wtorek, 12 kwietnia 2011

Słów kilka o weekendzie

Od niedzieli właściwie się zbieram, żeby o minionym weekendzie opowiedzieć. Ale albo ktoś przychodzi, albo trzeba nowy odcinek serialu obejrzeć, albo pospać trochę... W końcu mam chwilę między gotowaniem zupy a renowacją zabytków przed wyjściem do pracy.
W sumie wydarzyły się dwie bardzo przyjemne rzeczy. Po drugie w niedzielę rozpoczęliśmy sezon grillowy. Miał być u nas, ale z racji ciągle istniejących wilczych dołów w ogródku przenieśliśmy się do Ani i Krzysia. Zabraliśmy NS, i muszę powiedzieć, że tak przyjemnego popołudnia już dawno nie doświadczyłam. Ciepło tak, że można siedzieć na dworzu w krótkim rękawie. Słonko świeciło raźnie, zapachy znad grilla nęciły, leniwie sączone piwo, rozmowy i śmiech. Czego więcej trzeba, żeby miło wspominać niedzielę?

Po pierwsze natomiast odwiedziliśmy niesamowite - przynajmniej dla mnie - miejsce. Otóż w sobotę wybraliśmy się do Aarhus na Bazar Vest. Nigdy czegoś takiego nie widziałam (nie, żebym widziała jakoś specjalnie dużo...), kultura Wschodu jest mi raczej obca, więc chodziłam z otwartą buzią i chłonęłam wszystko. 
Pierwsza hala pełna restauracji ze wschodnim jedzeniem - charakterystyczne zapachy miło drażniły nos, kolorowe potrawy zachęcały do spróbowania. Druga - mnóstwo, mnóstwo, mnóstwo warzyw i owoców. Pysznych i tanich. Nie mogłam się oprzeć, i wydałam mnóstwo pieniędzy. Ale cóż za rozkosze podniebienia - pierwsza w tym roku rzodkiewka, pęczek świeżej mięty, imbir, cebula czosnkowa, której nigdzie w Danii nie widziałam. całe hektary sałat i innej zieleniny, jabłka czerwone i zielone, bardziej egzotycznie - kokosy, mango, kiwi, ananasy... Myślałam, że nigdy stamtąd nie wyjdę.
Na końcu dwa sklepy z meblami - nie postawiłabym ich we własnym domu, ale tam wzbudzały zachwyt a różnorodność kolorów wcale nie wydawała się kiczowata. I jeszcze - sklepy z ubraniami. Oglądaliście kiedyś Czasem słońce, czasem deszcz? Albo inne kino z Bollywood? Niebieskie, czerwone, żółte, różowe, zielone, z cekinami, wstążkami, kwiatami - bajeczne suknie dla wschodnich księżniczek. Nawet nie wiecie, jak bardzo chciałam coś takiego na siebie włożyć. 

I ciekawostka - niewielu Duńczyków tam było. Większość o ciemnej karnacji, czułam się nieco dziwnie, jako jedna z niewielu kobiet z gołą głową. Z głośników płynęła muzyka, której nigdzie indziej nie można usłyszeć, głośne wołania sprzedawców w języku, którego nawet nie będę próbowała zrozumieć. Coś absolutnie niesamowitego!
Jestem pewna, że żadne słowa nie oddadzą magii, której doświadczyłam. Kawałek Wschodu w środku Europy. Już nie mogę doczekać się kolejnych odwiedzin. 

Dzisiaj bez zdjęcia - bo nie wzięłam aparatu, bez przepisu; ale na pochmurny dzień opis tak egzotycznego miejsca jest moim zdaniem jak najbardziej na miejscu.

2 komentarze:

  1. oj prawda. ten opis prawie mnie tam zabrał... wspaniałe miejsce. Pozdrawiam, czekam na fotorelacje

    OdpowiedzUsuń
  2. czekałam z utesknieniem na sezon grillowy. ten weekend ma byc idealny na tego typu party.

    OdpowiedzUsuń