieszę się, że zapomniane rośliny stają się popularne i mam nadzieję będą wracać do łask :)Pozdrawiam