Kilka miesięcy temu kupiłam piękne granaty. Rzadko kupuję te owoce, bo mam mało pomysłów na ich wykorzystanie. Ich charakterystyczne pesteczki nie do wszystkiego się nadają i ciężko nimi po prostu zastąpić coś innego. Tym razem jednak skusiły mnie intensywną barwą skórki.
Już w drodze do domu przyszedł mi do głowy prosty, aczkolwiek interesujący pomysł. Wtedy nie udało mi się wcielić go w życie, a granaty wylądowały w sałatce z kuskusem. Zbliżające się Walentynki przypomniały mi o tamtej idei, kupiłam więc ponownie dorodny owoc granatu i zabrałam się do rzeczy.
W czasie przygotowań pomysł nieco ewoluował. Najpierw przygotowałam galaretkę owocową: tylko sok i żelatyna. Sama w sobie kwaskowata, idealnie komponuje się ze słodką, kremową panną cottą. A ta jest zupełnie wyjątkowa: nie tylko mocno waniliowa, ale też intensywnie jogurtowa w smaku. Gdy mój wzrok padł na jogurt naturalny, stwierdziłam, że muszę spróbować dodać właśnie jego zamiast klasycznego mleka. Dzięki temu deser zyskał bardzo ciekawą nutą; panna cotta wydaje się nieco lżejsza. Całość nie tylko świetnie smakuje, ale też naprawdę znakomicie prezentuje się na talerzu.
I to już ostatni pomysł na Walentynki w tym roku. Podoba się Wam...?
Jogurtowa panna cotta z galaretką z granatu
Składniki:
(na 6 porcji)
galaretka:
- 1 granat
- 1 listek żelatyny
panna cotta:
- 250 ml śmietany kremówki (38%)
- 1 laska wanilii
- 50 g cukru
- 5 listków żelatyny
- 250 ml jogurtu naturalnego
Wyłuskać pestki granatu. Zmiksować blenderem, przetrzeć przez sitko.
Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Sok podgrzać; zdjąć garnuszek z palnika, dodać odciśniętą żelatynę, wymieszać. Przelać do foremek, schłodzić w lodówce przez 1-2 godziny.
Laskę wanilii przeciąć wzdłuż na pół, wyskrobać ziarenka. Laskę i ziarenka dodać do kremówki, zagotować. Odstawić na 30-60 minut.
Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Do kremówki dodać cukier, zagotować. Gdy cukier się rozpuści, zdjąć garnuszek z palnika, wyjąć laskę wanilii i dodać odciśniętą żelatynę. Wymieszać, ostudzić do temperatury pokojowej.
Kremówkę wymieszać z jogurtem. Przelać do foremek na zastygniętą galaretkę.
Schłodzić przez noc w lodówce.
Przed podaniem wyjąć na talerzyki, odwracając do góry spodem.
Smacznego!
Jak już wspominałam, weekend w znakomitej części spędzam w pracy; czas wolny poświęcam na spanie, bo na nic innego nie mam siły. Może w niedzielę się bardziej postaram, gdy w perspektywie będzie poniedziałkowy luksus spania do czwartej...
Wygląda wspaniale i do tego tak "lekko", fajny pomysł z granatem :)
OdpowiedzUsuńAle piękny deser, bardzo apetyczny ;)
OdpowiedzUsuńświetny pomysł z granatem :)
OdpowiedzUsuńCudowna :-)
OdpowiedzUsuńPomysł bardzo mi się spodoba, idealny pomysł na lekki deserek! :)
OdpowiedzUsuńsmaczyrezultat.blogspot.com
Bardzo się podoba;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten deser, a Twój wygląda super. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKochamy te kropeczki wanilii :D Pyszności :D
OdpowiedzUsuńPiękna i smaczna!! Trudno oderwać od niej oczy!
OdpowiedzUsuńWspaniałości, prawdziwe delicje :) Najlepszego!
OdpowiedzUsuńSceptycznie podchodziłam do tego deseru... ale wystarczy raz spróbować i człowiek się zakochuje ;-)
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale nigdy nie robiłam jeszcze tego włoskiego deseru...
OdpowiedzUsuńU mnie granaty ostatnio na porządku dziennym, sa przepyszne:). Najczęściej lądują w porannej owsiance:) .... lubimy je tez pochrupać z moja Lilijką:) .... ale przyznam szczerze, że kusisz bardzo tą panną:)
OdpowiedzUsuńRobiłam,ale wolę naszą mleczną galaretkę
OdpowiedzUsuńPyszna i przepięknie podana :)
OdpowiedzUsuńNono:) Piękna i zapewne smaczna z tym granatem.
OdpowiedzUsuńMuszę się pochwalić, że mój Mąż zaskoczył mnie walentynkową wersją panna cotty. Była przepyszna!
OdpowiedzUsuńNastępnym razem to ja wypróbuję Twój przepis :)