poniedziałek, 6 czerwca 2016

Rabarbar, poziomki i beza. I krótki traktach o letnich sukienkach

Wczoraj zaczęłam pakować ubrania, żeby C. w szale, który dopada go średnio co dwa dni, nie wywiózł mi wszystkich majtek do nowego domu. Niemal dwa tygodnie bez bielizny nie wchodzą w grę - dla mnie to oczywiste, ale dla niego...? Kto wie... Puder wyjechał już w zeszłym tygodniu, więc wszystkiego się można spodziewać.

Opróżniłam jedną szafę, wypełniając ubraniami trzy wielkie worki. Prym wiodły swetry i letnie sukienki. I o ile tę pierwszą preferencję łatwo wytłumaczyć i zrozumieć (Dania to zimny i wilgotny kraj; przez większą część roku z nieba coś kapie - często ciężko to coś zidentyfikować - i bez ciepłych sweterków bardzo ciężko byłoby się obejść takiemu zmarzluchowi jak ja), to druga... No cóż, może wymagać wdania się w szczegóły.
Miałam w życiu okres, że w mojej szafie nie było ani jednej letniej sukienki. Miałam jedną - czarną, prostą i elegancką, którą uwielbiałam określać mianem pogrzebowej, a której nie dało się nosić poza naprawdę ważnymi okazjami. Pewnego upalnego lata zapragnęłam sukienki - koniecznie w kwiaty; zwiewnej, lekkiej; idealnej. Dwa lata zajęło mi jej znalezienie; nie podobało mi się prawie nic, a to, co na pierwszy rzut oka przyciągało moją uwagę, okazywało się leżeć na wieszaku znacznie lepiej niż na mnie. Zadowoliłam się więc białą spódnicą, a marzenia o sukience odłożyłam na koleje lata.

W końcu się udało; biała w błękitne prawie-chabry, wiązana na szyi chabrową tasiemką. Cudna! Nosiłam ją z uporem maniaka dzień w dzień, kiedy tylko pogoda na to pozwała. Ciągle ją zresztą mam, i nadal mi się podoba (taka jestem niemodna). 
Kiedy po jakimś czasie znalazłam inną sukienkę, która spełniała wszystkie moje wygania - kupiłam. W końcu ile można chodzić w jednej i tej samej!
Potem jeszcze jedną, kolejną... Ciągle w strachu, że później już mogę nic nie znaleźć. 

I tak zawartość mojej szafy pęczniała; sukienki ledwo się mieszczą na swojej półce. Nadal kupuję je zapamiętale; mam kilka ulubionych, kilka na wyjątkowe okazje; kilka, które się nie sprawdziły i tylko łypię na nie spod oka, zdejmując z wieszaka jednak coś innego. Na ostatnich zakupach hurtem kupiłam trzy sztuki; jedną, prostą i lekką, noszę ostatnio ciągle. Wiosna bowiem postanowiła pokazać, co potrafi, i jeden upalny dzień goni kolejny. 
Bosko!
Poważnie rozważamy możliwość wybrania się na plażę. A uwierzcie - obcokrajowcom w Danii ta decyzja nie przychodzi łatwo...

Ostatnio na spacerze z Ptysią zobaczyłam na krzaczkach zielone poziomki. Dedukuję więc, że w Polsce już albo za momencik, będzie je można dostać. Dlatego już dziś, póki rabarbar nie został jeszcze całkowicie zdominowany przez truskawki, proponuję Wam bajeczne połączenie tych dwojga.

Zainspirowałam się przepisem z  gazety Moje gotowanie, wydanie specjalne, 5/2014. Jest to jednak raczej dość luźna inspiracja; w oryginale nie było ani poziomek, ani bezy. Na początku tylko te maleńkie truskaweczki miały być niecodziennym dodatkiem, ale gdy wyjęłam tartę z piekarnika, zdecydowanie czegoś jej brakowało. Myślałam, myślałam; aż wymyśliłam.

Wyobraźcie to sobie: chrupiący, kruchy spód, kwaśny rabarbar i smakujące lasem poziomki, a to wszystko pod imponującą czapą bezy włoskiej. Delikatnie opaliłam ją palnikiem do creme brulee - moim zdaniem wygląda wręcz zjawiskowo.
Tarta smakuje wyśmienicie, ale jest też naprawdę sycąca. To taka familijna porcja; idealna na deser po rodzinnym, czerwcowym grillowaniu.

Tarta z rabarbarem, poziomkami i bezą włoską


Składniki:
(na formę do tarty o średnicy 31 cm)

ciasto:
  • 250 g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 125 g zimnego masła
  • 1 jajko

nadzienie:
  • 500 g rabarbaru
  • 350 g poziomek
  • 50 g cukru
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
  • 35 g mąki ziemniaczanej

beza włoska:
  • 3 białka
  • 330 g cukru
  • 120 ml wody

odrobina czerwonego barwnika spożywczego w paście
Mąkę przesiać, wymieszać z cukrem i solą. Dodać masło, posiekać, a następnie rozetrzeć palcami. Wbić jajko, szybko zagnieść gładkie ciasto.
Uformować z ciasta kulę, owinąć folią spożywczą i schłodzić w lodówce przez 1 godzinę.

Po tym czasie ciasto rozwałkować na okrąg o średnicy nieco większej niż średnica formy; wyłożyć ciastem formę, formując brzeg.
Przykryć ciasto papierem do pieczenia, wysypać kulki do pieczenia.

Piec w 200 st. C. przez 12 minut.
Zdjąć obciążenie i papier.

Piec kolejne 10 minut w 200 st. C.
Lekko przestudzić.

W tym czasie rabarbar pokroić na kawałki o długości 2 cm, wymieszać z poziomkami, mąką, cukrem i ekstraktem. Wyłożyć owoce na podpieczony spód.

Piec w 180 st. C. przez 25-30 minut.
Ostudzić.

Cukier z wodą zagotować. W tym czasie zacząć ubijać białka. Gdy syrop osiągnie temperaturę 115 st. C., powoli wlewać do białek, cały czas miksując. Następnie ubijać jeszcze przez 5-10 minut, aż beza całkowicie wystygnie, pod koniec dodając barwnik.

Gotową bezę wyłożyć na ostudzoną tartę, formując lekką kopułę. Wierzch przypalić palnikiem do creme brulee.

Smacznego!


Oczywiście, zamiast poziomek można użyć truskawek. Albo malin. Albo może jeszcze czegoś innego...
Dajcie się ponieść fantazji!

10 komentarzy:

  1. Ale genialnie wygląda!
    Słabość do sukienek-skąd ja to znam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodka beza i kwaśny rabarbar - połączenie idealne:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tarty z bezą są cudowne<3
    Ja sukienek mam kilka, też musiałabym jakąś kupić, ale o wiele lepiej czuję się w spodniach, stąd chyba tak mała ilość sukienek w mojej szafie;))

    OdpowiedzUsuń
  4. O mniam ta beza jest po prostu boska! :D Wyjadałybyśmy ją łyżeczkami :D

    OdpowiedzUsuń
  5. po prostu obłędna :) lubię takie słodko-kwaśne połączenia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. U moich rodziców jest maleńki krzak poziomek. Co roku próbuję się załapać na chociaż kilka ale wszystkie są zjadane prosto z krzaczka "przy okazji" ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciasto wspaniałe! Ma cudny kolor :)A co do sukienek...to mamy podobnie...nigdy ich za wiele, zwłaszcza latem ;)

    OdpowiedzUsuń