Gdy po skończonych zajęciach wyszłam dzisiaj na dwór, ze zdziwieniem zaobserwowałam powoli opadający płatek śniegu. Jeden. Ale za to ogromny! (W kategorii płatków śniegu, rzecz jasna.) Później, gdy szłam zjeść i wyjrzałam przez okno, zauważyłam ich zdecydowanie więcej. W idealnej ciszy, która wręcz świdrowała w uszach, stałam i patrzyłam jak urzeczona. Śnieg prószył, coraz gęstszy, przykrywając świat białym dywanem. Uwielbiam to widowisko; może dlatego, że widuję je coraz rzadziej? Mam wrażenie, że kiedyś zimą śniegu było więcej. I częściej.
Chyba opanowała mnie lutowa nostalgia...
W ogóle z tym lutym coś jest w tym roku nie tak (aż boję się myśleć o tym, że to dopiero początek!). W niedzielę dopadła mnie lutowa depresja; po powrocie z pracy i dwóch z rzędu nieprzespanych nocach, usiadłam przy stole w kuchni i miałam ochotę po prostu się rozpłakać. Najgorsze jest jednak to, że nie wiem, dlaczego! Zmęczenie, niewyspanie, nadmiar pracy i innych obowiązków związanych ze szkołą i dwudniowym pobytem w domu, a może po prostu wiatr, deszcz i ogólna szaruga...? Chyba jednak wszystko razem... Na szczęście na pomoc przybyły Ptysia i Pączusia, rozdając całusy, przytulając się i stanowczo żądając rzucania piłeczką. I jak tu się nie śmiać, gdy jeden pies wpakowuje się na kolana, a drugi aż burczy z zazdrości...?
Jeszcze przed rozpoczęciem szkoły, będąc na zakupach, kupiłam całe pół kilo mascarpone (było w promocji, nie mogłam się więc oprzeć; ricottę też kupiłam, a dopiero później zaczęłam się zastanawiać, co ja z tym wszystkim pocznę...). Z połowy przygotowałam nadzienie do pączków, z reszty - tiramisu. Co chyba nie jest dla nikogo zaskoczeniem, bo to mój ulubiony deser. Tym razem postawiłam na wariację malinową; jest więc kawa, malinowy likier i trochę owoców. Muszę przyznać, że jest to zaskakująco udane połączenie; kto nigdy nie próbowałam malin z kawą, powinien jak najszybciej nadrobić braki! Delikatny, puszysty krem, mocno nasączone kawą biszkopty, orzeźwiające całość maliny i odrobina kakao zamiast wisienki. Jest pysznie!
Deser jest banalnie prosty, więc może skusicie się i przygotujecie taki na Walentynki...? Bo w końcu kto ma czas na przesiadywanie w kuchni w środku tygodnia...
Tiramisu z malinami
Składniki:
(na 4-6 porcji)
- 3 żółtka
- 2 białka
- 60 g cukru pudru
- 250 g serka mascarpone
- 100 g podłużnych biszkoptów
- 200 ml mocnej, ostudzonej kawy
- 250 g malin
- 2 łyżki likieru malinowego
- 2 łyżki kakao
Maliny zalać likierem, wymieszać.
Żółtka utrzeć z cukrem pudrem na puszystą, jasną masę. Dodać mascarpone, zmiksować tylko do połączenia składników.
Białka ubić, dodać do masy serowo-żółtkowej, delikatnie mieszając łyżką. Na końcu dodać likier z odcedzonych malin.
Biszkopty maczać krótko w kawie, połowę rozłożyć do szklanek. Na to wyłożyć połowę kremu, oprószyć kakao i wyłożyć większą część malin. Następnie na malinach ułożyć pozostałe biszkopty i krem, oprószyć kakao i udekorować malinami.
Schłodzić w lodówce przed podaniem.
Smacznego!
Tymczasem wczoraj moja szalona współlokatorka zaprzęgła mnie do prasowania dwóch gigantycznych obrusów. Śmiechu było co niemiara, chyba obie się trochę odprężyłyśmy. A dzisiaj będziemy dalej liczyć; wczoraj w pewnym momencie przestałam rozumieć duńskie cyferki, więc zrobiłyśmy sobie dłuższą, dwudziestoczterogodzinną przerwę. Najwyższy czas jednak zabrać się do pracy; mam bowiem mocne postanowienie, że w końcu się wyśpię. Bo kiedy, jak nie teraz...?
ach te maliny, już marzę o lecie! Pysznie wygląda Twój deser :) i dużo snu życzę :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam a z malinami po prostu pycha :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tiramisu, a z malinami to moja najukochańsza wersja :)
OdpowiedzUsuńTęsknie za pysznymi soczystymi malinkami prosto z krzaczka
OdpowiedzUsuńCzy ja w końcu znajdę czas na ten włoski deser.
OdpowiedzUsuń