Ostatnio wspomniałam o pewnych kuleczkach, które podbiły moje podniebienie od pierwszego kęsa. Broń Boże nie na surowo - tak kwaśne, że nawet zaawansowani cytrynożercy nie dadzą im rady. Po upieczeniu nabierają lekkiej słodyczy - choć nadal mocno kwaśne, wspaniale kontrastują ze słodkimi dodatkami. W dodatku mają cudny, rubinowy kolor. I jak tu się w świeżej żurawinie nie zakochać...?
Do tej pory znałam tylko suszoną - używam jej chętnie, bo też jest lekko kwaskowa, i świetnie nadaje się jako dodatek do wielu ciast. Świeża kusiła mnie ogromnie, ale zawsze było nam jakoś nie po drodze... Aż w zeszłym tygodniu weszłam do sklepu i bez zastanowienia - kupiłam. A w domu zaczęłam dumać, co by z niej zrobić... Najpierw pomyślałam o brownie - miałam ochotę na czekoladę, no i potrzebowałam naprawdę słodkiej bazy. Później przyszły mi na myśl serniczki z żurawiną i białą czekoladą - na zdjęciach wyglądają tak kusząco... Ale przecież dopiero co upiekłam sernik! A wiadomo, że co za dużo, to niezdrowo...
I wtedy mnie olśniło - a jakby to połączyć...? Biała czekolada plus ciężkie, słodkie ciasto - blondies jak nic! Najlepszy przepis znalazłam na Moich wypiekach - zamiast migdałów dałam żurawinę. I dobrze zrobiłam, bo ciasto wyszło mega słodkie! Ja zmniejszyłabym ilość cukru następnym razem, C. stwierdził, że jest idealne (faceci jednak mają wyższy próg odporności na słodkość...). Co do migdałów, nie mogę się zdecydować - z jednej strony z pewnością wzbogaciłyby strukturę ciasta - chrupiący kawałeczek od czasu do czasu ciekawie wpłynąłby na smak - jednak z drugiej strony mogłyby zakłócić idealną miękkość - blondies bowiem rozpływają się w ustach... Nie tak zbite i ciężkie jak ciemny kuzyn, jednak wciąż dość ciężkie i konkretne. Brązowy cukier z podpieczonymi kawałkami białej czekolady nadaje wspaniałego karmelowego posmaku - bajka, mówię Wam! I choć do tej pory zdecydowanie wolałam brownies, tym razem to blondynka podbiła moje serce - ciężko jej się oprzeć, w dodatku w tej kuszącej czerwieni...
Blondies ze świeżą żurawiną
Składniki:
(na formę 20x20 cm)
- 200 g białej czekolady
- 80 g masła
- 75 g jasnego brązowego cukru
- 2 jajka
- 130 g mąki pszennej
- 1/4 łyżeczki soli
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
- 100 g świeżej żurawiny
Czekoladę dość drobno posiekać.
Masło rozpuścić, do gorącego wrzucić 150 g czekolady, wymieszać aż do rozpuszczenia.
Do miski przesiać mąkę z proszkiem, wymieszać z cukrem i solą. Po jednym wbijać jajka, miksując po każdym dodaniu. Wlać ekstrakt, zmiksować. Dodać jeszcze ciepłą czekoladę, dokładnie połączyć. Wsypać resztę czekolady i żurawinę, wymieszać łyżką.
Masę przelać do formy wyłożónej papierem do pieczenia.
Piec w 180 st. C. przez 25-30 minut.
Wystudzić przed wyjęciem z formy.
Smacznego!
Jakie blogi najbardziej lubicie odwiedzać? Te skomercjalizowane, z dużą ilością konkursów i notatek na temat przeróżnych produktów czy raczej te mniejsze, bardziej osobiste, gdzie zdjęcia zachwycają tylko czasem, ale między wierszami można wyczytać skrawki osobowości blogera? Za co lubicie blogi kulinarne, wolicie je od książek czy gazet, ufacie im bardziej?
Bo ja szukam wszędzie po trochu...
Smakowita blondyneczka!
OdpowiedzUsuńz żurawiną, coś wspaniałego, ta suszona fakt też lubiana, ale nie ima się świeżej.Piękna blondyna, aż jej pozazdrościłam. Jutro pazury na czerwień trzasnę ;)
OdpowiedzUsuńPo proszę Twoje dane adresowe na mail martakrawczyk79@wp.pl
OdpowiedzUsuńKubeczek i zwichrowany talerzyk chcą do właścicielki:)
pozdrawiam
uwielbiam żurawinę, a Twoja blondi jest wspaniała!
OdpowiedzUsuńchwytliwa nazwa ciacha:)
OdpowiedzUsuńmusiało być smaczne;)
Kusisz, oj kusisz :) Szczególnie, że ja lubię żurawinę :) Zdecydowanie wolę mniejsze blogi niż te wielkie. Lubię poczuć jakąś więź z autorem, a w tłumie to ciężkie. I to nie umiejętności fotografowania mnie przyciągają. Owszem, ładne zdjęcie to fajna sprawa, ale ja wczytuję się w całość i sprawdzam czy coś do mnie przemawia.
OdpowiedzUsuńOstatnio zachwycam się żurawiną ale na razie suszoną (przed miesiącem doceniłam ją dopiero)może też nie długo zacznę z niej robić różne ciasta i nie tylko. Twoje ciasto wygląda nie źle:)
OdpowiedzUsuńSkoro mówisz, że bajka to zapisuję przepis :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie ciacha :)
OdpowiedzUsuńwspaniale wygląda
Widze, ze i ty do niedawna bylas zurawinowa dziewica :) Piekne blondies, bez dwoch zdan.
OdpowiedzUsuńA jesli idzie o blogi, lubie te, na ktorych "czuc" osobowosc autora. I nie ma dla mnie znaczenia, czy blog jest duzy i popularny, czy malutki i kameralny. Nie lubie za to tych, gdzie nic, tylko testy, konkursy i materialy sponsorowane...
uwielbiamy brownies a blondynki to już w ogóle moje ulubione.
OdpowiedzUsuńpozdrawiamy!
Blondynka w czerwieni - świetny tytuł posta:)
OdpowiedzUsuńCiasto też interesujące:)
Jeśli zaś chodzi o blogi lubię i te populrane i te mniej znane. Dla mnie główą wytyczną, która składa się na moją weryfikację bloga, to jego oryginalność. Lubię gdy wpis poprzedzony jest jakąś refleksją autora - gdy pokazuje swój świat nie tylko poprzez potrawy, ale i słowa.
Taką blondynkę ciężko ominąć w tłumie.
OdpowiedzUsuńDroga Pani.. Chyba z ta blaszka sie pomylilas. Wymiary podalas 20 cm na 20 cm - to nie jest forma tylko foremeczka a Twoje zdjecie ciasta jest tak duze jak 40cm na 40 cm. Cos tu nie tak...
OdpowiedzUsuńNie piekę dużych ciast - jest nas tylko dwoje, i mamy ograniczoną przestrzeń pochłaniania ;) Ciasto było pieczone w blaszce 20x20 cm - spójrz na ilość składników. Przy takiej 40x40 wyszedłby naleśnik ;)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że to może kwestia zdjęcia, ale obok ciasta leży nóż szefa kuchni o długości 22 cm chyba... 40centymetrowych noży to ja jeszcze nie widziałam, nawet u Gordona ;)
Mniam, smakowicie to wygląda :D Ja raz użyłam za małęj formy i było zbyt wysokie i nie dopiekło się w środku. Moja rodzina uznała to za płynną białą czekoladą i ze smakiem zjadła ciasto :D
OdpowiedzUsuń