Zarobiona jestem.
Szkoła zabiera mi więcej czasu niż myślałam. Osiem godzin, plus dojazdy, i to siedzenie w jednym miejscu... Odzwyczaiłam się od szkolnych ławek. Podoba mi się, nawet bardzo, ale potrzebuję dłuższej chwili na aklimatyzację. Myślę, że jeszcze tydzień - dwa, i będę potrafiła się lepiej ogarnąć. Bo na razie po powrocie do domu jem, co akurat wpadnie mi w ręce, udaję się na zasłużony odpoczynek, odrabiam lekcje (jak to w ogóle brzmi...), i idę spać. A chwilę później jest już szósta i znowu trzeba wstawać... Na szczęście FVU okazało się bardzo interesujące, choć trochę trudne (tak to jest, jak człowieka od razu na przedostatni poziom wrzucą...), a i w Sprogskole kończymy durnowaty projekt i już w przyszłym tygodniu zabierzemy się za naukę. Bardzo jestem tym wszystkim podekscytowana, znalazłam już sobie koleżanki i kolegów, i wszystko zaczyna wyglądać tak, jak sobie wyobrażałam. Żyć, nie umierać!
W związku z tym tłustoczwartkowe pączkowanie zeszło na dalszy plan. Już myślałam, że właściwie nic z tego nie będzie, bo musiałam jeszcze na dziś kilka rzeczy przygotować, ale w końcu stwierdziłam, że Tłusty Czwartek jest raz do roku, poza tym C. patrzył błagalnie, bo już od pół roku na te pączki czeka...
Najpierw szukałam przepisu w książkach, ale wszystkie były na samych żółtkach, a ja nie mam ochoty znów walczyć z zalegającymi białkami. Sięgnęłam więc do sprawdzonego źródła, czyli Moich wypieków, i właśnie stamtąd czerpałam inspirację. Mocno jednak pozmieniałam proporcje, a poza tym nadziałam pączuszki... Czekoladą.
Nie mam odpowiedniej końcówki do nadziewania, i zawsze mam w pączkach wielkie dziury. Z kolei zaklejanie w pączkach marmolady - jak dla mnie - mija się z celem. W związku z tym do każdego pączusia wpakowałam pół kostki czekolady. Efekt? Co najmniej zadowalający. W jeszcze ciepłych czekolada cudownie rozpływa się na języku, kiedy przestygną, nieco twardnieje, ale to nic nie szkodzi, bo smakuje wyśmienicie (jak to czekolada...).
Pączki same w sobie są pyszne - mięciutkie, puchate, delikatne. Idealne wprost. Koniecznie spróbujcie.
Pączki z czekoladą
Składniki:
(na 20-25 sztuk)
- 550 g mąki pszennej
- 2 jajka
- 80 g masła
- 60 g cukru
- 1/2 łyżeczki soli
- 250 ml letniego mleka
- 20 g świeżych drożdży
- 1 łyżka rumu
nadzienie:
- 85 g mlecznej czekolady (30%)
dodatkowo:
- 3 łyżki cukru pudru
Mąkę przesiać do dużej miski, wymieszać z solą. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, wsypać łyżeczkę cukru i zalać połową mleka. Odstawić na 15 minut.
Kiedy zaczyn urośnie, dodać jajka, roztopione i przestudzone masło, resztę cukru i mleka oraz rum. Zagnieść gładkie ciasto - może się nieco lepić.
Odstawić do wyrośnięcia na 1-1,5 godziny.
Po tym czasie z ciasta odrywać niewielkie kawałki, formować z nich kulki. W środek każdej wcisnąć kawałek czekolady, dokładnie zlepić. Kulki lekko spłaszczać, ułożyć na blacie oprószonym mąką i zostawić do wyrośnięcia na 30-40 minut. Pączki powinny ładnie urosnąć.
Smażyć na rozgrzanym do 175 st. smalcu lub oleju.
Odkładać na papierowy ręcznik, który wchłonie nadmiar tłuszczu.
Ostudzone pączki oprószyć cukrem pudrem.
Smacznego!
Smażenie skończyłam wczoraj chwilę przed północą, tak, że zdążyliśmy jeszcze zjeść po jednym pączku. Większość została na dzisiaj - nadal są pyszne.
Jak ja to lubię...
I tu mnie masz! Takie pączki to codziennie mogę wcinać :D
OdpowiedzUsuńja mam już dość pączków na cały rok:P
OdpowiedzUsuńPiękne i z czekoladą <3
OdpowiedzUsuńPączki z czekoladą - co za smaczna rozpusta :)
OdpowiedzUsuńja też myślę, że czekolada w pączkach jest o niebo lepsza :)))
OdpowiedzUsuńCzwartek czy piątek na pączka zawsze się skuszę.... :) Fajny pomysł z tą kostką czekolady i pączusie jak malowane....
OdpowiedzUsuńkocham pączki :))
OdpowiedzUsuńPiękne pączki! I to z czekoladą <3
OdpowiedzUsuńMniam :) Pyszności
OdpowiedzUsuń