W końcu cisza. Nie, nie taka grobowa. Ale po dwóch nocach szaleńczych wiatrów (niewiele brakowało, żeby sztorm przeszedł w huragan), wybitych szyb u sąsiadów, połamanych gałęzi i podrapanych samochodów - cisza. Przestało. Uspokoiło się. Znów mogę wyjść z psem na spacer bez obaw, że ją wiatr porwie (sześć kilo to waga raczej piórkowa).
Minusem jest fakt, że wraz z brakiem wiatru chmury przestały wędrować. I jest to o tyle nieprzyjemne, że nie ma już słonecznych minut. Bo kiedy obłoki szaleńczo pędziły po niebie, w jednej chwili padał deszcz, żeby zaraz zamienić się w prawdziwie wiosenne słońce. A dziś - szaro, buto, nieprzyjemnie... Więc żeby przypomnieć sobie słoneczne ciepło, upiekłam słoneczne ciasteczka. Na Durszlaku polecono mi ciasteczka z Kuchennych zapisków. Przepis nieskomplikowany, bez wałkowania, na które nie bardzo mam miejsce (i chęci), w oryginale z cudnymi czarnymi piegami, których nie mogłam sobie odpuścić.
Moje maleństwa są konkretnych rozmiarów, bo mi się ciasto grubiej pocięło. Poza tym były dla mnie wielkim zaskoczeniem - spodziewałam się kruchych, a jeszcze ciepłe bardziej przypominały biszkopciki - mięciutkie i aromatyczne. W czasie stygnięcia kruszeją, ale i tak są przepyszne! Chyba się zakochałam... Przed Walentynkami jak najbardziej wskazane, nieprawdaż?
Piegowate ciasteczka pomarańczowe
Składniki:
(na około 35-40 sztuk)
- 280 g mąki pszennej
- 1/2 łyżeczki soli
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 200 g cukru
- 140 g miękkiego masła
- 1 jajko
- 1 żółtko
- 1 łyżeczka ekstraktu pomarańczowego
- skórka otarta z 2 pomarańczy
- 1,5 łyżki maku
Mąkę przeisać z proszkiem. Wymieszać z makiem i solą.
Cukier wymieszać ze skórką pomarańczową, tworząc cukier pomarańczowy.
Masło utrzeć na puszystą masę, dodać cukier cytrusowy, ubijać nadal. Wbić jajko, żółtko, utrzeć dokładnie. Wlać ekstrakt i wymieszać.
Zwolnić obroty miksera i partiami dodawać mąkę.
Z gotowego ciasta uformować wałek o średnicy 5 cm, zawinąć w folię spożywczą i schować do lowdówki na 2 godziny.
Po tym czasie ciasto wyjąć, pokroić na 5milimetrowe plastry i ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia w sporych odstępach - ciasteczka mocno rosną.
Piec w 180 st. C. 10-12 minut do lekkiego zrumienienia.
Zaraz po upieczeniu są bardzo miękkie, ale w czasie stygnięcia stwardnieją.
Smacznego!
Teraz idę oglądać film. Wiem, wiem, późno już, ale jak się człowiek leni na zwolnieniu, to może poszaleć.
A jak mi się spodoba, to Wam o nim opowiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz