poniedziałek, 16 września 2013

Wakacje, Walle i powrót do trochę lepszej normalności

Wróciłam!
Już co prawda jakiś tydzień temu, ale dopiero teraz mam czas usiąść przed monitorem. Z racji pewnych sytuacji nie mam do tego (nadal, niestety) głowy, ale mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni. Póki co wpisy będą nieregularne, choć mam w zapasie kilka apetycznych, bardzo jeszcze letnich przepisów.

Póki co jednak kilka słów o wakacjach - najcudowniejszych, jakie do tej pory przeżyłam. Włochy są wspaniałe - Alpy, winnice na zboczach gór, Werona, Wenecja, Lago di Garda (największe i najczystsze jezioro we Włoszech, z lodowatą wodą - choć może akurat mieliśmy pecha...), Bardolino, Valeggio Sul Mincio, a później znów winnice i przytłaczające swym masywem Alpy... Tydzień minął niepostrzeżenie - ciepło, bardzo ciepło, a potem sztorm, który przyprawił naszego ulubionego barmana o zawrót głowy. Zachwytom nie było końca, oczy szeroko otwarte, mnóstwo pysznego jedzenia (czy wiecie, że Włosi nie mają nic przeciwko psom w restauracjach? Co o tym myślicie?), lody na deser każdego dnia. Do Danii przyjechały ze mną wenecka maska i ręcznie malowany zegar - prawdziwe cuda. 

Później tydzień w rodzinnym mieście, czyli te same rozrywki, co zwykle - kręgle, zakupy, kino, spacery po starówce i dla odmiany wizyta w parku pełnym dinozaurów (Mamunia odmówiła, bo jak nie żywe, to nudne). A potem tydzień w pięknym Gdańsku, wizyta na molo w Sopocie (gdzie dowiedziałam się, że mój sześciokilowy dewastator - tak, tak, Ptysię mam na myśli - na molo wejść nie może) i wieczory pełne gry w karty. I długa, dłuuuga podróż do domu...

A tam najwspanialsza urodzinowa niespodzianka, jaka mogła mnie spotkać: Walle.

Czyż nie jest piękny...? Dziękuję Ci, Kochanie, ogromnie - lepszego prezentu nie mogłabym sobie wymarzyć.

I tak teraz staramy się Walle'go  troszkę wykorzystać - zagniata ciasto na chleb, bułeczki i makaron, kręci biszkopty i serniki, ubija śmietanę i białka. Oj, będzie miał chłopak ciężkie życie... Co prawda C. stanowczo stwierdził, że najwyżej jedno ciasto na tydzień, ale zobaczymy, co z tego będzie. Walle przecież nie może się kurzyć...

Tak więc wróciłam, i już w następnym wpisie obiecuję coś pysznego, słodkiego, letniego... Wspomnienie z minionych wakacji.

8 komentarzy:

  1. wykorzystywanie Walle'go raz w tygodniu było by zbrodnią :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :)) No to pięknie, ja nadal czekam na drugą część wakacji, która będzie zdecydowanie krótsza od Twojej (tydzień) i już się doczekać nie mogę! A urodzinowy prezent.. cudo! :) Mega zazdroszczę;) Oby się dobrze sprawował! :))

    OdpowiedzUsuń
  3. O wow! Piękny prezent!!! W kolorze który najbardziej kocham:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Prezent doskonały - sama o takim marzę :) Czekam na wypieki przygotowane z pomocą KitchenAida :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że zdjęcia z wakacji będą...bo Włochy uwielbiam:)! A taki Walle też mi się marzy....;)!

    OdpowiedzUsuń
  6. z takiej maszyny to ciasta same będą wskakiwać do piekarnika ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. prezent cudy :) zazdroszczę! a jednym ciastem bym się nie przejmowała :) jedno ciasto, jeden chleb, jakieś bułeczki - bo C. lubi :), a to naleśniki czy placuszki i jeszcze pizza - no myślę że kurzyć się nie będzie ;)

    OdpowiedzUsuń