środa, 27 kwietnia 2011

Wstęp o pasji

Dzisiaj chciałabym Was ze sobą zabrać w pewne magiczne miejsce - na Ronduę. Wiecie, o czym mówię?

Mam pasję. I nie mówię tu o pieczeniu, które moim zainteresowaniem zaczęło się cieszyć stosunkowo niedawno, bo raptem ze dwa lata temu? Troszkę ponad. To krótko. I tak jestem z siebie dumna, że potrafię upiec dobry sernik i puchate bułeczki na drożdżach. Kiedyś mnie to przerażało, teraz przy tym odpoczywam. Zabawne, ile się w życiu zmienia...
Teraz jednak chciałabym opowiedzieć o czymś, co kocham od lat. Odkąd pamiętam właściwie, choć moje zainteresowanie przechodziło różne etapy - ale zazwyczaj tak właśnie jest, nieprawdaż?
Najwcześniejsze wspomnienia to późna noc, prawdopodobnie jesienna, bo jest chłodno, ale nie widać jeszcze śniegu za oknem. Leżę z Dziadkiem w łóżku, i słucham uważnie tego, co czyta. Aż w końcu przerywa nam Babcia, bo rano znowu nie będę chciała wstać. Biedny Dziadek zawsze obrywał po uszach, ale nigdy nie dał się długo prosić, kiedy marudziłam jeszcze jedną, ostatnią, prooooszę...
To aż niesamowite, że dziecko może mieć aż tyle książek! Nigdy nie miałam tylu lalek, pluszaków czy klocków co książek właśnie. Pewnie dlatego, że to nimi interesowałam się najbardziej. Najpierw próbowałam je jeść (biedny Dziadek prawie zawału dostał, jak zobaczył mnie z granatową buzią), później słuchałam, aż wreszcie sama nauczyłam się składać literki.

Tak mi zostało. Zawsze mam ze sobą książkę - w autobusie, samochodzie, w poczekalni, szpitalu, koło łóżka i w torebce. Czytanie to pasja - która przerodziła się w coś mniej odtwórczego (ale o tym innym razem). Nie wyobrażam sobie życia bez książek. A najwspanialszy w tym wszystkim jest fakt, że D. jest tak samo zakręcony jak ja! Nie muszę go namawiać, żeby wejść do jeszcze jednej księgarni. Potrafi zrozumieć, że stoję i patrzę na okładkę jak urzeczona. Wie, że kiedy czytam świat przestaje istnieć i nie złości się, jeśli go nie słyszę. Wydajemy mały majątek na książki, i cieszymy się tym jak małe dzieci. Nie umiemy odpuścić - i jesteśmy szczęśliwi.

Od lat wielką miłością darzę twórczość Jonathana Carrolla. Słyszeliście o Kainie Chichów? Jedna z najbardziej znanych powieści tego autora. Naprawdę świetna, czytałam ją kilka razy - i kiedyś dokładniej o niej opowiem. Dzisiaj chciałabym napisać o książce, którą dopiero co przeczytałam. Którą dopiero co udało mi się kupić w bydgoskim antykwariacie. Kiedy ją zobaczyłam, serce zabiło mi szybciej. Dosłownie nie mogłam wypuścić jej z rąk. Tak naprawdę w tej chwili brakuje mi już tylko jednej jego książki, i będę miała komplet. Bardzo, bardzo się cieszę.

Bohaterką Kości księżyca jest Cullen - mężatka, młoda matka, zamieszkująca z rodziną w Nowym Jorku. Kiedy zaszła w ciążę, w jej życiu pojawiły się sny - niesamowite, kolorowe, fascynujące. Noc w noc śniła o Rondui, wyspie pełnej magicznych stworzeń, gdzie pomagała swemu synowi - Pepsi - znaleźć kości księżyca. Miały one pomóc pokonać Jacka Chili, który sprawował rządy na Rondui. 
Jak to bywa w tego typu historiach - sny zaczynają mieć wpływ na rzeczywistość, Cullen musi dokonać pewnych wyborów, aż w końcu dochodzi do zaskakującego finału i niemniej zaskakującego zakończenia.



Wiecie, czym mnie ujęły powieści Carrolla? Jestem niecierpliwa, i często zdarza mi się zajrzeć na ostatnią stronę. W jego książkach to nie problem - i tak umie mnie zaskoczyć, a niby oczywiste zakończenie okazuje się być czymś zupełnie innym. Uwielbiam świat magii przeplatający się z tym znanym, codziennym. Kiedy czytam - znikam. Oddaję się historii, płynę z nią, a wszystko inne zatraca kolory. To perypetie bohaterów stają się najważniejsze. Dlatego Wam też polecam jego twórczość - o ile nie boicie się magii...

Kości księżyca
Jonathan Carroll
Dom Wydawniczy Rebis
Poznań, 2001

7 komentarzy:

  1. Jak miło:) Ja też kocham książki...tej nie czytałam ale mnie zachęciłaś:)
    Lecę sobie zamówić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię powieści J.Carolla.Podobno to najbardziej ,kobiecy' z pisarzy współczesnych...

    OdpowiedzUsuń
  3. Książki to i ja kocham i uwielbiam i czytam pasjami:) ...a ostatnio wręcz połykam:) wzięłam się na sposób i czytam dziecku (jeśli oczywiście się ona dla niego nadaje), albo huśtając je na huśtawce trzymam w drugiej ręce i się zaczytuję....a Carrolla czytamy z mężem namiętnie:) pozdrawiam kochana:)

    OdpowiedzUsuń
  4. O,lubię go. Białe jabłka bodajże..pamiętam,że mi siępodobały i Cylinder Heidelberga(?)-zbiór opowiadań..
    Tak jak fantastyki,science-fiction nie lubię,tak wyobraźnię Carrola owszem. Acz po przeczytaniu jakiejś piątej czy szóstej jego pozycji już mi się chyba znudził :c a szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  5. wlasnie skonczylam czytac zakochanego ducha. ksiazki to cos pieknego, piszmy o nich, piszmy....

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham.... Miłością bezwarunkową, wieczną i największą. Czytać.
    To niesamowite, ze człowiek może mieć tyle książek.
    Dziś po moje książki zaczyna sięgać Córka, a i tak każdą złotówkę wyżebraną u dziadków wydaje na nowe.
    To niesamowite, że ośmiolatek może tyle czytać. Chyba nawet więcej niż ja w jej wieku.
    A Carrolla uwielbiam. Zakochałam się w liceum i miłość ta nie rozwiała się z biegiem lat. Mam wszystkie Jego książki.
    Czytane po kilka i kilkanaście razy....
    Przekażę je Córce,,,,

    OdpowiedzUsuń
  7. Fantastyczne jest to, że ludzie znów czytają coraz więcej, i uczą tego swoje dzieci :)

    OdpowiedzUsuń