Ostatnio z C. zdarzyło nam się jeść brunch (lub, jak kto woli, drugie śniadanie, które jednak było pierwszym) na mieście. Oddaliśmy autko do mechanika, a że w domu niespecjalnie było co jeść stwierdziliśmy, że spróbujemy coś znaleźć. Po kilku próbach w końcu wylądowaliśmy w niewielkiej, aczkolwiek bardzo sympatycznej Cafe Kindkys (co na polski przetłumaczymy jako Całus w Policzek, hmm...). Mają tam mnóstwo przeróżnych gier, którymi można zająć się czekając na posiłek, kącik dla dzieci i ogólnie przyjazny wystrój wnętrza (bardzo wygodne fotele). Zjadłam sobie gigantyczną kanapkę z kurczakiem, popiłam colą i czułam się wyjątkowo zadowolona.
Co to ma wspólnego z moimi bułkami? Otóż wczoraj, po powrocie z pracy, musiałam wykombinować coś do jedzenia. Nie miałam ochoty na tosty (mój standardowy zapychacz, kiedy jestem sama w domu), nie chciało mi się też wznosić na wyżyny moich kulinarnych zdolności. I właśnie wtedy przypomniałam sobie o kanapkach z Cafe Kindkys - takich dużych, sycących, w pysznych, chrupiących bułeczkach. Weszłam więc do sklepu po ziarna dyni, bo - nie wiedzieć dlaczego - zapragnęłam je mieć na wierzchu mojego pieczywka. Wróciłam do domu, zagniotłam ciasto, pozwoliłam mu urosnąć, uformowałam bułki - i już, gotowe. Wyszły pyszne! Z wierzchu chrupiące, w środku mięciutkie, zniewalająco pachnące cebulką. Cudnie przypieczone, idealnie nadawały się do piętrowych kanapek.
Moje bułki w zasadzie są bułami - jedna starcza za śniadanie lub obiad czy też kolację. Odpowiednio nafaszerowana dodatkami - pomidorkiem, ogórkiem, świeżymi liśćmi szpinaku i remoladą (tak, zaczęłam ją jeść, frytek z ketchupem już sobie nie wyobrażam) - smakuje po prostu bosko. Szczególnie taka jeszcze cieplutka...
Oczywiście możecie przygotować osiem mniejszych, co absolutnie nie wpłynie na walory smakowe.
Ogólnie to szukałam bułeczek z dodatkiem dymki, ale jakoś nie mogłam trafić na odpowiedni przepis. Ten to mocno zmodyfikowana receptura z książki Pieczenie chleba w domu Gertrud Weidenger i Marie-Theres Wiener. Tak właściwie to jest niezwykle luźna inspiracja, bo pozmieniałam dodatki, proporcje, a nawet czas pieczenia. Oryginalne też kiedyś wypróbuję - na zdjęciu prezentują się wyjątkowo apetycznie.
Bułki z dymką i ziarnami dyni
Składniki:
(na 4 duże bułki)
- 300 g mąki pszennej
- 7 g suszonych drożdży
- 200 ml letniego mleka
- 1/2 łyżeczki cukru
- 1/2 łyżeczki soli
- 20 g masła
- 2 cebule dymki
dodatkowo:
- 2 łyżki mleka
- 1/2 łyżeczki soli
- 20 g ziaren dyni
Masło rozpuścić i przestudzić.
Mąkę przesiać do miski, wymieszać z drożdżami, solą i cukrem. Wlać mleko, połączyć składniki. Dodać masło, zagnieść gładkie, nielepiące się ciasto.
Dymkę pokroić razem ze szczypiorem, dodać do ciasto. Wyrobić, żeby równomiernie rozprowadzić cebulę w cieście.
Odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na 1-1,5 godziny.
Wyrośnięte ciasto jeszcze raz zagnieść, podzielić na cztery równe części. Uformować akrągłe bułeczki, odstawić do wyrośnięcia na 30 minut.
Wyrośnięte bułeczki posmarować mlekiem wymieszanym z solą, posypać ziarnami dyni.
Piec w 200 st. C. przez 25-30 minut.
Ostudzić na kratce.
Smacznego!
A teraz... Teraz chyba pójdę się zdrzemnąć. Dziwna duńska pogoda doprowadza mnie do pasji - rano chłodno, za godzinę pada, deszcz przechodzi w burzę, żeby po chwili znów świeciło słońce. Ciśnienie skacze jak szalone i sprawia, że nie chce mi się nic - a powinnam chociaż troszkę posprzątać (jutro już mam wolne, więc rano się wyśpię i postaram się zrobić coś pożytecznego). Mam nadzieję, że przyszły tydzień będzie udany - a przynajmniej nie zupełnie paskudny...
piękne! :)
OdpowiedzUsuńNo, taka bule to ja rozumiem!
OdpowiedzUsuńbardzo buuuuuleczne ;D
OdpowiedzUsuńMniam, muszę zrobić bułki z cebulą, że też na to wcześniej nie wpadłem :) Nie ukręcę takich pięknych dużych, ale mam nadzieję, że będą równie smaczne :)
OdpowiedzUsuńświetne! Wyglądają niesamowicie.
OdpowiedzUsuńA bułki to moja pięta achillesowa: nigdy nie wychodzą mi duże.
Twoje są ekstra!