Choróbsko powoli przechodzi. Jeszcze tylko pokasłuję sobie w najmniej odpowiednich momentach i oddycham niczym ryba wyrzucona na brzeg przez fale: z szeroko otwartymi ustami. Mało to zachęcające i atrakcyjne, ale co zrobić... Alternatywna - nie oddychanie - nie wydaje się być zbyt pociągająca.
Na szczęście czuję się już na tyle dobrze, że razem z C. zaplanowaliśmy sobie na poniedziałek odrobinkę tylko spóźnioną walentynkową kolację. No dobrze... Zaplanowaliśmy to może zbyt wielkie słowo. Stwierdziliśmy, że pójdziemy zjeść gdzieś, gdzie kto inny będzie dla nas gotował. Wszelkie doprecyzowania tego, bądź co bądź, raczej ogólnikowego planu, zostawiamy sobie na... Później. Najpewniej będzie to poniedziałek, po pracy, tuż przed wyjściem.
Niech żyje spontaniczność! Choćby i nieco naciągana...
Nie mówcie mojej Mamie, ale gdy zrobiło mi się naprawdę źle, nie mogłam jeść. Nic, zupełnie. Przez prawie trzy dni. Dieta cud normalnie!
A tak serio, to w pewnym momencie zrobiło mi się troszkę słabo, a w głowie zaczęło mi wirować. Stwierdziłam więc, że dalej tak być nie może, i choćby nie wiem, jak bardzo mi się nie chciało, jeść trzeba. Tylko co, skoro cokolwiek wyobraźnia mi podsuwała, robiło mi się niedobrze...?
W końcu wykoncypowałam budyń z kaszy jaglanej. Jak wiadomo, kasza ta to samo zdrowie. Budyń powinien być aksamitny i kremowy, ergo: nie podrażni i tak już bolącego gardła. Poza tym delikatna nuta słodyczy takiego łakomczucha, jak ja, powinna skusić bez problemów.
Robi się takie cudo szybciutko, i nawet słaniający się, chory człowiek da sobie radę. Zamiast dżemu można dać na wierzch świeże owoce (ja akurat miałam w domu tylko jabłka, które jakoś średnio mi tutaj pasowały bez obróbki termicznej, a ta wydawała się już zbyt wycieńczająca). Tak czy inaczej, taki krem smakuje niemal jak budyń. Jest delikatny, lekki i kremowy (można dać więcej mleka przy miksowaniu), lekko tylko słodki. Nie dałam zjeść rady więcej niż kilka łyżek, ale jestem pewna, że następnym razem zniknie w zdecydowanie większych ilościach...
Budyń z kaszy jaglanej
Składniki:
(na 4 porcje)
- 250 ml kaszy jaglanej
- 450 ml mleka
- 300 ml wody
- 1 łyżeczka cukru waniliowego
- 2 łyżki miodu
dodatkowo:
- 4 łyżki dżemu truskawkowego
Kaszę wypłukać w zimnej wodzie.
W garnuszku zagotować 300 ml mleka i 300 ml wody. Dodać kaszę i cukier waniliowy; gotować pod przykryciem przez 15-20 minut.
Po tym czasie dodać pozostałe mleko i miód, zmiksować blenderem na gładki krem.
Podawać z dżemem.
Smacznego!
Tak sobie myślę, że taki budyniek rewelacyjnie sprawdziłby się na śniadanie. Leniwe albo szybkie; jak kto woli.
Jestem fanką kaszy jaglanej, także taki budyń na pewno bym z chęcią połknęła:)
OdpowiedzUsuńRozumiem Ciebie doskonale, sama przez 3 dni jadłam tylko jogurt na zmianę z jogurtem i nic więcej, moje gardło tak bolało,że nie mogłam nic zjeść. Ale dziś na taki budyń miałabym dużą ochotę:)
OdpowiedzUsuńBardzo często taki budyń z kaszy robimy :) My zawsze powidła dodajemy :)
OdpowiedzUsuńCzasami tak jest, że nic nie chce się jeść i trzeba się zmuszać... :( A do przyśpiepszenia całego procesu to można wykorzystać płatki jaglane ;)
OdpowiedzUsuńPysznie, uwielbiam takie deserki :-)
OdpowiedzUsuńWygląda bardzo apetycznie. Na pewno też jest bardzo smaczny. Osobiście długo przekonywałam się do kaszy jaglanej, ale jak już ją pokochałam to na zabój :)
OdpowiedzUsuńTak to jest jak jest się chorym, niestety. Mnie dopadł katar i właśnie wstałam po całej nocy spędzonej z otwartą buzią :D A na budyń mam wielką ochotę :)
OdpowiedzUsuńsmacznyrezultat.blogspot.com
niestety,ale teraz co druga osoba chora,dobrze wiem jak ,to jest. Taki budyń to świetny pomysł na te gorsze dni
OdpowiedzUsuńPożywne pyszności:)
OdpowiedzUsuńTo rzecz, która powinna mi się udać;-) Kaszy jaglanej mam sporo, więc na weekendzie może coś wykombinuję;-)
OdpowiedzUsuń