Popołudnie, w okolicach godziny siedemnastej trzydzieści. Dziś.
Siedzę sobie na kanapie z nosem przyciśniętym niemal do ekranu laptopa i wpatrując się w jedne piękniejsze od drugich zdjęcia potraw z kurkami myślę, że warto by było się do sklepu wybrać w celu ich nabycia. Nie mam pojęcia, co mnie tknęło - może te wszystkie prawdopodobnie trujące grzyby, które widziałam na spacerze z C. i Ptysią...? W każdym razie odczułam nieodpartą chęć przyrządzenia czegoś z kurkami - niedawno widziałam je w sklepie, więc pełna optymizmu ubrałam kurtkę przeciwdeszczową i czapkę (uwierzycie...? Czapkę... We wrześniu...?!) i ruszyłam na podbój pobliskiego supermarketu. Muszę nadmienić, że na mojej wsi jest tylko jeden sklep, w którym można zaopatrzyć się w wymyślności, takie jak na przykład kurki, suszone drożdże czy niesolone masło (a i to nie zawsze). Jakoś tak tylko zapomniało mi się, że dziś niedziela, i sklep otwarty do siedemnastej... Zawiedziona nieco, ale niezrażona niepowodzeniem, udałam się do sklepu bliższego, w którym nic ponadprzeciętnego zazwyczaj się nie uświadczy, licząc jednak na cud i znalezienie jeśli nie kurek, to chociaż czegoś inspirująco-intrygującego. Gdy moim oczom ukazała się brukselka, nie zastanawiałam się ani chwili przed zabraniem jednego opakowania z półki. Nie dalej jak kilka godzin wcześniej u Ani podziwiałam bardzo apetycznie wyglądającą zupę z brukselką. Na chybił trafił chwyciłam jeszcze parę rzeczy i jakimś cudem udało mi się trafić w składniki, które były potrzebne. Zabrałam się za przygotowania zaraz po powrocie do domu, i po trochę ponad godzinie zajadałam się pyszną zupką. Wyszła troszkę pikantna, zróżnicowana smakowo, po prostu pyszna. Nieco obawiałam się pieczarek, ale niepotrzebnie - skomponowały się znakomicie. Od siebie dałam ziemniaki i tymianek, zmieniłam nieco proporcje pieczarek i brukselki (nie moja wina, że akurat takie opakowania w sklepie mieli), poza tym postępowałam zgodnie z wytycznymi. Zupa świetnie rozgrzewa, szczególnie w taki ciemny, zimny, samotny niedzielny wieczór...
Ilość składników można modyfikować według uznania i własnego smaku. Bulionu dać tyle, ile się lubi. Dla mnie 1,5 litra to ilość idealna. Polecam serdecznie, naprawdę warto spróbować.
Mam pytanie, z zupą tak średnio związane - macie jakiś patent na krojenie cebuli? Nie mówię tu o samej czynności, bo mimo czasami pociętych palców tą mam w miarę opanowaną. Chodzi mi o uodpornienie się na łzy... Bo ja jestem wyjątkowo wrażliwa (prawdopodobnie nadwrażliwa) i jak C. kroi cebulę w kuchni, to ja siedząc w pokoju mam łzy w oczach bynajmniej nie dlatego, że zawsze czytam jakąś łzawą lekturę. A jak sama mam się z cebulą zmierzyć... Masakra po prostu. Macie jakieś sposoby? Będę zobowiązana za podzielenie się tymi cennymi informacjami, bo takie płakanie nad każdą cebulą do najprzyjemniejszych jednak nie należy...
Zupa pieczarkowa z brukselką
Składniki:
(na 4 porcje)
- 1,5 l bulionu
- 1 cebula
- 1 por (tylko biała i jasnozielona część)
- 3 ząbki czosnku
- 2 łyżki masła
- 400 g pieczarek
- 2 spore marchewki
- 2 nieduże ziemniaki
- 500 g brukselki
- 1 łyżka curry
- 1 łyżeczka suszonego tymianku
- 1/2 łyżeczki chilli w płatkach
- sól
- pieprz
- 50 ml śmietany kremówki (38%)
Cebulę pokroić w drobną kostkę, pora przeciąć na pół, pokroić w piórka. Czosnek przecisnąć przez praskę. Wszystko zeszklić na maśle.
Pieczarki pokroić w półplasterki, dodać do cebuli, przesmażyć.
Ziemniaki i marchewki pokroić w drobną kostkę, dodać do garnka razem z przyprawami. Chwilę smażyć, zalać bulionem.
Od brukselki odciąć twarde końcówki, przekroić na pół, dodać do zupy.
Gotować, aż brukselka będzie miękka, ale wciąż jędrna.
Śmietanę zahartować (wymieszać z kilkoma łyżkami gorącej zupy), następnie wlać do garnka, dokładnie wymieszać.
Podawać gorącą.
Smacznego!
A jutro, moi drodzy, idę poćwiczyć. Pierwszy raz od kilku miesięcy. Mój palec ma się już prawie zupełnie dobrze, a wczoraj wieczorem, stojąc po kąpieli przed lustrem stwierdziłam, że czuję, że tyję. W związku z tym stwierdziłam, że niezwłocznie należy podjąć kroki w odpowiednim kierunku. Na razie zapisałam się tylko na poniedziałek i wtorek - zobaczę, jak się pytka będzie czuła. Jeśli w porządku, zacznę ćwiczyć regularnie. Uff, nareszcie.
Pyszna zupka, ten zamknięty sklep to był znak, żebyś kupiła brukselkę ;) Na krojenie cebuli, żeby nie łzawić mam patent - okulary przeciwsłoneczne ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że ten przepis przywołał mi na twarz uśmiech. W dzieciństwie zawsze jako pierwszą z zupy wyławiałam i zjadałam właśnie brukselkę. W sumie, teraz jeśli gotuję zupę jarzynową, robię to samo :)
OdpowiedzUsuńOkulary mówisz...? Zwykłe nie pomagają, przeciwsłoneczne lepsze? ;)
OdpowiedzUsuńA brukselka pyszna jest :)
A mi ktoś kiedyś poradził, żeby przez cały czas krojenia trzymać w zębach kromkę chleba, najlepiej ciemnego. Nadal nie jest idealnie, ale zdecydowanie pomaga. Pozdrawiam M.
OdpowiedzUsuńSpróbuję :) Tylko ciemny chleb muszę kupić najpierw...
OdpowiedzUsuńPieczarki i brukselka - bardzo ciekawe połączenie. Odnośnie cebuli, to zazwyczaj krojąc jedną cebulę do dania trwa to tak krótko, że problemów nie mam. Jeśli mam pokroić większą ilość to chłodzę obraną cebulę i moczę nóż w zimnej, bieżącej wodzie. Jakoś idzie. Chociaż znam kogoś kto kroi cebulę w narciarskich goglach.
OdpowiedzUsuńNarciarskie gogle? Serio? Mi niewiele trzeba do płaczu, więc może powinnam sobie takie sprawić. Tylko głupio tłumaczyć, że to do kuchni, i narty niepotrzebne... ;)
OdpowiedzUsuńPatent z chłodzeniem i maczaniem noża w zimnej wodzie wypróbuję z pewnością :)
A ja mam inny patent - pomaga tak do 2-3 cebul. Może śmieszyć, ale naprawdę na mnie działa.
OdpowiedzUsuńDo ust wkładam zapałki - siarką zwrócone do cebuli ktoś mi powiedział o 2 ja daję jakieś 5 :).
Oczywiście ta metoda uniemożliwia mówienie, ale ... coś za coś. monika
Też stosuję czasem tę metodę, choć mam wrażenie, że to legenda miejska, bo coś ostatnio przestaje działać :D.
UsuńGin, może zamiast narciarskich gogli okulary do pływania? :))
Heh, no aż musiałam odpowiedzieć :) Ja kroję cebulę w okularach do pływania :D I przyznam, że to najlepszy pomysł na świecie. Chociaż nie wyglądam w nich zbyt mądrze, no i trzeba oddychać przez usta przez cały czas, ale sprawdzają się idealnie. Ostatnio, kiedy dwa razy robiłam zupę cebulową (krojenie cebuli bez końca), naprawdę to działało - w ogóle nie czułam olejków i pierwszy raz nie płakałam :) Tak więc może to śmiesznie brzmi, ale naprawdę działa :D
UsuńO jena :)) jak ja dawno brukselki nie jadłam :))
OdpowiedzUsuńKup sobie okulary pływackie - efekt, jak przy goglach :D Moja babcia wkładała do ust zapałkę na sztorc, żeby ust nie zamykać. I nie płakała.
OdpowiedzUsuńJa zawsze, zawsze trzymam cebulę w lodówce - schłodzona nie jest taka wredna.
A zupy z brukselką nie jadłam wieki całe!
Pozdrawiam!
A ja sie jakos do brukselki przekonac nie moge...
OdpowiedzUsuńW czapke wierze, a jakze. Sama nosze juz rekawiczki na rower, bo bez nich koncowki odpadaja :)
Również chętnie skorzystam z porad dotyczących cebuli bo u mnie krojenie tego warzywa kończy się zawsze opłakanym skutkiem;) A zupa wygląda po prostu pysznie. Z chęcią zjadłabym taki talerz pomimo, że nie lubię brukselki...:)
OdpowiedzUsuńdzisiaj wlasnie jadlam bruksele ;)
OdpowiedzUsuńa ja brukselkę uwielbiam ;))) podoba mi sie ta zupa
OdpowiedzUsuńBaaardzo ciekawe połączenie...przyznam że nie moge go sobie do końca wyobrazić...dlatego musze zrobi i się przekonać:)
OdpowiedzUsuńŚwietna zupa, choć miłośnikiem brukselki nie jestem, aczkolwiek od czasu bycia w ciąży, to warzywo przekonuje mnie do siebie coraz bardziej.
OdpowiedzUsuńJa zawsze mam 2 cebule w lodówce, podczas krojenia nie pieką w oczy :)
A co z tymi kurkami? :)
Pozdrawiam serdecznie!
Może pomogą Ci porady mojej babci dotyczące cebuli:
OdpowiedzUsuńhttp://www.poezja-smaku.pl/porady-babci/warzywa/?aut=Cebula
Pozdrawiam :)
ja też zawsze momentalne zaczynam płakać, kiedy ktoś kroi cebulę.
OdpowiedzUsuńmoja babcia zawsze mówi, że trzeba nóż i cebulę opłukać w lodowatej wodzie :D
brukselkę pokochałam jakieś 2,5 roku temu :)
OdpowiedzUsuńCudna zupa!
OdpowiedzUsuńDoskonałe połączenie brukselki z pieczarkami.
Z powodzeniem przygotowuję brokułową z pieczarkami.
Ja zawsze moczę nóż w zimnej wodzie, a np: we Włoszech jest o wiele ostrzejsza cebula i tam przed krojeniem, wkładają ją na parę minut do zamrażarki. Podobno działa. A zupy uwielbiam wszystkie.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłam zainspirować. Zupa w smaku niepowtarzalna ,ale...zawsze rozchwytywana. Ziemniaki dodam następnym razem. :)
OdpowiedzUsuńMiło mi.
Pozdrawiam imienniczkę
A.
Bardzo lubie i brukselkę i piczarki, zupa musi byc wyśmienita:) PS. Mój patent na łzy to trzymanie cebuli w lodówce, chłód jakoś ją "rozbraja";)
OdpowiedzUsuńŚwietna brukselkowa opcja :)
OdpowiedzUsuńzupa brukselkowa - moja ulubiona ;)
OdpowiedzUsuńPo przekrojeniu cebuli na pół polewam (płuczę) pod kranem z zimną wodą powierzchnie przekroju, pomaga, mniej płaczę.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dziękuję za wszelkie cebulowe rady - będę próbować, jak tylko C. się zbuntuje i kroić nie będzie chciał ;)
OdpowiedzUsuńJeny a ja jeszcze w tym roku brukselki nie jadlam . Vhyba juz wiem, co z niej zrobic. Co do cebuli to mam podobny problem. Wszkie podane juz tu sposoby nie pomagaja, jedynie okulary. Gdzies, chyba w tchibo byly gogle do krojenia cebuli. Znajomy polecil mi trzymac w ustach zimna wode- dziala przez chwile. G. Ramsay mowi, aby nie odcinak koncowki z korzonkami przed krojeniem, to nie puszcza tylu sokow. No to sie napisalam. Pozdrawiam:)0
OdpowiedzUsuńŚwietne połączenie - brukselka i pieczarki :) w kociołku ugotuję, nad ogniskiem
OdpowiedzUsuńhttp://www.meble-ogrodowe-sklep.pl/kociolek-wegierski-farmcook-inox-trojnogu-p-1071.html
:D
Sposób na to, żeby nie zalewać się łzami podczas krojenia cebuli. Przed krojeniem włożyć cebulę do lodówki na pół godziny albo do zamrażalnika na kilka minut - pomaga
OdpowiedzUsuń