Niedziela. Wstałam o zawstydzająco późnej godzinie (choć należy wziąć poprawkę na fakt, że co drugi weekend budzik wyrywa mnie z łóżka o wpół do pierwszej w nocy, w związku z czym godzina ósma, dla innych zupełnie normalna, mi wydaje się niesamowitym luksusem), a po wejściu do rozświetlonej porannym słońcem łazienki stwierdziłam, że to będzie dobry dzień.
Ubrałam się w czarne skarpetki, czarne getry (zwane modnie legginsami) oraz czarną bluzkę z rękawem trzy czwarte (kolor bielizny pominę, nie jest istotny dla sprawy). Zadowolona z siebie, wyszłam do ogrodu, gdzie C. już czekał rozłożony na sofie. Popatrzył na mnie spod oka i spytał, gdzie ja się tak ubrana wybieram. Nigdzie - odparłam zgodnie z prawdą, nie rozumiejąc uszczypliwości. Zjedliśmy śniadanie (boskie gofry z poprzedniego wpisu), zaparzyłam sobie herbaty i rozsiadłam się na tarasie, obserwując nieśmiało kiełkującą cebulkę i zdecydowanie śmielsze rzodkiewki. Po pięciu minutach wstałam, udałam się do sypialni, zrzuciłam wszystko, co czarne, żeby nałożyć - uwaga! - letnią sukienkę w paski! Skarpetki zastąpiłam klapkami, zajęłam uprzednie miejsce w fotelu i udawałam, że nie widzę wymownego spojrzenia C.
Dzień minął nam na spacerach z psami, pieleniu ogródka i otwarciu sezonu grillowego, przy czym sukienkę zamieniłam na spodnie o godzinie dziewiętnastej. Było bosko!
I tak, nie krępujcie się - możecie mi zazdrościć. Tak naprawdę sama sobie zazdroszczę, bo okazało się, że niedziela była jakimś cudownym wyjątkiem. Teraz jest znów chłodno i pochmurnie, a gdy piszę te słowa, ewidentnie zbiera się na deszcz.
Nie tracący optymizmu i ducha C. stwierdził, że lato w tym roku już zaliczyliśmy (co jest odniesieniem do jednego z ulubionych zdań Duńczyków: Uwielbiam duńskie lato. To najpiękniejszy dzień w roku), więc nie mam zrzędzić, tylko cierpliwie czekać do przyszłego roku.
I tak, wiem, że na najlepsze truskawki trzeba poczekać jeszcze miesiąc. Nic z tymi czerwcowymi równać się bowiem nie może. Jednak po zimie, która w tym roku nie mroźna, ale szara i błotnista była, przez co zmęczyła mnie bardziej niż gdyby zasypała nas śniegiem po dachy, mam nieodpartą ochotę na truskawki właśnie. Sięgnęłam po przepis Beaty, który wypróbowałam już wcześniej, i okazał się prawdziwym hitem. Ponieważ jednak nie lubię powtarzać przepisów, postanowiłam coś zmienić. Tym razem była to zmiana niewielka, bo bazylię zastąpiłam tymiankiem. Pozostał ten sam delikatny, ziołowy aromat, ale jednak nieco inny. Z truskawkami oba dodatki komponują się idealnie, a połączenie jest tak oryginalne, że naprawdę warto je wypróbować. Nawet dwukrotnie!
Drożdżówki z truskawkami i lukrem tymiankowym
Składniki:
(na formę 30x22 cm)
- 25 g świeżych drożdży
- 250 ml letniego mleka
- 75 g cukru
- 2 jajka
- 70 g masła
- 600 g mąki pszennej
nadzienie:
- 300 g serka kremowego
- 40 g cukru
- 500 g truskawek
dodatkowo:
- 3 łyżki mleka
lukier:
- 15 gałązek tymianku
- 170 g cukru pudru
- 3 łyżki mleka
Drożdże rozetrzeć z 1 łyżeczką cukru, dodać 100 ml mleka i trzy łyżki mąki. Wymieszać, żeby nie było grudek, odstawić na 15-20 minut.
Mąkę przesiać do dużej miski. Dodać rozczyn, jajka, pozostały cukier i mleko. Zagnieść ciasto. Wlać rozpuszczone i przestudzone masło, wyrobić gładkie, elastyczne ciasto.
Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.
Po tym czasie ciasto rozwałkować na prostokąt o grubości 0,5 cm i długości około 50 cm.
Serek wymieszać z cukrem, posmarować nim ciasto. Na wierzchu rozłożyć pokrojone w plasterki truskawki. Ciasto zwinąć ciasno jak roladę, pokroić na 12 plastrów. Ułożyć je blisko siebie w formie wyłożonej papierem do pieczenia.
Odstawić na 20-30 minut do napuszenia.
Wyrośnięte drożdżówki posmarować mlekiem.
Piec w 180 st. C. przez 30-40 minut, aż nabiorą ładnego koloru.
Ostudzić.
Listki tymianku zemleć w młynku do kawy z 1-2 łyżkami cukru. Wymieszać z pozostałym pudrem, a następnie z mlekiem. Polukrować bułeczki, zostawić do zastygnięcia lukru.
Smacznego!
Drożdżówki są puszyste i mięciutkie, a serowe nadzienie i soczyste truskawki sprawiają, że dłużej zachowują świeżość. Będą idealne na piknik, kiedy w końcu pogoda na nie pozwoli...
Mniam! Ale puszysta drożdżóweczka:D
OdpowiedzUsuńSuper przepis! Już zapisany w ulubionych, koniecznie muszę go wypróbować :)
OdpowiedzUsuńwow,ależ pysznie wygląda :)
OdpowiedzUsuńJakie apetyczne :) Mniam...zjadłabym z wielką chęcią :)
OdpowiedzUsuńTo musi być smaczne ;)
OdpowiedzUsuńtruskawki i tymianek, to jest to :-)
OdpowiedzUsuńAle cudnie wyglądaję i pewnie tak samo smakują!
OdpowiedzUsuńnamówiłaś mnie! piekę!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie idealne na piknik, niech tylko te ciepłe dni przyjdą :)
OdpowiedzUsuńMam też w planach drożdżowe z truskawkami, pysznie wygląda! :)
Z tymiankiem ? Muszę je upiec :D wyglądają pysznie :) pozdrawiam M
OdpowiedzUsuńWyglądają cudownie :)
OdpowiedzUsuńSer, truskawki i tymianek? podoba mi się takie połączenie, sezon owoców letnich czas zacząć :)
OdpowiedzUsuńDrożdżówki bardzo apetyczne. Ps mogę Ci oddać kilka hiszpańskiech stopni. Nie lubię upałów.
OdpowiedzUsuń