Plany miałam piękne - wrócić do domu, obejrzeć jakiś przyjemny film, trochę Pingwinów (na których punkcie mam ostatnio lekkiego fiołka, ale o tym może innym razem), poprzytulać się do C. i psy. Zupełnie niespodziewanie okazało się, że do tulenia została mi tylko Ptysia, Mężczyzna bowiem wybył z domu w celach zarobkowych. Cóż - jakoś przełknęłam tą wątpliwej jakości niespodziankę i stwierdziłam, że w takim razie dobrze wykorzystam ten czas - włączyłam laptopa i przez półtorej godziny przeglądałam zaległe przepisy na znajomych blogach. W okolicach osiemnastej żołądek zaczął wysyłać ostrzegawcze sygnały. Padło więc nieuniknione pytanie: co by tu zjeść...? W lodówce głównie światło i trochę alkoholu, co, nawet razem, nie daje zbyt świetlanych perspektyw na obiad. Do sklepu iść...? Eee, nie chce mi się... No więc: co by tu zjeść...?
I wtedy nagle mnie oświeciło. U Oli już dość dawno widziałam cudo, które nazwała volcano pancakes. Zamiast smażyć na patelni, piecze się toto w piekarniku. Nie za długo, bo mi zabrało to raptem kwadrans. Do tego mój ukochany złoty syrop, i obiad jak marzenie. Co prawda porcja jest średnio obiadowa, nawet dla jednej osoby (zrobiłam z jednej trzeciej porcji podanej przez Olę, bo miałam tylko jedno jajko, a jak już wspomniałam wcześniej, wyjście do sklepu nie wchodziło w grę), i musiałam to zajeść tostem, ale smak... Bajka! W dodatku cynamonowo-gałkomuszkatołowa (wątpię, żeby takie słowo istniało w jakimkolwiek języku, jednak świetnie oddaje charakter tego dania). Ciasto ma śmieszną konsystencję - środek mięciutki, lekko gąbczasty, brzegi cudownie chrupiące. Choć nie jest słodkie, polane syropem smakuje świetnie - zakochacie się, mówię Wam! Przepis jest łatwy i szybki, więc naprawdę, warto się skusić.
Ola twierdzi, że najlepiej przygotować je w formie z zaokrąglonymi brzegami, co też uczyniłam. Jak sprawdzi się inna - nie mam pojęcia. Brzegi foremki powinny też być dość wysokie - ciasto mocno rośnie. I tak jak Ola napisała - tylko micha z popcornem i można się zagapić, co też w tym piekarniku za cuda się wyczyniają...
Volcano pancakes
Składniki:
(na formę o wymiarach 15x10 cm)
- 30 g mąki pszennej
- 1/2 łyżeczki cynamonu
- 1/3 łyżeczki gałki muszkatołowej
- 1/8 łyżeczki soli
- 45 ml mleka
- 1 jajko
dodatkowo:
- 20 g masła
Mąkę przesiać do miski, wymieszać z cynamonem, gałką i solą.
Jajko zmiksować z mlekiem na jednolitą masę, wsypać mąkę i wymieszać, żeby nie było grudek.
W czasie rozgrzewania piekarnika umieścić w środku formę z masłem (żeby się rozpuściło).
Do formy przelać masę.
Podpiec w 220 st. C. przez 10 minut.
Następnie zmiejszyć temperaturę do 190 st. C. i piec jeszcze 5-10 minut, do zrumienienia.
Podawać na ciepło ze złotym syropem, ulubionym dżemem lub posypane cukrem pudrem.
Smacznego!
A jutro... Jutro upiekę ciasto. Ze śliwkami i orzechami. W cudownym towarzystwie. Ach, jak się cieszę!
Wygląda bardzo interesująco:)
OdpowiedzUsuńO ładne wyszło ciacho ;))
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł :)
OdpowiedzUsuńPięknie urosło, dzięki za wypróbowanie i wspomnienie o mnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
To ja dziękuję za super przepis :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie wyciągnęłam to z pieca i przyznaję, pyszne, aczkolwiek gumowe trochę :P
OdpowiedzUsuńCieszę się, że smakowało :)
OdpowiedzUsuńDawno już tego nie jadłam...