niedziela, 5 maja 2013

Danie główne: Tost

Wszyscy wypoczywają - w końcu mamy w Polsce naprawdę długi weekend. Mam nadzieję, że pogoda dopisała i bawicie się świetnie. Tutaj długiego weekendu nie ma, ale zupełnym przypadkiem mi się taki trafił - od piątku aż do poniedziałku. 
Dziś impreza urodzinowa C. - wczoraj wielkie przygotowania, sprzątanie, składanie tortu (mam nadzieję, że zdążę zrobić mu jakieś zdjęcie, bo dumna z niego jestem niesłychanie). Póki co wygląda na to, że spędzimy bardzo miły dzień - najpierw jedziemy do Legolandu, później wracamy do domu w licznym towarzystwie na obiad. C. przygotował mnóstwo pyszności i już się nie mogę doczekać, żeby spróbować mięska - polędwica wołowa pieczona kilka godzin w bardzo niskiej temperaturze, cudownie czerwona, soczysta i delikatna... Bajka, mówię Wam. Mam nadzieję, że naszym gościom starczy miejsca na deser, bo naprawdę przyłożyłam się do tego ciacha.

Póki co jednak chciałabym napisać Wam o książce. Książce, która nie jest książką kucharską, ale jedzenie zdecydowanie gra tu pierwsze skrzypce. Cała historia dzieje się jakby w tle.

Premiera Tostu Nigela Slatera jakoś mi umknęła. Kiedy jednak zobaczyłam reklamę filmu wiedziałam, że najpierw muszę sięgnąć po powieść. Kupiłam ją podczas ostatniej wizyty w Polsce, i teraz zabrałam się za czytanie. Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś nieco innego...

Tost to historia dzieciństwa Nigela - ile w tym wszystkim prawdy, nie jestem pewna.
Nasz bohater od najmłodszych lat interesował się jedzeniem - głównie dlatego, że jego ukochana mama kompletnie nie radziła sobie z gotowaniem. Bardzo się starała być przykładną panią domu i podejmowała kolejne heroiczne próby, jednak niezmiennie przypalała tosty i doprowadzała do kuchennej katastrofy przynajmniej raz w tygodniu. Nie lubiła gotować, jednak czuła się do tego zobowiązana - były więc niedogotowane ziemniaki, szara paciaja z zielonego groszku, mięso smakujące bardziej jak podeszwy butów i ciasteczka, którymi można by kogoś zamordować. Miała kilka popisowych dań, jednak nawet przy ich wykonaniu zdarzały jej się potknięcia. Nigel cierpliwie zjada (lub nie) zawartość kolejnych talerzy, bardzo dokładnie ją opisując. Przeczytać możemy tu o kulinarnych nawykach ojca, ogrodnika i jego najlepszego przyjaciela. O batonikach i napojach, o tym, co wypada, a czego nie wypada jeść. 
Mama gotuje coraz mniej, za to coraz więcej kaszle. Nie ma siły piec świątecznych ciast, i w końcu dochodzi do tragedii - Nigel traci najważniejszą osobę w swoim życiu. Teraz przez dom przewija się parada gospodyń, aż w końcu jedna z nich skrada serce jego ojca. Niestety, zupełnie nie przypada do gustu chłopcu. A ponieważ jest wyśmienitą kucharką, zaczynają na tym polu rywalizować o względy ojca.

Jeśli spodziewacie się ciepłej i wzruszającej historii, to... Dostaniecie ją, ale tylko do pewnego stopnia. Między daniem głównym a deserem pojawiają się tu rzeczy nieobce nastolatkom, czyli szybki seks w aucie i pole rankiem pełne zużytych prezerwatyw, jest onanizowanie się tak ciche, żeby nie obudzić ojca, jest nagi ogrodnik i masturbujący się w lesie nieznajomy. Książka wzrusza i jednocześnie naprawdę zaskakuje, zdecydowanie jest godna polecenia. Na mnie zrobiła duże wrażenie, i już nie mogę doczekać się obejrzenia filmu.

Tost
Nigel Slater
Carta blanca
Warszawa, 2011

6 komentarzy:

  1. Musze sięgnąć po te książkę, mimo, że film już widziałam. Zapraszam do mnie na pofilmowe odczucia - też spodziewałam się czegoś innego! Aczkolwiek film pozytywnie mnie zaskoczył. A po Twoim opisie widzę, że pewne tematy nie zostały poruszone w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
  2. Legoland! Zazdroszczę :))

    Książka jakoś mnie nie kusi...mimo wszystko brzmi dość przygnębiająco.

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo ciekawa recenzja ;) lubię książki/filmy z jedzeniem w tle, z ochotą przeszperam allegro i zakupie książke ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rynn, książka nie jest przygnębiająca, bo jest o spełnianiu marzeń i podążaniu za pasją :) A to, choć bywa trudne, z pewnością jest przede wszystkim pełne optymizmu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie czytałam książki, widziałam film. Sympatyczny, miły do oglądania, ale szału wielkiego nie było. Ale w ramach zabijania wolnego czasu fajnie było go obejrzeć :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zarówno książka jak i film - wciąż przede mną. A ponieważ kolejna osoba poleca, to mam nadzieję, że przestaną być oczekującymi pozycjami :)

    OdpowiedzUsuń