W związku z zaistniałą aurą nie chce mi się nic. Jutro mam zamiar wykorzystać czas nieco bardziej kreatywnie w kuchni (czternaście godzin spędzonych jedynie w towarzystwie Ptysi to doskonały pretekst na oddanie się kuchennym szaleństwom), dziś nie bardzo mam się czym dzielić... Będzie więc o książce, którą skończyłam już jakiś czas temu, bo jeszcze w marcu.
Ostatnio brak mi weny do czytania. Właściwie brak mi nastroju do czegokolwiek - pracowałam za dużo i za wcześnie, więc wszystko mnie usypiało - czytanie, oglądanie telewizji, nawet najciekawszych programów kulinarnych i wyczekiwanych filmów. Do kuchni nie wchodziłam z obawy, że zasnę wpół ciasta... Teraz wszystko wraca do normy, minimum pięćdziesiąt stron dziennie i niedługo znów wyprzedzę plan. Póki co o książce, którą udało mi się wchłonąć jeszcze przed tym feralnym okresem...
Z Amelią Nothomb spotkałam się już wcześniej i muszę przyznać, że mnie zafascynowała. Na blogu możecie poczytać o jej Dzienniku jaskółki, który to sprawił, że zamówiłam kolejne pozycje z jej nazwiskiem na okładce. Ani z widzenia, ani ze słyszenia mnie nie zawiodło, choć ma zupełnie inny klimat.
Amelie ma 22 lata, kiedy wraca do Japonii, którą opuściła jako pięciolatka. Kraj kwitnącej wiśni fascynował ją jednak zawsze i z wielką radością przywitała możliwość zamieszkania w Tokio. Nauka języka, którego nie używała od lat okazała się nie tak prosta, jak się spodziewała. Postanowiła więc dawać lekcje francuskiego, które okazały się idealnym sposobem poznania japońskiego. Jej uczniem zostaje 21letni student, Rinri. Chłopak pochodzi z dobrej rodziny, jednak jako dziecko nie zdał ważnego egzaminu i teraz najlepsze japońskie uczelnie pozostały dla niego niedostępne. Na swoim uniwersytecie spędza więc niewiele czasu, jednak bycie studentem, samo w sobie, sprawia mu ogromną przyjemność. Dla Amelie spotkania z nim stanowią wrota do poznania japońskiej kultury, historii, nastawienia do życia Japończyków. Ich poglądy różnią się wręcz dramatycznie, ale mimo wszystko stają się sobie coraz bliżsi. W końcu Rinri zakochuje się w ślicznej Belgijce, i proponuje jej małżeństwo. Amelie jednak nie podziela jego entuzjazmu - uwielbia spędzać z nim czas, ale jest pewna, że go nie kocha. Nie umie jednak powiedzieć nie i znajduje ucieczkę w niekończących się zaręczynach.
Powieść Amelie Nothomb jest, wbrew pozorom, wcale nie o miłości. Jest o bliskości dwojga ludzi, o poznawaniu kultury i inności obcego kraju. Dwa tak różniące się od siebie światy zaczynają się przenikać, odnajdować wspólne punkty. Historia jest naprawdę ciekawa i warta uwagi. Bo ja skończy się sprawa małżeństwa? Niezwykle ważną rolę odegra tu gramatyka, jednak o tym musicie przeczytać już sami.
Ani z widzenia, ani ze słyszenia
Amelie Nothomb
Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA
Warszawa, 2008
niby pogoda dobra itd. ale mi również nic się nie chce, nie mam siły na nic ;p może przez chorobę, może tak ogólnie , nie wiem, ale muszę coś z tym zrobić :P
OdpowiedzUsuńmyślę, że ta książka to coś dla mnie, chętnie bym przeczytała :)
OdpowiedzUsuń