Jestem.
Znaczy byłam cały czas. Więc inaczej.
Jestem tu. Znowu.
Czasami w życiu człowieka przychodzi taki moment, że jedyne, co jest w stanie zrobić, to zwinąć się w kuleczkę na kanapie, najlepiej z butelką z gorącą wodą w zasięgu, i tak sobie pół siedzieć i pół leżeć. Przez kilka dni. Dopóki penicylina nie zacznie działać, i wyprostowanie się nie grozi bolesnym skurczem. Na szczęście ten etap mam już za sobą, więc pełna życia, energii i penicyliny wracam do pisania.
Tak naprawdę zostałam mocno zmotywowana przez Tatusia, który ostatnio odkrył Pożeraczkę. Podobno pewnego nawet jeszcze nie poranka, bo czwarta to była, wstał i przeczytał całość od deski do deski (chyba któregoś dnia zrobię mu test. Nie, żebym nie wierzyła, że przeczytał, ciekawa jestem, ile z tego zapamiętał...). Podziwiam - mi by się nie chciało... Ale to chyba taki rodzicielski instynkt. Czy coś.
Dzisiaj będzie zupa. Tak sobie pomyślałam, że skoro Wigilię spędziliśmy po duńsku, to zrobimy sobie namiastkę polskich Świąt. Myślałam o barszczu, ale to jednak zadanie dla wtajemniczonych. Muszę jeszcze trochę poczekać... Zamiast barszczu znalazłam na blogu Matka wariatka bardzo ciekawy zamiennik - krem z buraczków z malinami. Brzmi ciekawie, nieprawdaż...? Wyjątkowo wręcz. Czym prędzej więc zabrałam się do pracy.
Wyszedł dobry, ale nie powalił nas na kolana. Maliny prawdopodobnie były za kwaśne, bo zupa wyszła bardzo wyrazista w smaku - dla mnie aż za. Następnym razem trochę pozmieniałabym proporcje. I przetarła maliny przez sitko, a dopiero potem dodała do zupy - tak chyba byłoby szybciej i wygodniej.
Przepis podaję tak, jak robiłam. Może się skusicie na taką śliczną, intensywną w kolorze zupkę...?
Krem z pieczonych buraków z malinami
Składniki:
(na 4 porcje)
- 1,5 kg buraków
- 500 g malin
- 1,5 czerwonej cebuli
- 1 łyżka masła
- 500 ml bulionu
- sól
- pieprz
dodatkowo:
- 4 łyżki creme fraiche (18%)
Buraki przekroić na pół, ułożyć na blasze.
Piec w 160 st. C. przez 1 godzinę.
Przestudzić, obrać ze skórki, pokroić w kostkę.
Cebulę pokroić w kosteczkę.
W dużym garnku na maśle zeszklić cebulę. Dodać buraki i maliny, chwilę smażyć. Zalać całość bulionem, gotować przez 15-20 minut.
Zupę zmiksować na gładki krem, następnie przetrzeć przez gęste sito.
Przed podaniem podgrzać, udekorować kleksem śmietany.
Smacznego!
W tej zupie szalenie podoba mi się jej kolor - wręcz hipnotyzujący. Nieco rozczarowała mnie natomiast konsystencja - mimo przetarcia przez sitko jest lekko grudkowata, co widać na zdjęciu. Smaku to nie ujmuje, ale... Muszę ją zrobić jeszcze raz, koniecznie.
Fajnie Cię znowu "widzieć" ;) a zupa intrygująca...
OdpowiedzUsuńCiekawy przepis, a jeszcze bardziej połączenie buraczka z maliną. Wygląda apetycznie, chyba bym się na taką miseczkę skusiła :)
OdpowiedzUsuńWitaj:)Musialo powaznie cie cos zlapac:(,fajnie ze juz czujesz sie lepiej ,a kremik brzmi pysznie:)
OdpowiedzUsuńJa też się cieszę, że wróciłaś :) Blogosfera bez Ciebie to już nie to samo :D Maliny i buraki? Brzmi intrygująco :)
OdpowiedzUsuńCiekawy przepis, a jeszcze bardziej połączenie buraczka z maliną. Wygląda apetycznie, chyba bym się na taką miseczkę skusiła :)
OdpowiedzUsuńAle piękny kolor, jeszcze nie widziałam takiego kremu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie ...
Pysznie wracasz :)
OdpowiedzUsuńwow, ciekawe połączenie. Z chęcią wypróbuję przepis.
OdpowiedzUsuńKolor ma faktycznie piękny, ale takiego połączenia jeszcze nie jadłam, ciekawe, ciekawe; )
OdpowiedzUsuńKrem z buraków owszem, ale z malinami co za fantazja Gratulacje
OdpowiedzUsuńkolor jest hipnotajzin!
OdpowiedzUsuńAle pyszna mikstura!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś :) A krem z buraków wygląda genialnie! I ciekawi mnie połączenie buraków z malinami :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ogromnie :)
OdpowiedzUsuńMiło, jak się ludzie cieszą na mój widok :)
Mnie właśnie też to połączenie bardzo zaciekawiło :)