Jako nastolatka nie lubiłam swojego imienia. Zawsze wydawało mi się takie... Pospolite. Ale tak to już chyba jest z nami, dziewczynami: te o wymyślnych imionach, gdzie rodzice puścili wodze swych ułańskich fantazji, marzą o imionach prostych, które inni będą potrafili wymówić bez problemu; te z nas, obdarzone imionami bardziej tradycyjnymi, marzą o szczypcie chociaż oryginalności. Wiecie, trochę jak z włosami - dziewczyny z prostymi szaleją z trwałą, a tych z kręconymi najlepszymi przyjaciółkami są prostownice. Jednak, o ile naturę można nieco poprawić środkami mniej lub bardziej inwazyjnymi, o tyle rodzicielskiej spuścizny ciężko się pozbyć. W końcu więc pogodziłam się z tym moim najnudniejszym z imion, czasem nawet dostrzegając jego zabawne lub romantyczne strony. Naprawdę jednak doceniłam je po wyjeździe za granicę: proste, łatwe, popularne w każdym z europejskich języków (choć wymówienie dwóch n pod rząd dla Duńczyków jest niewykonalne; dodatkowo przy każdej próbie wyskakują mi z ananasem...). Niemniej - imię swoje polubiłam, i teraz już zdecydowanie nie zamieniłabym go na żadne inne. Powinnam więc podziękować Rodzicom, a właściwie Babci, która postanowiona pod ścianą z powodu braku pewnych niezwykle istotnych części dla Michała, jak z rękawa rzuciła Anną, z Marią dla towarzystwa.
I tu muszę uczynić kolejną dygresję - Duńczycy nie zdrabniają imion. Dziwią się niezmiernie, gdy przedstawiam się Anna, a nie Anna Maria. Bo nawet do dwuletniego dziecka nikt nie będzie się zwracał inaczej niż Josefine Caroline, jeśli tak właśnie nazwać owo dziecko postanowili rodzice; co z kolei za każdym razem zadziwia mnie.
Moi Rodzice za to wykazywali się wielką inwencją, jeśli chodzi o nazewnictwo swojej pierworodnej. Jest więc Aśka, co zawsze wprawiało w wielką konsternację moją przyjaciółkę Asię; Aniutek to z kolei wymysł Najlepszych Sąsiadów moich Rodziców. Tato z upodobaniem nazywa mnie Andzią, często w parze z Lipą z powodów mi zupełnie nieznanych. Ania, Anulka czy Aneczka pojawiały się w różnych sytuacjach; i tylko moja wychowawczyni w liceum uparła się na Ankę, która wtedy doprowadzała mnie do pasji. Dziś mam do niej stosunek neutralny, nawet miło mi się kojarzy z jednym z ulubionych seriali.
Skoro już zdradziłam Wam wielką tajemnicę mojego imienia, z pewnością wiecie, że wczoraj miałam imieniny (bo każdy chyba choć jedną Ankę zna). I choć Duńczycy imienin nie obchodzą (znów wywołałam falę zdziwienia domagając się od C. życzeń chociażby), to przygotowałam sobie ciasto lekko udające tort.
Historia ciasta jest prosta, acz niezwykła - otóż zobaczyłam w sklepie porzeczki. Phi! - niejeden wzruszy ramionami. Porzeczki, a cóż to za ekstrawagancja? Na każdym ryneczku można kupić kilogram za parę złotych, i to w trzech różnych kolorach. W tym momencie uniosę brew i wytłumaczę: w Danii porzeczki są rzadkie, a jeśli już, to na wagę złota. Gdy więc ujrzałam czerwone, w niezwykle kuszącej cenie trzydziestu złotych za kilogram, rzuciłam się na nie niczym lwica, rozbawiając C. niemal do łez. Dumna, przyniosłam do domu pudełeczko, i od razu zabrałam się za szukanie odpowiedniego przepisu, który moje skarby uhonoruje odpowiednio. Na stronie Java cupcake trafiłam w końcu na ciasto czekoladowe z kremem porzeczkowym, które mnie urzekło swoją prostą, a jednocześnie bardzo efektowną dekoracją. Czym prędzej więc wybrałam się na zakupy, bo kilograma kwaśnej śmietany na składzie nie mam na co dzień... Upiekłam więc ciasto, przygotowałam zaskakujący krem, oblałam polewą i udekorowałam koralami porzeczek. Dumna jak paw, podziwiałam swoje dzieło (choć nad oblewaniem zdecydowanie muszę popracować). I, muszę przyznać, smak również mnie urzekł. Ciężkie, niemal w stylu brownie ciasto czekoladowe doskonale kontrastuje z lekkim, kwaskowatym kremem, w którym czerwone kuleczki niemal eksplodują smakiem po rozgryzieniu. Polewa i dekoracja to taka kropka nad i - dzięki temu ciasto naprawdę pięknie się prezentuje.
W ramach imienin częstuję więc ciastem porzeczkowo-czekoladowym: prostym, a jednocześnie wykwintnym.
Czekoladowe ciasto z kremem porzeczkowym
Składniki:
(na tortownicę o średnicy 28 cm)
ciasto czekoladowe:
- 200 g masła
- 200 ml mocnej kawy, ostudzonej
- 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
- 95 g kakao
- 145 g kwaśnej śmietany
- 2 jajka
- 200 g cukru
- 325 g mąki pszennej
- 1,5 łyżeczki sody oczyszczonej
krem porzeczkowy:
- 300 g czerwonej porzeczki
- 150 g cukru
- sok z 1/2 pomarańczy
- 6 żółtek
- 700 g kwaśnej śmietany
- 8 listków żelatyny
polewa czekoladowa:
- 200 g ciemnej czekolady (70%)
- 250 ml śmietany kremówki (38%)
- 30 g masła
dekoracja:
- 200 g czerwonej porzeczki
- 1 białko
- 100 g drobnego cukru
Masło rozpuścić, dodać przesiane kakao, kawę i ekstrakt. Gotować 1 minutę, zdjąć z palnika, przestudzić.
Mąkę przesiać, wymieszać z sodą i cukrem.
Jajka roztrzepać, wymieszać ze śmietaną. Dodać letnią masę kakaową, dokładnie wymieszać. Wlać mieszankę do suchych składników, wymieszać krótko, tylko do połączenia.
Masę przelać do formy wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec w 180 st. C. przez 25-35 minut, do suchego patyczka.
Ciasto przestudzić w formie, następnie wyjąć i ułożyć do całkowitego ostudzenia spodem do góry.
Gdy ciasto całkowicie ostygnie, przeciąć w poziomie na pół.
Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Porzeczki na ciasto oberwać, zasypać 50 g cukru i zalać sokiem pomarańczowym. Zagotować; podgrzewać na małym ogniu 5-10 minut, aż porzeczki zmiękną, ale nie będą się rozpadać. Zdjąć z palnika, dodać odciśniętą żelatynę, delikatnie wymieszać aż do jej rozpuszczenia.
Odstawić do całkowitego ostudzenia.
Żółtka utrzeć ze 100 g cukru na puszystą, jasną masę. Partiami dodawać śmietanę, miksując na najniższych obrotach miksera. Dodać ostudzoną masę porzeczkową, delikatnie połączyć, żeby nie rozgnieść porzeczek. Wstawić do lodówki na 30-60 minut, aż masa zacznie tężeć.
Na paterze ułożyć spód ciasta, zamknąć obręcz tortownicy. Wyłożyć tężejący krem, przykryć drugim blatem ciasta. Schłodzić w lodówce przez noc, aby krem się ściął.
Brzegi formy obkroić ostrym nożem, zdjąć obręcz.
Kremówkę zagotować, zalać drobno posiekaną czekoladę. Odstawić na 3 minut, wymieszać. Dodać masło pokrojone na małe kawałki, połączyć. Przestudzić.
Gęstniejącą polewą oblać ciasto z wierzchu i na bokach.
Porzeczki do dekoracji umyć, osuszyć. Zanurzać w lekko roztrzepanym białku, a następnie obtaczać w drobnym cukrze. Ułożyć na cieście.
Smacznego!
A Wy - lubicie swoje imiona? I z jakimi najdziwniejszymi zdrobnieniami się spotkaliście?
Bardzo ciekawy przepis. Bardzo lubię czekoladowe specjały. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCiacho wspaniałe :-) i wszystkiego naj z okazji imienin :-)
OdpowiedzUsuńSpóźnione życzenia imieninowe! :D Ciasto wygląda pięknie i na pewno jeszcze lepiej smakuje! Zapisuję i robię ! :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie - na początkującego bloga ;) stworzonabygotowac.blogspot.com
Wygląda obłednie! W sam raz na ważne świeto :)
OdpowiedzUsuńCiasto jest bardzo apetyczne i takie czekoladowe;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie wygląda te ciasto, porzeczki bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńMoja mama ma na imię Anna, sąsiadka zza płotu również Anna, koleżanek też mam dużo o tym imieniu, więc wczoraj tylko składałam życzenia =D
A mojego imienia Angelika to kiedyś też nie lubiłam, bo niby pisze się przez ,,g'', a zawsze wymawiają przez ,,dż''. I w urzędach, czy w innych miejscach zawsze mnie się pytają, jak je napisać. I niestety nie lubię, jak ktoś do mnie mówi Angela.
A najdziwniejsze imię to Lambert, tak miał na imię mój kolega z podstawówki, no i może jeszcze Gilbert, ale to jest na pewno bardziej popularne i znane imię od Lamberta :)
O mamusiu moja złota, Lambert? Pierwsze słyszę :)
UsuńCo do Gilberta, to mam sentyment do tego imienia po "Ani z Zielonego Wzgórza" :)
Nie przypominam sobie takich naprawdę dziwnych imion znajomych z Polski. Za to teraz, w Danii... Rodzice mojego C. to Jørna i Kåre, a to dopiero początek... ;)
Nie lubię swojego imienia :) Dziwne imię??? Chyba Balbina ale słyszałam, ze jest Kunegunda :) Ciastem kusisz i to bardzo ;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Twój komentarz:
Ja również mam kilka pozycji zarezerwowanych - niestety nie każdy szybko czyta więc trochę poczekam (a i tak czekam dość długo). No a ile jest propozycji, które chciałabym przeczytać ale niestety nie ma ich w mojej bibliotece :(
Ostatnio postanowiłam wrócić do czasów dzieciństwa i czytałam Baśnie, które znajdują się na mojej półce, potem jedną z moich ulubionych lektur "Szatana z siódmej klasy" a z takich innych to "Kwiaty na poddaszu" - polecam :)
Wczoraj za sprawą Anity z Book Reviews by Anita zastanawiam się czy nie przypomnieć sobie serii o HP a dokładnie pierwszych trzech tomów. Przygodę z HP zaczęłam dość późno a to przez mamę bo słysząc, że to książka o czarodzieju uznała to za zło i nie pozwoliła czytać :) Chyba dopiero w szkole podstawowej przeczytałam prawie cały cykl :) Z tego co pamiętam najbardziej podobały mi się pierwsze trzy tomy, czwarty już tak średnio, piąty mnie troszeczkę wymęczył a 6 nie dokończyłam..
Jeśli chodzi o zapiski to ja jednak wolę takie ręczne... dla mnie to coś jak Pamiętnik - taka pamiątka na całe życie :) No i mam do takich zapisków ogromny sentyment :)
Jak napisałaś o Kunegundzie, zaraz przypomniałam sobie o Brunhildzie ;)
UsuńTo żaden wstyd :) Mnie inne części już nudziły. Podobnie było z filmem - pierwsze trzy części lubię a inne już nie za bardzo a trzy ostatnie filmy mnie nudzą zwłaszcza dwa ostatnie. Co do książki to zgadłam jej zakończenie bez czytania - no i miałam rację ;)
UsuńA Balbinę i Bożydara znasz? Albo Fabian.... :D Przyznam Ci się, że ja "nie lubię" jak Polacy nadają dzieciom zagraniczne imiona - Kate, Carry itp. Jesteśmy w Polsce to i imiona powinny być polskie ;)
Bożydara gdzieś kiedyś znałam... Ale nie mogę sobie przypomnieć, gdzie ;)
UsuńMy mamy ten problem, że C. jest Duńczykiem, i jak kiedyś będziemy mieli dzieci, to się z imionami napocimy jak nie wiem, żeby obie Babcie nie miały z nimi problemu ;)
Aniu wszystkiego najlepszego z okazji Imienin :) ciekawy wpis i pyszne ciacho! Ja moje imię lubię, bo przynajmniej w moim najbliższym otoczeniu nie jest "obnoszone". Kiedyś podobnie jak Ty nie lubiłam swojego imienia, marzyło mi się inne :) Co do zdrobnień, to "Atusia" było takim, którego używał mój dziadek, wyrażając miłość do wnusi. Do tego właśnie skrótu mam największy sentyment, może dlatego, że teraz już nikt tak do mnie nie mówi. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWspaniały tort i wszystkiego najlepszego! !
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za życzenia :)
OdpowiedzUsuńSpóźnione życzenia-spełnienia marzeń i rozwoju kariery cukierniczej :) Gin- z tymi imionami to tak bywa. Mało kto chyba lubi swoje i trzeba przez to jakoś przejść, a z czasem oswaja się tę sytuację. Ciacho wspaniałe. Różnice kulturowe ciekawe, miło tu zajrzeć :) pozdrowienia
OdpowiedzUsuńTakie ciasto na imieniny to bym chciała dostać; D
OdpowiedzUsuńZ moim imieniem jest tak, że można wymyślić do niego mnóstwo zdrobnień. Od lat jednak znajomi przeważnie mówią Angie, a rodzina raczej zwraca się do mnie per Kochanie czy Angelinka. Angelika nie mówi chyba nikt, no może mama, kiedy jest na mnie zła; D
To mamy tak samo, znajomi również do mnie mówią Angie i bardzo lubię to zdrobnienie :)
UsuńWszystkiego naj naj naj :) a ciasto wygląda zachwycająco :)
OdpowiedzUsuńNaaaaaaaaajsłodszego Kochana :) Piękny torcik <3
OdpowiedzUsuńChętnie zjadłabym kawałek do kawy ;)
Moje imię babcia zdrabniała: Bietka :), rodzice Elka, mąż - Eluś, a znajomi - Ela .
Pozdrawiam!!
Wszystkiego najlepszego okazji imienin, naprawdę pysznie uczciłaś swój dzień :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego z okazji imienin! :) Z takim ciastem można świętować :)
OdpowiedzUsuńJa traktuję moje imię neutralnie, chociaż jak byłam młodsza to nie cierpiałam wprost jego zdrabniania. W mojej rodzinie był głupi nawyk, że jak nie wiadomo jak powiedzieć dziecku o tyłku to mówiło się Kasia :/ ewentualnie Kominek - trauma z dzieciństwa :)
OdpowiedzUsuńLubię natomiast strasznie Kaśkę, a jak ktoś do mnie mówi Katarzyno to też jakoś tak czuję się bardziej traktowana serio.
Chyba więcej niechęci od zawsze miałam do mojego panieńskiego nazwiska - ale to mam już za sobą, obecne bardzo lubię i nosze z dumą.
Ciasto wygląda super! Nie ćwicz oblewania :) dzięki temu że jest taki "Twoje" to to ciasto jest po prostu bardziej domowe, mniej katalogowo. Dla mnie bomba :)
Oj, to faktycznie, traumie się nie dziwię.
UsuńMnie ciągle zadziwia, gdy w Polsce mówią do mnie per "pani". Tu wszyscy - wszyscy! - zwracają się do siebie po imieniu, więc w PL zaraz czuję się bardzo staro i poważnie ;)
A nazwisko zawsze lubiłam, nie chcę się z nim rozstawać :)
I dziękuję bardzo :)
pyszne ciasto, bardzo lubię ciasta z porzeczkami :)
OdpowiedzUsuńu mnie w rodzinie Anna to imie często się pojawiające,
tak miała na imię moja babcia, ja i moja najstarsza córka mamy na drugie, a najmłodsza ma składankę Lilianna Maria :D
Wszystkiego najlepszego Ci życzę i ozdrawiam cieplutko:)
ps. mojego imienia nie lubiłam i dalej nie lubię, ale jak się nie ma co sie lubi........... :D
wszystkiego naj z okazji imienin dla Ani od Ani ;) pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSpóźnione życzenia zdrówka i szczęścia:)
OdpowiedzUsuńJa tam moje imię zawsze lubiłam, jakoś tak do mnie pasuje, chociaż zarówno w podstawówce jak i średniej szkole miałam 5 koleżanek o tym imieniu w klasie:). Bardzo lubię jak ktoś do mnie mówi Ania, nie przepadam za wersją Anna ponieważ brzmi bardzo oficjalnie i dorośle, co nie pasuje do takiej młodej dziewczyny jak ja;). Moja rodzina często z niewiadomych przyczyn mówi do mnie Mańka:). A mąż uparcie odmawia używania mojego imienia zastępując je słowem: ryba, co mnie niezmiernie denerwuje już od 11 lat;). Koleżanki mówią do mnie też Anka, do czego mam stosunek neutralny. A moja najlepsza przyjaciółka mów Anulek:)))))))) co bardzo, bardzo lubię.
OdpowiedzUsuńJa się nie mogłam pogodzić z tym, że C. nazywa mnie "skat", co po duńsku znaczy "skarb", ale również... "Urząd skarbowy"!
UsuńNie no dawno się tak nie uśmiałam:))))) Dobre. To w takim razie musisz na niego nałożyć jakiś podatek;).
UsuńWspaniałe :). Czasem trzeba się porozpieszczać, zwłaszcza w tak miły dzień :).
OdpowiedzUsuńWspaniały torcik na imieninowe przyjmowanie gości! Najlepszego dla Ciebie!
OdpowiedzUsuńWygląda bosko Twój tort. Ja lubie swoje imię, ale jak ktoś pisze do mnie Pani Małgorzato mam wrażenie jakby na mnie krzyczał. Tylko to mi się nie podoba....
OdpowiedzUsuńAniu wszystkiego najlepszego, pozdrawiam - Twoja imienniczka Ania:)
OdpowiedzUsuńTo pozdrawiam Imienniczkę serdecznie z okazji minionych imienin!
OdpowiedzUsuńTort cudowny i chyba mogę się poczęstować...?
Wszystkiego najlepszego z okazji imienin, Aniu! A ciasto iście imieninowo:) kuszące :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego! Świetny auto-prezent urodzinowy :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o porzeczki, to mam wrażenie, że u nas też są już coraz rzadziej, a ceną bliżej im do duńskich standardów ;)
Rzeczywiście wygląda znakomicie! ;)
OdpowiedzUsuńBiedni jesteście, że nie macie porzeczek, no i jagód. .. ;)
Wszystkiego najlepszego Aniu:) .... moja siostra też ma tak na imię:) ... ciasto wspaniałę, porywam kawałek i dla siebie:)
OdpowiedzUsuń