piątek, 3 listopada 2017

Opowieść o Czerwonym Rycerzu. I tarta obłędnie czekoladowa

Młoda Piekareczka, jak niemal co dzień, na długo przed świtem ruszyła w daleką podróż do pracy. Jej rączy, mechaniczny rumak, nieodłączny i wierny towarzysz, tym razem jednak zaniemógł. Stanął uparcie w miejscu najmniej odpowiednim, zapierając się wszystkimi czterema kołami. Bezsilna, zaciskając zęby, próbowała wszystkiego - ułagodzić bestię, przekonać, zmusić podstępem, aż wreszcie - o zgrozo! - przemocą. Nic nie podziałało - rumak jak stanął, tak stał.
W międzyczasie z pomocą przyszedł inny podróżny, będący - wnioskując z wielkości wozu - w równie co ona dalekiej, podróży.
Ów nieznany jej mężczyzna, mimo szczerych chęci, nie zdołał przekonać rumaka do dalszej jazdy, jednak siłą własnych mięśni pomógł sprowadzić go na pobocze, aby nie tarasował drogi innym, ewidentnie o tak wczesnej porze rozdrażnionym, podróżnym. Pożegnał się z uśmiechem i życzył powodzenia.
Piekareczka, zmuszona przez okrutne okoliczności, zdecydowała się na kroki drastyczne - obudzenie Małżonka. Ten, zdecydowanie niezadowolony z takiego obrotu sprawy, wskazał  jednak jedyną w takiej sytuacji możliwość - wezwanie na pomoc Czerwonego Rycerza. Ten zjawił się już po półgodzinie, w czerwonej zbroi z odblaskowymi paskami. Popatrzył, pomyślał, postukał gdzie trzeba, nakarmił rumaka odrobiną prądu, po czym ten, radośnie parskając, ruszył, jakby nic się nie stało. Piekareczka, uradowana do granic możliwości, pożegnała swego Czerwonego Rycerza z uśmiechem wiedząc, że prędzej czy później spotkają się znowu...

Wystąpili:
rumak - prawie nowy samochód;
Czerwony Rycerz - pracownik pomocy drogowej;
Małżonek - C.;
Piekareczka - ja we własnej osobie.

Wypadałoby nadmienić, że na moje potrzeby Falck (duńska pomoc drogowa) trzyma chyba specjalnego pracownika, bo za każdym razem przyjeżdża do mnie ten sam pan, który nawet już nie kręci głową z politowaniem dla mojej niewiedzy...
A jeden z kolegów z pracy, przejeżdżając tuż obok mojego rozkraczonego auta, nawet pomyślał, jakie to przykre...

Po tak ekscytującym początku dnia, na uspokojenie zdecydowanie przyda się kawałek mocno czekoladowej tarty.
Przepis znalazłam w magazynie Spis bedre, nr 9/2017 i wiedziałam, że go sobie nie odpuszczę. Lekko migdałowy, cudownie kruchy spód, czekoladowy ganache, który wręcz zniewala intensywnością, a do tego pieczone w cukrze muscovado, lekko karmelowe śliwki i figi. Określenie niebo na talerzu to zdecydowanie za mało, żeby oddać ten cudowny smak. Mimo, że nie da się jej zjeść zbyt dużo na raz, gdyż czekoladowe wypełnienie jest konkretne i syte, nie mogłam oprzeć się dokładce.
Idealne dla czekoholików, szczególnie na początku listopada, gdy za oknami tylko szaruga i deszcz.

Tarta czekoladowa z pieczonymi śliwkami i figami


Składniki:
(na formę do tarty o średnicy 26 cm)

ciasto kruche:
  • 100 g zimnego masła
  • 60 g cukru
  • ziarenka z 1/2 laski wanilii
  • 1/8 łyżeczki soli
  • 25 g mielonych migdałów
  • 25 g mąki orkiszowej pełnoziarnistej
  • 160 g mąki pszennej
  • 1 jajko

ganache:
  • 250 g ciemnej czekolady (58%)
  • 350 ml śmietany kremówki (38%)
  • 1 łyżka miodu
  • 1/4 łyżeczki soli

pieczone śliwki i figi:
  • 3 świeże figi
  • 5 śliwek
  • 50 g ciemnego cukru muscovado

dodatkowo:
  • 15 g niesolonych pistacji, bez łupinek

Masło, cukier, wanilię, sól, migdały i mąki umieścić w malakserze. Zmiksować. Dodać jajko, połączyć.
Ciasto rozwałkować na okrąg nieco większy niż średnica formy, wyłożyć nim formę i schłodzić w lodówce przez minimum 1 godzinę.

Schłodzone ciasto gęsto nakłuć widelcem, przykryć papierem do pieczenia i wysypać suchym grochem lub kamykami do pieczenia.

Piec w 180 st. C. przez 10 minut.
Następnie zdjąć obciążenie i papier.

Dopiekać jeszcze 15 minut w 180 st. C.
Ostudzić.

Śmietanę, miód i sól umieścić w garnuszku, zagotować.
W tym czasie posiekać czekoladę. Zalać czekoladę wrzącą kremówką, wymieszać do jej całkowtego rozpuszczenia. Przelać ganache do formy, schłodzić w lodówce przez minimum 3 godziny.

Figi pokroić w ćwiartki, śliwki na połowy, usunąć pestki. Ułożyć owoce w formie, równomiernie posypać cukrem.

Piec w 200 st. C. przez 15 minut.
Przestudzić.

Owoce ułożyć na zastygniętym ganache, polać powstałym podczas pieczenia sosem. Posypać posiekanymi pistacjami, podawać.

Smacznego!


Jako, że przepis znalazłam w duńskiej gazecie, a wypełnianie ciast gęstym, czekoladowym kremem to zdecydowanie coś, co Duńczycy wręcz uwielbiają, dodaję go do akcji Ani

11 komentarzy:

  1. Mój rycerz czterokołowy też szwankował i zipiał i sapał, rozkraczał się w najmniej odpowiednich chwilach. Aż wymieniłam mu akumulator. Tarta przepyszna , zjadła by chętnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. o tej porze roku im więcej czekolady w deserze tym lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. i jeszcze z figami... mniam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Od kilku dni chodzi za mną taka mega czekoladowa tarta. Będę musiał zrobić! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię tarty i to bardzo, a ta to spełnienie czekoladowych marzeń :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Historia jakby skądś znana :) A tarta wygląda znakomicie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Haha, fajna historyjka - no i tarta pierwsza klasa! :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Mój rycerz jest metalicznie zielony, rocznik 2005, wiernie mi służy choć nie wiem jak długo bo automat zaliczany bardziej do epoki Transformersów ;) jest wciąż ciężkim orzechem do zgryzienia dla naszych mechaników

    OdpowiedzUsuń
  9. Poproszę kawałeczek, wygląda obłędnie! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj Twoje opowieści potrafią mnie rozbawić do łez. Choć w tej sytuacji raczej byłoby mi bliżej do tych gorzkich ;) Szczególnie, że dopiero co odebrałam prawko i wszystko jeszcze przede mną ;)

    OdpowiedzUsuń