sobota, 11 listopada 2017

Pierwszy tchnienie Świąt. I ciasteczka marcepanowo-cytrynowe

Największą atrakcją w naszej małej mieścinie, poza sklepem spożywczym i salonem fryzjerskim, jest pałac. Pałacyk właściwie; jeśli się nie wie, gdzie szukać, łatwo uznać, że to po prostu większy dom. Zdradza go jedynie przylegający duży, zadbany park z kilkoma tajemniczymi ścieżkami.

Krótko po przeprowadzce odkryłam, że w rzeczonym pałacyku co roku organizowany jest świąteczny kiermasz; od razu wiedziałam, że będziemy na nim stałymi gośćmi. Uwielbiam tego rodzaju imprezy; można zjeść æbleskiver, czyli naleśnikowe kuleczki (które za starych, dobrych czasów wypełnione był jabłkami, stąd właśnie te owoce w nazwie) i napić się grzanego wina z migdałami i cudownie napęczniałymi rodzynkami, zwanego gløgg. Dla dzieci jest kakao z bitą śmietaną i mnóstwo atrakcji: od stoisk z zabawkami, dekoracjami i smakołykami, poprzez Mikołaja i skrzaty, aż do przejażdżek na kucykach. Uwierzcie mi - nie można się nudzić!
W tym roku towarzyszyli nam rodzice C. oraz jego dwie siostry z rodzinami. Było nas więc sporo, co oznacza, że dzień był wyjątkowo wesoły (szczególnie w towarzystwie dwóch maluchów, z których jeden tak się zachwycił kucykiem, że nijak nie można go było od zwierzaka odciągnąć). Chodziliśmy między kramami, co i rusz wydając odgłosy zachwytu. Po przeprowadzce do Danii pokochałam duńskie skrzaty, które, wbrew nazwie, mogą też być reniferami czy myszami. Tym razem swoją, dość bogatą już, muszę przyznać, kolekcję, wzbogaciłam reniferem w czapeczce, szaliku i sweterku, leżącym na brzuchu i zawadiacko przewracającym oczyma, i dwoma innymi - kulami z groszkiem w brzuszku. Są prześliczne i idealnie komponują się z pozostałymi sześcioma czy ośmioma sztukami... I już wypatrzyłam jednego z rozciąganą szyją, który zasili moje reniferowe zastępy w przyszłym roku.

Po powrocie do domu na obiad był flæskesteg, czyli pieczeń wieprzowa z chrupiącą skórką, ziemniaki gotowane i takie w karmelu (i nie, nie krzywcie się; ziemniaki w karmelu to naprawdę genialny wynalazek), czerwona kapusta i sos. A na deser - ciasteczka. Marcepanowe, w wyraźną nutą cytryny, obtoczone w chrupiącym między zębami cukrze. Są boskie - idealnie kruche i niesamowicie wciągające. I choć wyszła mi ich ponad setka - już prawie zniknęły. Nie sposób oderwać się od puszki!
Ale może to i dobrze...? Przynajmniej będzie pretekst, żeby upiec kolejne...

Przepis znalazłam na stronie magazynu Femina, i tym razem, muszę przyznać, prawie nic w nim nie zmieniłam. 

Marcepanowe ciasteczka z cytryną i wanilią


Składniki:
(na około 100 sztuk)

  • 200 g miękkiego masła
  • 90 g cukru pudru
  • 75 g surowego marcepanu
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
  • skórka otarta z 1 cytryny
  • 250 g mąki pszennej
dodatkowo:

  • 60 g cukru trzcinowego
Marcepan zetrzeć na tarce o dużych oczkach. Umieścić w misce razem z masłem, cukrem pudrem, ekstraktem i skórką z cytryny, zmiksować do uzyskania jednolitej masy. Powoli wsypywać mąkę, miksując na najniższych obrotach miksera. 
Z ciasta uformować kulę, zawinąć w folię spożywczą i schłodzić w lodówce przez 1-1,5 godziny.

Po tym czasie podzielić ciasto na 4 równe części, z każdej uformować wałeczek o średnicy 3 cm. Na blat wysypać cukier, obtoczyć w nim wałeczki, a następnie zawinąć je w folię spożywczą i schłodzić w lodówce przez noc.

Następnego dnia pokroić każdy wałeczek na około 20 plastrów, układać je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując niewielkie odstępy.

Piec w 175 st. C. przez 12-14 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!


W oryginale takie ciasteczka nazywają się specier; Duńczycy przygotowują miliony wariacji na ich temat: cytrynowe, waniliowe, z lukrecją, czekoladą czy czym tylko chcecie. Są świetne, bo można eksperymentować ze smakami, a szansa, że się nie udadzą, jest naprawdę nikła.

Przepis dodaję do akcji Ani:

9 komentarzy:

  1. Pyszne ciasteczka, pochrupala bym sobie. Pozdrawiam gorąco ❤ 💙

    OdpowiedzUsuń
  2. zjadłabym je z dużą przyjemnością :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Takich jeszcze nie jadłam, ale chętnie bym skosztowała :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam marcepan, więc z chęcią wprosiłabym się na te ciasteczka. Zazdroszczę także tego cudownego kiermaszu. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepyszne ciasteczka, coś dla mnie bo też uwielbiam marcepan :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ale one muszą pachnieć...uwielbiam wszytko co pachnie marcepanem :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie myślę jeszcze o świętach, ale ciasteczka to bym zjadła, zwłaszcza Twoje!

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam marcepanowe ciasteczka, a w połączeniu z zapachem cytryny muszą być przepyszne :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zazdroszczę Ci tego, że mieszkasz w Danii nie od dziś. A przy takich opisach to jeszcze bardziej, u nas zaczyna brakować takiej atmosfery, wszyscy gdzie za czymś gonią lub okopują się swoimi problemami. Choć dla chcącego nic trudnego oczywiście ;)

    OdpowiedzUsuń