czwartek, 10 marca 2011

O Walentynkach raz jeszcze

Pamiętacie jeszcze, że były całkiem niedawno? Mroźne, śnieżne, pełne słodkich różowych serduszek i wielu wyznań. Czasem szczerych, czasem wymuszonych chwilą. U nas było słodko za sprawą galaretek, o których nie miałam kiedy napisać.
Przepis znalazłam na blogu Doroty, więc miałam pewność, że się uda. Zresztą - co może nie wyjść, jeśli mieszamy świeży owocowy sok z żelatyną? Musi być dobrze.
Rzeczywiście, smak pomarańczy jest niesamowicie... Pomarańczowy. Żadna galaretka w proszku nie zapewni takich doznań. Zajadaliśmy się słodkimi serduszkami, wyobrażając sobie ciepły dzień w cieniu drzewek pomarańczowych. Tak, to były miłe Walentynki...

W przepisie pozmieniałam co nieco - wlałam odrobinę ekstraktu z limonki, który stał się orzeźwiającą nutą w tej pomarańczowej melodii. Zmniejszyłam też ilość cukru - wszystko zależy od naturalnej słodyczy owoców. Najlepiej po prostu posmakować i sypnąć cukru wedle gustu. Można kombinować z rodzajem owoców, z dodatkami, ze wszystkim - taka galaretka i tak zrobi wrażenie. Jest pyszna!

Galaretki pomarańczowe



Składniki:
(na 5 galaretek w formie do muffinek)
  • 300 ml soku z pomarańczy (ze wszystkimi fufami)
  • skórka otarta z 1 pomarańczy
  • 2 łyżeczki ekstraktu z limonki
  • 3 łyżeczki żelatyny
  • 2 łyżki zimnej wody
  • 35 g cukru

dodatkowo:
  • 2 kostki ciemnej czekolady

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Sok podgrzać z cukrem i skórką. Zaraz po rozpuszczeniu cukru zdjąć z palnika. Dodać żlatynę, dokładnie wymieszać. Ostudzić. 

Wlać ekstrakt i wymieszać.
Przelać do silikonowych foremek i wstawić do lodówki do całkowitego zastygnięcia. 
Sztywne galaretki delikatnie wyjąć z foremek, ułożyć na talerzykach i posypać startą czekoladą.

Smacznego!

Tym wpisem chciałabym zakończyć pewien etap. Mianowicie - podjęłam postanowienie. Mam całe mnóstwo gazet i książek kulinarnych, i bardzo mało z nich korzystam. Zabierając się za przepisy z blogów wiem, że wyjdą, że będą smaczne; mogę w razie czego dopytać Autora. Ale skoro wydałam już mały majątek na publikacje wszelakie (majątek wydany się powiększył, już niedługo przyjedzie z Polski paczka), stwierdziłam, że muszę ich używać. Nadal będę przeglądać blogi, zapisywać co ciekawsze przepisy, ale przygotowywać będę te z książek i czasopism (chyba, że coś mnie oczaruje i sprawi, że nie będę mogła spać spokojnie, ale nie przewiduję wielu takich sytuacji, gdyż ostatnio dość zmęczona jestem). Mam nadzieję, że się uda. I że słowo papierowe mnie nie zawiedzie. Trzymajcie kciuki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz