poniedziałek, 27 stycznia 2014

Już jestem. I krem w wyjątkowym kolorze

Jestem.
Znaczy byłam cały czas. Więc inaczej.
Jestem tu. Znowu.

Czasami w życiu człowieka przychodzi taki moment, że jedyne, co jest w stanie zrobić, to zwinąć się w kuleczkę na kanapie, najlepiej z butelką z gorącą wodą w zasięgu, i tak sobie pół siedzieć i pół leżeć. Przez kilka dni. Dopóki penicylina nie zacznie działać, i wyprostowanie się nie grozi bolesnym skurczem. Na szczęście ten etap mam już za sobą, więc pełna życia, energii i penicyliny wracam do pisania.

Tak naprawdę zostałam mocno zmotywowana przez Tatusia, który ostatnio odkrył Pożeraczkę. Podobno pewnego nawet jeszcze nie poranka, bo czwarta to była, wstał i przeczytał całość od deski do deski (chyba któregoś dnia zrobię mu test. Nie, żebym nie wierzyła, że przeczytał, ciekawa jestem, ile z tego zapamiętał...). Podziwiam - mi by się nie chciało... Ale to chyba taki rodzicielski instynkt. Czy coś.

Dzisiaj będzie zupa. Tak sobie pomyślałam, że skoro Wigilię spędziliśmy po duńsku, to zrobimy sobie namiastkę polskich Świąt. Myślałam o barszczu, ale to jednak zadanie dla wtajemniczonych. Muszę jeszcze trochę poczekać... Zamiast barszczu znalazłam na blogu Matka wariatka bardzo ciekawy zamiennik - krem z buraczków z malinami. Brzmi ciekawie, nieprawdaż...? Wyjątkowo wręcz. Czym prędzej więc zabrałam się do pracy.
Wyszedł dobry, ale nie powalił nas na kolana. Maliny prawdopodobnie były za kwaśne, bo zupa wyszła bardzo wyrazista w smaku - dla mnie aż za. Następnym razem trochę pozmieniałabym proporcje. I przetarła maliny przez sitko, a dopiero potem dodała do zupy - tak chyba byłoby szybciej i wygodniej.
Przepis podaję tak, jak robiłam. Może się skusicie na taką śliczną, intensywną w kolorze zupkę...?

Krem z pieczonych buraków z malinami

Składniki:
(na 4 porcje)
  • 1,5 kg buraków
  • 500 g malin
  • 1,5 czerwonej cebuli
  • 1 łyżka masła
  • 500 ml bulionu
  • sól
  • pieprz

dodatkowo:
  • 4 łyżki creme fraiche (18%)

Buraki przekroić na pół, ułożyć na blasze.

Piec w 160 st. C. przez 1 godzinę.

Przestudzić, obrać ze skórki, pokroić w kostkę.
Cebulę pokroić w kosteczkę.
W dużym garnku na maśle zeszklić cebulę. Dodać buraki i maliny, chwilę smażyć. Zalać całość bulionem, gotować przez 15-20 minut.
Zupę zmiksować na gładki krem, następnie przetrzeć przez gęste sito.

Przed podaniem podgrzać, udekorować kleksem śmietany.

Smacznego!

W tej zupie szalenie podoba mi się jej kolor - wręcz hipnotyzujący. Nieco rozczarowała mnie natomiast konsystencja - mimo przetarcia przez sitko jest lekko grudkowata, co widać na zdjęciu. Smaku to nie ujmuje, ale... Muszę ją zrobić jeszcze raz, koniecznie.

14 komentarzy:

  1. Fajnie Cię znowu "widzieć" ;) a zupa intrygująca...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy przepis, a jeszcze bardziej połączenie buraczka z maliną. Wygląda apetycznie, chyba bym się na taką miseczkę skusiła :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj:)Musialo powaznie cie cos zlapac:(,fajnie ze juz czujesz sie lepiej ,a kremik brzmi pysznie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też się cieszę, że wróciłaś :) Blogosfera bez Ciebie to już nie to samo :D Maliny i buraki? Brzmi intrygująco :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy przepis, a jeszcze bardziej połączenie buraczka z maliną. Wygląda apetycznie, chyba bym się na taką miseczkę skusiła :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale piękny kolor, jeszcze nie widziałam takiego kremu :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ...

    OdpowiedzUsuń
  7. wow, ciekawe połączenie. Z chęcią wypróbuję przepis.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolor ma faktycznie piękny, ale takiego połączenia jeszcze nie jadłam, ciekawe, ciekawe; )

    OdpowiedzUsuń
  9. Krem z buraków owszem, ale z malinami co za fantazja Gratulacje

    OdpowiedzUsuń
  10. Cieszę się, że wróciłaś :) A krem z buraków wygląda genialnie! I ciekawi mnie połączenie buraków z malinami :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję ogromnie :)
    Miło, jak się ludzie cieszą na mój widok :)

    Mnie właśnie też to połączenie bardzo zaciekawiło :)

    OdpowiedzUsuń