Szczerze - nie mam pojęcia. Ale jest tak specyficzne, że jestem skłonna w to uwierzyć. Polskie to to nie jest z pewnością. Ale - od początku.
Pierwszy raz upiekłam to ciasto dość dawno temu. Niezbyt mi zasmakowało - dziwna konsystencja, słodkie, ale takie jakieś... Dziwne. Duży natomiast wpadł w zachwyt. Dlatego nastąpił raz drugi, trzeci, i kolejny. W tej chwili zjadam je ze smakiem, a D. nie za bardzo chce się dzielić. Kiedy tylko mamy nadmiar dojrzałych bananów, robi maślane oczy i delikatnie sugeruje, że może bym upiekła to ciasto... I piekę. A później znika wyjątkowo szybko, bo Duży zjada je na śniadanie, i kolację, i jeszcze czasem jako deser po obiedzie.
Z pewnością kaloryczne, ale od czasu do czasu można sobie pozwolić.
Przepis zadomowił się u nas dobre, na poprzednim blogu też o nim pisałam. Pierwowzór pochodzi od Doroty. Od siebie dorzuciłam sok cytrusowy - nie czuć go za bardzo, ale wydaje mi się, że to zawsze jakieś złagodzenie tej wielkiej słodkości...
Hmm... No tak, wiem, jak to wygląda. Trochę jak szynka? Z cebulą? Ale to banany są w środku. Naprawdę. I smakują bardzo bananowo.
Wietnamskie pieczone ciasto bananowe
Składniki:
(na tortownicę o średnicy 24 cm)
- 9 dojrzałych bananów
- 60 g drobnego cukru
- sok z 1 limonki
- sok z 1/2 cytryny
- 7 jajek
- 400 g mleka skondensowanego słodzonego
- 250 g masła
- 200 g mąki
Banany pokroić w plasterki, wymieszać z cukrem oraz sokiem z cytryny i limonki. Odstawić na 30 minut.
Masło roztopić i przestudzić.
Całe jajka dobrze ubić, dodać mleko skondensowane i masło, nie przerywając miksowania. Do miski przesiać mąkę, wymieszać. Dodać banany, delikatnie połączyć.
Masę wylać do formy wyłożonej folią aluminiową, z wysmarowanymi masłem bokami.
Piec w 200 st. C. przez 1 godzinę, do suchego patyczka.
Jeśli zacznie się zbyt mocno rumienić, można wierzch przykryć folią.
Wystudzić w lekko uchylonym piekarniku, przechowywać w lodówce.
Smacznego!
Jutro sobota. Wiecie, gdzie się wybieram? Na bazar. Że niby w zeszłym tygodniu byłam...? I co z tego? Może będą mieli jeszcze ładniejszy rabarbar, jakieś banany albo coś zupełnie innego, na co akurat będę miała ochotę? Poza tym Smokowi też się należy, żeby mu takie miejsce pokazać...
ciekawe to ciasto:) chetnie bym sprobowala:)
OdpowiedzUsuńHmmm... na początku myślałam, ze to jakaś tarta :D a o cieście słyszałam i chętnie bym się poczęstowała
OdpowiedzUsuńTo musi być pyszna odmiana :)
OdpowiedzUsuńIntrygujące...kiedyś się odważę bo lubię takie ekperymenta:)
OdpowiedzUsuńtakie żółciutkie może lepsze niż oryginalne które robiłam jakiś rok temu choć po tamtym trochę boję się zaryzykować...
OdpowiedzUsuńa tu moje http://magiawkuchni.blox.pl/2010/06/WIETNAMSKIE-PIECZONE-CIASTO-BANANOWE.html
chętnie bym spróbowała
OdpowiedzUsuńcoś dla mojego synka maniaka bananow bedzie trzeba nie dlugo wyprobowac
OdpowiedzUsuń