Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wytrawne na drożdżach. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wytrawne na drożdżach. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 12 lutego 2018

Pissaladiere, czyli cebularz po francusku

Jako dziecko bardzo na siebie uważałam. Nie przychodziłam do domu z pozdzieranymi kolanami, nie obnosiłam się z zadrapaniami i nie zeskrobywałam z zapałem strupów, a bliznami mogę się pochwalić czterema, z czego jedną mam po ospie, a trzech kresek na kolanie nabawiłam się podczas jednego wjechania w płot (dostałam śliczny nowy rower, niestety - bez hamulców w pedałach... Gdyby ktoś się zastanawiał, rower wyszedł z tego wypadku bez szwanku). Zapewne wynika to z faktu, że przez pierwszych siedem lat życia byłam jedynaczką, traktowano mnie jak księżniczkę, wszyscy nade mną skakali, chuchali i dmuchali (taki już los córki pierworodnej i długo wyczekiwanej wnusi - Dziadek, po dwóch synach, miał parcie na dziewczynkę). 
Ostatnio jednak - co mój Mąż stwierdził z niejakim przerażeniem - ciągle coś. Niecałe trzy miesiące temu przewróciłam w pracy stojak z ciastami - prosto na lewą stopę (o czym pisałam Wam tutaj). Skończyło się na prześwietleniu, orzeczeniu stłuczenia i jednym dniu wolnym, który wykorzystałam na wylegiwanie się na sofie - w pełni zasłużone! Tymczasem w minioną sobotę zahaczyłam stopą (tym razem lewą) o krzesło. Tak nieszczęśliwie, że jeden z palców przybrał barwę głębokiego fioletu przechodzącego z jednej strony w purpurę, a z drugiej w navy blue; jest elegancko napuchnięty i boli, kiedy choćby próbuję włożyć skarpetkę. Nie jest dobrze, oj nie... 

Teraz mam tylko nadzieję, że nie upomną się o mnie wszystkie choroby wieku dziecięcego, których nie przeszłam w odpowiednim czasie. Ich lista jest bowiem zatrważająco długa...

W zeszły piątek, dziewiątego lutego, obchodzony był Międzynarodowy Dzień Pizzy. Jest to jedno z tych uroczych świąt, o którym najczęściej zapominam, ale jeśli ktoś akurat mi przypomni, celebruję zapamiętale. No bo przecież każda okazja do świętowania jest dobra, a jeśli jeszcze jest wymówką do zjedzenia wyśmienitej pizzy, to po prostu nie mogę sobie odmówić. 
Umówiłyśmy się z dziewczynami na wspólne pieczenie, jednak tu coś wypadło, tam się obsunęło - i udało się dopiero dzisiaj. Nic straconego - pizzę można zjeść zawsze, nie tylko od święta!

Ja tym razem temat potraktowałam bardzo luźno, i po inspirację zamiast do Włoch, udałam się do Francji. Pissaladiere pochodzi z Nicei; to tam wypiekano placki na chlebowym cieście z dużą ilością karmelizowanej, mięciutkiej cebuli, czarnymi oliwkami i anchovies, i sprzedawano każdego poranka. 
Muszę przyznać, że od dawna miałam ochotę na ten francuski przysmak; anchovies kupiłam już jakiś czas temu, i tylko czekało na swoją kolej. Przepis znalazłam u Truskawkowej Ani, i zmieniłam tylko odrobinkę, nie odchodząc jednak zbyt daleko od tradycji. Ciasto jak na grubą pizzę, jest miękkie i delikatne; a cała góra słodkiej, skarmelizowanej cebulki z dodatkiem wyrazistych oliwek i słonych filecików anchovies smakuje po prostu obłędnie! Do tego całość jest prosta i stosunkowo szybka (jak na ciasto drożdżowe) do przygotowania. Oczywiście, obieranie i krojenie kilograma cebuli do zadań łatwych nie należy; dobrze jest przygotować sobie paczkę chusteczek, tudzież rolkę papierowych ręczników kuchennych i mieć je w zasięgu ręki - gwarantuję, że się przydadzą. Ale dla takiego smaku warto pocierpieć.

To jak, skusicie się na francuską wersję cebularza...?

Po inne danie, które pizzą jest lub przy odrobinie wyobraźni mogłoby za nią uchodzić, koniecznie zajrzyjcie do Mopsika

Pissaladiere


Składniki:
(na formę o wymiarach 30x22 cm)
  • 250 g mąki pszennej
  • 15 g świeżych drożdży
  • 120 ml letniej wody
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1/2 łyżeczki soli
duszona cebula:
  • 5 łyżek oliwy
  • 2 łyżki masła
  • 1 kg cebuli
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 łyżeczka suszonego rozmarynu
  • 1 łyżka octu balsamicznego
  • sól
  • pieprz
dodatkowo:
  • 75 g filecików anchois
  • 90 g czarnych oliwek bez pestek
Mąkę przesiać do dużej miski, po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, wsypać cukier i zalać połową wody. Odstawić na 15 minut.
Po tym czasie do zaczynu dodać pozostałą wodę, zagnieść. Dodać sól, wyrobiź gładkie ciasto.
Odstawić do wyrośnięcia na 45-60 minut.

W tym czasie cebulę obrać, pokroić w piórka.
Na patelni rozpuścić masło z oliwą, dodać cebulę, przeciśnięty przez praskę czosnek i rozmaryn. Dusić pod przykryciem na małej mocy palnika przez 45-60 minut, aż cebula będzie zupełnie miękka, ale nie zrumieniona. Dodać ocet, só i pieprz, wymieszać, smażyć jeszcze 5 minut.

Ciasto rozwałkować na wielkość formy, ułożyć w formie wyłożonej papierem do pieczenia. Na wierzch wyłożyć cebulę, a na niej ułożyć kratkę z anchois, wypełniając środki oliwkami.

Odstawić na 30 minut do napuszenia.

Piec w 220 st. C. przez 25 minut.

Podawać na ciepło lub zimno.

Smacznego!


Dzisiaj za to mamy Ogólnopolski Dzień Pisania Piórem. 
Macie jakieś...? Czy odręcznie piszecie już tylko wtedy, kiedy naprawdę trzeba...?

piątek, 1 grudnia 2017

Chlebek z łososiem wędzonym

Długo wzbraniałam się przed kontem na twarzoksiążce, ale... I na mnie przyszedł ten czas. W końcu dobrze jest być na czasie i trzymać rękę na pulsie, a z fb można dowiedzieć się naprawdę wielu zaskakujących rzeczy. 

Ostatnio przeczytałam dość długi post o tym, jak najlepiej sprawdzić, kto jest twoim prawdziwym przyjacielem. Otóż należy odciąć się od świata, zrezygnować z jakiegokolwiek kontaktu poprzez social media czy telefon, nie odzywać się do nikogo - jednym słowem zamknąć się w domu i nie wyściubiać z niego nosa. I czekać. Na tych, którzy się zainteresują, stęsknią i staną u drzwi, pukając i i prosząc o uwagę. 
Przeczytałam raz i drugi, doszukując się choćby najmniejszego znaku ironii - i nic. Bo wiecie co? Tacy, co tylko czekają, aż inni się nimi zainteresują, a sami nie robią nic, żeby znajomości podtrzymywać, zupełnie mnie jako ludzie nie interesują. Jeśli coś ci leży na sercu - przyjdź z tym do mnie, powiedz, o co chodzi, a ja spróbuję ci pomóc. Ale nie mam zamiaru w wolnym czasie (którego nie mam zbyt dużo) siedzieć i głowić się nad tym, czy przypadkiem nic ci się złego nie przytrafiło. Jeśli nagle przestałeś się do mnie odzywać, nie odpowiadasz na smsy i zamykasz się w swoim świecie, to znaczy, że tego właśnie potrzebujesz - chwili oddechu i samotności. I masz do tego prawo. Ale nie oczekuj, że będę chodzić za tobą dzień u dnia i pytać w kółko, czy aby nie potrzebujesz pomocy. W dzisiejszym zabieganym świecie - stety-niestety - nikt nie ma czasu na takie podchody. 
A jeśli zapomniałam o twoich urodzinach, to znaczy... Że zapomniałam. Nic więcej i nic mniej; nadal cię lubię, nadal mi na tobie zależy, ale... Zapomniałam. Jeśli dam ci prezent spóźniony o tydzień, nadal będzie to prezent od serca. Więc nie rozpaczaj i nie rób wideł z igły; nie ma to najmniejszego sensu.

Być może brzmi to dość wyrachowanie, ale nauczyłam się unikać egoistów szukających zainteresowania za wszelką cenę. 
A jaki jest Wasz sposób na sprawdzenie, komu tak naprawdę na Was zależy?
I czy uważacie, że w ogóle trzeba to sprawdzać...?

Dzisiaj mam dla Was przepis, który powstał przypadkiem, a udał się tak dobrze, że nie mogę o nim nie wspomnieć.
C. wyciągnął z zamrażarki łososia z jakimś zmyślnym planem, o którym, oczywiście, zapomniał. Rybka więc leżała, a wiadomo, że zbyt długie leżenie rybkom nie służy. Zakasałam więc rękawy, zagniotłam drożdżowe (no dobrze - Walle zagniótł), przygotowałam krem serowy, zapakowałam go w ciasto razem z łososiem - i upiekłam. Wyszło pysznie! Co prawda najlepszy jest w dniu pieczenia (następnego warto lekko go podgrzać), ale znika niesamowicie szybko. Idealny jako dodatek do zupy kremu, na szybkie śniadanie (nie trzeba robić kanapek), czy na kolację. 
Spróbujecie...?

Drożdżowy warkocz z wędzonym łososiem


Składniki:
(na 2 chlebki)
  • 600 g mąki pszennej
  • 25 g świeżych drożdży
  • 150 ml letniego mleka
  • 150 ml letniej wody
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 jajko
  • 55 g masła
nadzienie:
  • 200 g serka kremowego
  • 1/2 łyżeczki mielonego czarnego pieprzu
  • 1/2 łyżeczki wędzonej papryki
  • 1 białko
  • 300 g wędzonego łososia z koperkiem
dodatkowo:
  • 1 żółtko
  • 2 łyżki mleka
  • 1 łyżeczka płatków woli morskiej
Masło rozpuścić, przestudzić.
Mąkę przesiać, po środku zrobić wgłębienie. Wkruszyć drożdże, zasypać cukrem i zalać mlekiem. Odstawić na 10-15 minut.
Do zaczynu dodać wodę i jajko, zagnieść. Dodać masło i sól, wyrobić. 
Odstawić ciasto na 45-60 minut do wyrośnięcia w ciepłe miejsce.

W tym czasie zmiksować serek z pieprzem, papryką i białkiem.

Wyrośnięte ciasto rozwałkować na kwadrat o boku 40 cm, przekroić na pół. Każdą część złożyć wzdłuż na pół, brzegi naciąć po skosie na głębokość 2 cm, znów rozłożyć. Środek każdego paska posmarować serkiem, równomiernie rozłożyć łososia. Zawinąć nadzienie w ciasto, zaplatając ze sobą nacięte kawałki ciasta.
Przełożyć na blachę, odstawić do napuszenia na 20-25 minut.

Wyrośnięte ciasto posmarować żółtkiem roztrzepanym z jajkiem, posypać solą.

Piec w 180 st. C. przez 30-40 minut.
Podawać na ciepło lub zimno.

Smacznego!


Następnym razem dodałabym do nadzienia świeżego koperku; świetnie się bowiem komponuje z łososiem. A może odrobinę musztardy, żeby całość zyskała nieco ostrości...?
Możliwości jest dużo, a każda warta wypróbowania.

wtorek, 7 lutego 2017

Wspomnienie zimowej focacci i o tym, co w szkole słychać

I tak znów znalazłam się w internacie. Tym razem nie miałam tyle szczęścia co ostatnio, i dostałam współlokatorkę. Nie zrozumcie mnie źle - dziewczyna jest przemiła, ale... Brakuje mi chwili dla siebie. Od dwóch dni bez przerwy ktoś ze mną jest, a dawno już się od takiego stanu rzeczy odzwyczaiłam. Pokój jest malutki, drzwi od szafy skrzypią niemiłosiernie, a w łazience ledwo się mieszczą nasze dwie szczoteczki do zębów i wspólne mydło do rąk. Potrzebuję miejsca i czasu tylko dla siebie; a na to, niestety, trochę sobie poczekam...

Tymczasem w szkole jest ciekawie. Co prawda wczoraj dowiedziałam się, że na egzaminie muszę przygotować słynne duńskie kransekage, i jestem tym lekko przerażona, ale... W trzy tygodnie się nauczę, prawda...? Przynajmniej taką mam nadzieję... Póki co pomalutku pieczemy ciasta czekoladowe, cytrynowe i marchewkowe, dzisiaj przygotowaliśmy karmel, a jutro będę lepiła różyczki z marcepanu i malowała czekoladą. Świetna zabawa!
Szkoda tylko, że tak daleko od domu...

Dzisiaj mam dla Was przepis na focaccię, który znalazłam u Ani. Od razu się w nim zakochałam - połączenie słodkawej, karmelizowanej czerwonej cebuli i kwaśnej żurawiny z aromatycznym rozmarynem i nutą pomarańczy nie mogło się nie sprawdzić. I tak, brzmi całkiem świątecznie, ale za oknami typowo bożonarodzeniowa pogoda - śnieg sypie bezustannie od dwóch dni, przykrywając wszystko białym puchem. I jak tu się oprzeć świątecznym połączeniom smaków...?

Czyżbym aż tak wcześnie w tym roku miała zacząć z pierniczkami...?

Pomarańczowa focaccia z cebulą, żurawiną i rozmarynem


Składniki:
(na 1 focaccię)
  • 170 ml letniej wody
  • 15 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 300 g mąki pszennej
  • 2 łyżki oliwy
  • skórka otarta z 1/2 pomarańczy
  • 1 gałązka rozmarynu
  • 1 łyżeczka suszonego tymianku

dodatkowo:
  • 2 czerwone cebule
  • 1 łyżka oliwy
  • 1 łyżka masła
  • 2 łyżki octu balsamicznego
  • 100 g świeżej żurawiny
  • świeży rozmaryn
  • płatki soli morskiej

Przesiać mąkę do dużej miski. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, zasypać cukrem i zalać połową wody. odstawić na 10-15 minut.
Po tym czasie dodać resztę wody, zagnieść ciasto. Dodać oliwę, sól, drobno posiekany rozmaryn, tymianek i skórkę z pomarańczy. Wyrobić gładkie ciasto, odstawić do wyrośnięcia na 1 godzinę.

W tym czasie obrać cebule, pokroić w piórka. Na patelni rozgrzać masło z oliwą, dodać cebulę i zeszklić. Zalać octem, podsmażać jeszcze chwilę, zdjąć z palnika i ostudzić.

Wyrośnięte ciasto rozwałkować na wielkość blachy z piekarnika. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, odstawić na 45-60 minut.
Na wyriśniętym cieście równomiernie rozłożyć cebulę, posypać żurawiną, igiełkami rozmarynu i solą morską.

Piec w 220 st. C. przez 20-25 minut.
Pokroić na mniejsze kawałki, podawać na ciepło lub zimno.

Smacznego!

I wiecie co...? Wczoraj, z nudów, zaczęłam się uczyć. Sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle...

wtorek, 9 lutego 2016

Na Dzień Pizzy: pizza wiosenna

Tak, tak, dzisiaj jest ten piękny dzień, gdy możemy objadać się pizzą do woli! W końcu międzynarodowe święto zobowiązuje, nieprawdaż...? 
Można wybrać drogę prostą, czyli pójście do pizzerii na rogu i wybranie ulubionego numerka z listy, który już nieraz ratował nam życie, gdy w lodówce tylko światło i/lub echo (niepotrzebne skreślić), a chęci na przyrządzenie czegoś bardziej skomplikowanego od wody z kranu równały się zeru. 
Można też wybrać drogę nieco (ale naprawdę, tylko odrobinę!) bardziej skomplikowaną, i pokusić się o przygotowanie pizzy w domu. 

Wbrew pozorom, nie jest to wcale trudne ani czasochłonne; wystarczy sobie wszystko dobrze zaplanować. Ciasto można przygotować nawet wieczór wcześniej i wstawić na noc do lodówki; można też wybrać jakąś szybką, modną opcję bez drożdży. Wierzch to mozaika Waszych smaków, zawartości lodówki i kuchennych szafek; na pizzę można położyć niemal wszystko i prawie zawsze będzie pysznie. Hmm... W zasadzie nie przychodzi mi do głowy nic, co by pizzę definitywnie zepsuło... A Wam?

U mnie tym razem szparagi i mozzarella; tak, tak, wiem: to zupełnie nie ta pora. Uznajmy więc, że to wspomnienie wiosny, do której poważnie zaczynam tęsknić. Biały, delikatny sos, czerwona cebulka i kapary, żeby pizza nabrała charakteru; i gotowe. Nie potrzeba nic więcej, żeby cieszyć się wybornym smakiem w zaciszu domowym. 

A Wy pamiętaliście o Dniu Pizzy...?
MartaEmilia i Kasia pamiętały. 

Pizza ze szparagami i mozzarellą


Składniki:
(na 3 pizze)

spód:
  • 350 g mąki pszennej
  • 150 g mąki graham
  • 25 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 400 ml letniej wody
  • 2 łyżki oliwy

sos:
  • 250 g serka kremowego
  • 75 ml śmietany kremówki (38%)
  • 1 ząbek czosnku
  • sól
  • pieprz

dodatkowo:
  • 500 g zielonych szparagów
  • 3 łyżki kaparów
  • 1,5 czerwonej cebuli
  • 250 g mozzarelli
  • 150 g żółtego sera

Mąki przesiać, wymieszać. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże. Zasypać cukrem i zalać 100 ml wody, odstawić na 15 minut.
Po tym czasie dolać letniej wody, zagnieść. Dodać sól i oliwę, wyrobić gładkie ciasto (może się delikatnie lepić).
Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

Szparagi blanszować 2-3 minuty w lekko osolonej wodzie, odcedzić.
Serek wymieszać z kremówką, dodać przeciśnięty przez praskę czosnek, sól i pieprz. Połączyć.

Wyrośnięte ciasto podzielić na 3 równe części. Każdą rozwałkować na okrąg nieco mniejszy niż średnica kamienia. Posmarować sosem, ułożyć szparagi, plasterki cebuli i mozzarelli, posypać kaparami i startym żółtym serem.

Piec w 180 st. C. przez 15-20 minut.
Podawać gorącą.

Smacznego!

Dzisiaj jest też Dzień Naleśnika; jakby się kto pytał... Tyle dobrego na raz; aż nie wiadomo, co jeść!

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Zimowa pizza

Spóźniona raptem miesiąc, zawitała do nas zima. Taka z prawdziwego zdarzenia: z oprószonymi śniegiem chodnikami i parkowymi alejkami, oblodzonymi szybami i szosami (szczególnie o trzeciej nad ranem), oszronionymi konarami nagich drzew i temperaturą zdecydowanie ujemną. Minus dziesięć to już nie przelewki! Na szczęście mam cieplutki, czerwony płaszcz i nowy szalik, który udziergała mi na drutach Siostra (dziękuję!). I choć marznę permanentnie, uśmiecham się, gdy biały puch skrzypi pod stopami, a niesamowicie jaskrawe słońce świeci prosto w oczy. Otulam się ciepłymi swetrami, piję ciągle lekko parzącą język herbatę i cieszę się, że jutro mam wolne. Może w końcu upiekę drożdżówkę...?

Gdy mam chwilę wolnego, a najlepiej cały dzień, lubię sięgnąć po drożdże. Mam wtedy czas, żeby dobrze wyrobić ciasto, a potem cierpliwie czekać, aż wyrośnie. Lubię podglądać przez szybkę piekarnika, jak rośnie; podwaja, potraja swoją objętość. Magia! Czasem żałuję, że rozumiem, jak działają drożdże...

I dzisiaj też mam dla Was przepis na coś z drożdżami, choć jeszcze nie pulchniutką, słodziutką drożdżówkę. Zamiast tego: obiad. Pizza.

Kto nie lubi pizzy, ręka w górę! Nikt...? Tego się właśnie spodziewałam.
W zależności od nastroju, może przybrać najróżniejsze formy. Ta jest na spodzie z dodatkiem mąki graham, który dzięki niej nabiera dodatkowej chrupkości. Na wierzchu buraki i ser pleśniowy. Hmm... Nie jestem fanką tego ostatniego... Tutaj smakował nieźle, ale z kozim byłaby jeszcze lepsza (moim zdaniem, rzecz jasna). Za to pieczone buraczki, mmm... Poezja. 
Jeśli więc macie trochę czasu, zachęcam do wypróbowania przepisu.

Pizza z burakami i serem pleśniowym


Składniki:
(na 3 pizze)

spód:
  • 350 g mąki pszennej
  • 150 g mąki graham
  • 25 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 400 ml letniej wody
  • 2 łyżki oliwy

sos:
  • 150 g serka kremowego
  • 50 ml śmietany kremówki (38%)
  • 250 g pomidorów z puszki
  • 1 ząbek czosnku
  • i łyżeczka suszonej bazylii
  • 1 łyżeczka suszonego oregano
  • sól
  • pieprz

dodatkowo:
  • 1 duży burak
  • 150 g miękkiego sera z niebieską pleśnią
  • 150 g wędzonego boczku
  • 1,5 czerwonej cebuli
  • 150 g żółtego sera

Mąki przesiać, wymieszać. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże. Zasypać cukrem i zalać 100 ml wody, odstawić na 15 minut.
Po tym czasie dolać letniej wody, zagnieść. Dodać sól i oliwę, wyrobić gładkie ciasto (może się delikatnie lepić).
Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

Serek wymieszać z kremówką i pomidorami, dodać przeciśnięty przez praskę czosnek, sól, pieprz i zioła. Połączyć.

Wyrośnięte ciasto podzielić na 3 równe części. Każdą rozwałkować na okrąg nieco mniejszy niż średnica kamienia. Posmarować sosem, ułożyć plasterki buraczków, sera pleśniowego i cebuli, posypać pokrojonym w kostkę boczkiem, a na końcu startym żółtym serem.

Piec w 180 st. C. przez 15-20 minut.
Podawać gorącą.

Smacznego!


Zawsze sobie obiecuję, że popołudnia takie jak to, będę spędzać na słodkim nieróbstwie. Zamiast tego dostaję nieoczekiwany zastrzyk energii (który przydałby się dużo bardziej w inne dni), i odczuwam głęboką, wewnętrzną potrzebę działania. 
Też Wam się to zdarza...?

sobota, 19 września 2015

Focaccia pachnąca rozmarynem

Zapowiada się intensywny weekend. Najpierw spotkanie, po którym nie do końca wiem, czego się spodziewać, ale może wyniknie z tego coś dobrego. Później wieczór w towarzystwie współpracowników C.; pociesza mnie myśl, że w planie jest pięciodaniowa kolacja, więc przynajmniej kulinarnie nie będę się nudzić. W niedzielę musimy wpaść do rodziców C. i jak zwykle, pewnie się przeciągnie. A w poniedziałek... W poniedziałek jeszcze sama nie wiem co, ale czekam na niego bardzo niecierpliwie.
Ach, jak ja lubię być taka tajemnicza!

Teraz więc szybciutko i na temat.
Dawno już na blogu nie było domowego pieczywka. Wszystko dlatego, że chodząc do szkoły nie miałam potrzeby go piec; co chwilę przynosiłam ze sobą bułki i chleby wszelkiej maści. A później... Chyba dopadło mnie tematyczne lenistwo. Kilka razy myślałam o upieczeniu czegoś dobrego na weekendowe śniadanko, ale... Lenistwo zwyciężało, i kończyło się na bułkach z pobliskiej piekarni lub owsiance. 

W końcu jednak się przemogłam. Muszę przyznać, że dużą rolę odegrało tu niezwykle apetyczne zdjęcie z Hjemmets bedste mad, nr 7-8/2015, którą kupuję ostatnio regularnie. Prosta focaccia z kolorowymi pomidorkami, odrobiną rozmarynu i czosnku. To nie mogło się nie udać!
Przygotowanie ich wcale nie trwa bardzo długo, jest też raczej proste. A efekt? Wyjątkowo aromatyczny. No i pieczone pomidorki, których słodki smak po prostu uwielbiam.
Jako dodatek do zupy, albo w ramach przekąski między posiłkami. Smakują naprawdę wyśmienicie - polecam!

Focaccia z pomidorkami i rozmarynem


Składniki:
(na 6 sztuk)
  • 25 g świeżych drożdży
  • 250 ml letniej wody
  • 45 ml oliwy
  • 150 g mąki durum
  • 250 g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 łyżeczka cukru

dodatkowo:
  • 300 g pomidorków koktajlowych żółtych i czerwonych
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 gałązki świeżego rozmarynu
  • 2 łyżki oliwy
  • 1 łyżeczka soli morskiej w płatkach
  • pieprz

Mąkę przesiać do dużej miski, po środku zrobić wgłębienie. Wkruszyć drożdże, wsypać cukier i wlać 100 ml wody. Odstawić na 15 minut.
Po tym czasie wlać resztę wody i dodać sól, zagnieść ciasto. Wlać oliwę, wyrobić gładkie, nielepiące ciasto.
Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

Po tym czasie ciasto podzielić na 6 równych części. Z każdej uformować kulę, rozwałkować na placki grubości 4-5 mm. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Odstawić do wyrośnięcia na 30 minut.

Po tym czasie placuszki posmarować oliwą, ułożyć na nich przekrojone na pół pomidorki. Czosnek pokroić w cienkie plasterki, ułożyć na cieście razem z igiełkami rozmarynu. Posypać solą i pieprzem.

Piec w 200 st. C. przez 25-30 minut, aż się ładnie zezłocą.
Podawać na ciepło lub zimno.

Smacznego!


A ja tymczasem kończę się pakować, i pędzę na umówione spotkanie. Po drodze mam zgarnąć jeszcze dwie uczestniczki, czyli połowę wszystkich zgromadzonych. Lepiej więc, żebym się nie spóźniła!

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Najlepsze pierogi na Wigilię

Wigilia coraz bliżej, należy się więc już na poważnie zabrać za układanie świątecznego menu. U mnie to wszelkiego rodzaju ciastka - cała reszta zostaje zapewniona. Niemniej, staram się wprowadzać świąteczną atmosferę już teraz - Wigilię spędzamy z rodzicami C., co oznacza typowo duński posiłek. Pyszny, ale jak różny od tego, co znam z rodzinnego domu! W związku z tym aktualnie raczę nas moimi ulubionymi wigilijnymi, polskimi daniami. Pokazałam Wam przepis na krem z buraczków, który świetnie zastąpił barszcz. Do niego podałam moje ukochane pierogi - mogłabym je jeść cały rok, ale przygotowuję tylko w grudniu. Inaczej chyba straciłyby swoją magię...

Tych pierogów nie pamiętam z wczesnego dzieciństwa. Wtedy moim największym przysmakiem były uszka (które nadal uwielbiam) - lepiłyśmy je z Babcią całymi godzinami przed Wigilią. Wszyscy za nimi przepadają, ilości więc musiały być odpowiednie. Jednego roku Babcia, obok uszek, przygotowała pieczone pierogi. Nie pamiętam, skąd wzięła przepis, ale wiem, jaką były dla nas wszystkich niespodzianką. Nigdy jeszcze takich pierogów nie jadłam! Farsz z pieczarek i jajek zamknięty w krucho-drożdżowym cieście. Od pierwszego kęsa się w nich zakochałam - ten smak bije na głowę wszystko! Ich przygotowanie jest dość czasochłonne (jak to z pierogami bywa), ale smak wynagradza każdą minutę spędzoną w kuchni. Od tamtej pory goszczą one na naszym wigilijnym stole co roku, nawet moja Mama nauczyła się je robić, i przed Świętami przygotowuje ich spore ilości i zamraża - później wystarczy je odgrzać w piekarniku. 
Ja, z tęsknoty za polskimi wigilijnymi smakami, też je przygotowuję. W tym roku wyszły mi całkiem ładne i tylko kilka się otworzyło (nic nie szkodzi - ponieważ ich nie gotujemy, a farsz jest gęsty, wszystko trzyma się jak należy). 

Jeśli jeszcze takich nie jedliście - spróbujcie koniecznie. Gwarantuję, że nie unikniecie powtórek w kolejnych latach, takie są pyszne.

Pieczone pierogi z pieczarkami Babci Leny

Składniki:
(na 35-40 sztuk)

farsz:
  • 1/2 kg pieczarek
  • 2 cebule
  • 1 łyżka masła
  • 2 jajka ugotowane na twardo
  • 3 łyżki bułki tartej
  • sól
  • pieprz

ciasto:
  • 425 g mąki pszennej
  • 115 g creme fraiche (18%)
  • 125 g zimnego masła
  • 20 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka soli

dodatkowo:
  • 1 jajko

Pieczarki oczyścić, pokroić w plasterki. Cebulę pokroić w kostkę.
Na maśle zeszklić cebulę, następnie dodać pieczarki i usmażyć.
Jajka obrać, przepuścić przez maszynkę do mielenia mięsa, następnie zmielić pieczarki z cebulą. Wszystko razem dobrze wymieszać, doprawić do smaku solą i pieprzem. Odstawić.

Drożdże rozetrzeć ze śmietaną.
Mąkę wymieszać z solą, posiekać nożem z zimnym masłem, a następnie rozetrzeć palcami jak na kruszonkę. Dodać śmietanę z drożdżami, zagnieść gładkie ciasto (w razie potrzeby dodać 1 łyżkę śmietany).

Ciasto cienko wałkować, wykrawać szklanką koła. Nakładać farsz, zlepiać pierogi.
Przed pieczeniem posmarować pierogi roztrzepanym jajkiem.

Piec w 220 st. C. przez 15 minut.
Podawać na ciepło.

Smacznego!

Moja Mama robi je zawsze przynajmniej z podwójnej porcji. Ja tym razem zrobiłam tylko tyle, i od razu zaczęłam żałować - uwinęliśmy się z nimi migiem, i nie było nawet co zamrażać...

piątek, 21 listopada 2014

Duńskie bułki z parówką

Dzisiaj mam dla Was nietypowe bułeczki, bo z parówką. W dzisiejszym świecie, gdzie połowa ludzkości ogarnięta jest manią zdrowego żywienia, parówki często określane są mianem zła wcielonego. Że to zmiksowane najgorsze odpady, niedobre i niezdrowe. Ja uważam, że można dostać dobre parówki, tak samo jak dobrą i złą szynkę, czy lepsze i gorsze pieczywo. Wszystko jest kwestią wyboru.
Nie jadam jednak parówek zbyt często. Niespecjalnie za nimi przepadam, od czasu do czasu robimy domową wersję hot dogów, i to chyba tyle w temacie. Zawsze jednak kilka kiełbasek zostanie, i powstaje pytanie - co zrobić? Dwa dni z rzędu bułki z parówką w grę nie wchodzą. Aż pewnego dnia C. podrzucił mi pomysł na pølsehorn, i od tamtej pory pojawiają się one u nas zawsze po dniu hotdogowym.
Cóż to takiego? W dosłownym tłumaczeniu pølse to kiełbaska, a horn - róg. Kiełbasiane rożki...? Dziwnie to brzmi... W praktyce ciasto drożdżowe, takie jak na bułki, cienko rozwałkowane, posmarowane pastą z ketchupu, musztardy i różnych przypraw, owijamy wokół parówek i pieczemy. I już! Idealna przekąska gotowa. Świetnie nadają się na drugie śniadanie, bo nie trzeba robić kanapek, ale też można je podjadać przy oglądaniu filmu. U nas zawsze znikają szybko, bo są takie malutkie i urocze, i nie sposób im się oprzeć.

Mój przepis pochodzi z Alletiders kogebog, świetnego serwisu, gdzie można znaleźć mnóstwo inspiracji na duńskie dania.

Pølsehorn Karstena

Składniki:
(na 12 sztuk)
  • 400 g mąki pszennej
  • 165 ml mleka
  • 80 g masła
  • 16 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 jajko
  • 1 łyżeczka soli

sos:
  • 2 łyżki ketchupu
  • 1/2 łyżki ostrej musztardy
  • 1/2 łyżki sosu sojowego
  • 1 łyżka słodkiej papryki w proszku
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1/2 łyżeczki suszonej bazylii
  • 1/2 łyżeczki suszonego tymianku
  • 1/2 łyżeczki suszonego majeranku
  • 1/2 łyżeczki suszonego rozmarynu
  • 1/2 łyżeczki kolendry w proszku
  • 1/2 łyżeczki chilli w płatkach

dodatkowo:
  • 4 długie parówki
  • 1 jajko
  • 1 łyżka mleka

Masło z mlekiem rozpuścić. Zalać drożdże (płyn ma być letni, nie gorący), wymieszać.
Do dużej miski przesiać mąkę, wymieszać z cukrem i solą. Wlać mleko z masłem i drożdżami, wbić jajko. Zagnieść ciasto. Odstawić do wyrośnięcia na 30-60 minut.

W tym czasie przygotować sos: dokładnie ze sobą wymieszać wszystkie składniki.

Wyrośnięte ciasto podzielić na pół. Każdą część rozwałkować na długość 2 parówek i szerokość 15-20 cm. Podzielić na 6 części po lekkim skosie. Szerszy koniec każdego paska posmarować sosem.
Każdą parówkę podzielić na 3 części. Układać kawałek parówki na sosie, zawinąć, ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia łączeniem do dołu.
Odstawić do wyrośnięcia na 15 minut.

Jajko roztrzepać z mlekiem, posmarować bułeczki.

Piec w 180 st. C. przez 20 minut.
Podawać ciepłe.

Smacznego!

Przepis idealnie pasuje do Skandynawskiej akcji Mopsika.

Kuchnia skandynawska 2014

środa, 29 października 2014

Pizza z dynią i gruszką

Nadal w dyniowym klimacie, dzisiaj mam kolejną propozycję obiadową z udziałem tego jakże uniwersalnego warzywa. Chciałam spróbować czegoś nowego, a pizzy z dynią jeszcze mi się jeść nie zdarzyło.

Sprawa jest prosta. Najwięcej czasu zabiera oczywiście wyrastanie ciasta drożdżowego na spód, ale poza tym taka domowa pizza to nic trudnego. Wystarczy pokroić parę rzeczy, ułożyć na rozwałkowanym cieście, upiec - i gotowe. A o ile więcej możliwości mamy w takim wypadku, niż kiedy zamawiamy gotową. Ilość wariacji jest niemal nieskończona! Mogą być na spodzie cieniutkim i kruchym, albo grubszym i pulchnym. Z różnymi sosami i dodatkami. Tylko wyobraźnia nas ogranicza!

Ja tym razem postawiłam na jesienny zestaw, i muszę przyznać, że wyszła zachwycająco. Lekko słodkawa dynia, a do tego boczek, cebula i kozi ser przełamujące jej niewyraźny smak. Soczysta gruszka rewelacyjnie tutaj pasuje, nadając całości zupełnie nowego wymiaru, choć jeśli nie lubicie owoców w daniach wytrawnych, można ją pominąć. Wszystkie składniki świetnie się ze sobą komponują.
Myślę, że takiej pizzy nikt się nie oprze.

Pizza z dynią i gruszką

Składniki:
(na 2 pizze)

ciasto:
  • 500 g mąki pszennej
  • 25 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 250 ml letniej wody
sos:
  • 125 g serka kremowego
  • 2 łyżki maślanki
  • sól 
  • pieprz
wierzch:
  • 250 g dyni bez skóry
  • 150 g wędzonego boczku w plastrach
  • 1 cebula
  • 180 g miękkiego koziego sera
  • 1 gruszka
Mąkę przesiać do dużej miski, wymieszać z solą. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże. Zasypać cukrem, zalać 100 ml wody, odstawić na 15 minut.
Po tym czasie dodać resztę wody, zagnieść gładkie, nielepiące się ciasto. Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

Składniki na sos dokładnie ze sobą wymieszać.
Dynię pokroić w kostkę, ser i gruszkę w plastry, a cebulę w piórka.

Wyrośnięte ciasto podzielić na pół.
Każdą część rozwałkować na okrągły, dość cienki placek. Posmarować sosem, ułożyć dynię, gruszkę, ser, cebulę i boczek.

Piec na kamieniu w 200 st. C. przez 15-20 minut.
Podawać gorącą. 

Smacznego!

A teraz najwyższy już czas rozpocząć przygotowania do Halloween...

sobota, 18 października 2014

Wyborna pizza z figami

Jak u Was z przygotowaniami do Świąt?
Ha, pewnie niejednego zdziwi to pytanie w połowie października. Uwierzcie mi jednak - czekałam długo.

Narzekałam na to rok temu, i dwa lata temu, i jeszcze wcześniej; i pewnie również, zanim w ogóle założyłam bloga. Niemniej, zdumiewa mnie to za każdym razem, i jakoś nie potrafię sobie odmówić posta na ten temat.

Na początku września, przechadzając się z Ptysią po mym uroczym, małym miasteczku, stanęłam w pewnym momencie jak wryta. Otóż mój wzrok padł na sklepową wystawę, którą, swoją drogą, czasami lubię sobie pooglądać. Mają tam bowiem mnóstwo uroczych puszek, ręcznie robione ozdoby, kolorowe świeczki, oryginalne ubrania. Tym razem jednak w wystawowych oknach zaroiło się od świątecznych krasnali!
Czy zauważyliście, co napisałam wyżej...? Początek września...

W ciągu kilku tygodni wystawa rozrosła się do ozdób choinkowych, bombek i złoto-zielonej dekoracji drzwi. Są świąteczne lampki, gwiazdy i w ogóle wszystko, o czym tylko można zamarzyć. Wygląda to naprawdę cudownie, szczególnie wieczorem, w klimatycznym świetle mnóstwa drobnych lampek. 
No tak. Tylko to dopiero połowa października, przed nami Halloween, na którym ja się aktualnie skupiam, a do Świąt jeszcze mnóstwo czasu. Gdzie magia, jeśli to wszystko jest na wyciągnięcie ręki niemal pół roku wcześniej? Gdzie te emocje, ekscytacja...? Nie, nie podoba mi się to. Choć Święta uwielbiam, uważam, że ich miejsce jest w grudniu. I już.

A co Wy myślicie na ten temat? Kiedy zaczynacie myśleć o Świętach, a kiedy rozpoczynacie rzeczywiste przygotowania? Też drażnią Was kolędy w listopadzie, czy wręcz przeciwnie, potraficie się już wtedy wczuć w ten magiczny czas...?

Na przekór temu, mam dla Was danie bardzo jesienne, idealne na teraz.
Niedawno bowiem upiekłam pizzę, i wyszła tak dobra, że po prostu musiałam zrobić jej zdjęcie i podzielić się z Wami przepisem.
Spód to pomysł Gordona z jego World kitchen. Prosty, szybki, niezbyt gruby i chrupiący. Reszta to inwencja twórcza, choć Ameryki tutaj nie odkryłam. Połączenie słodkich fig ze słonym kozim serkiem i szynką parmeńską to klasyk. Do tego świeża rukola, i oto macie przed sobą najwykwintniejszą pizzę z możliwych. Masło składników, dzięki czemu doskonale możemy wyczuć smak każdego z nich, a jednocześnie łączą się one w całość idealną.

Polecam, póki sezon na figi trwa.

Pizza z figami, kozim serem i rukolą

Składniki:
(na 2 pizze)

ciasto:
  • 500 g mąki pszennej
  • 25 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 250 ml letniej wody

sos:
  • 125 g serka kremowego
  • 2 łyżki maślanki
  • sól 
  • pieprz

wierzch:
  • 4 figi
  • 180 g miękkiego koziego sera
  • 100 g szynki parmeńskiej
  • 30 g rukoli

Mąkę przesiać do dużej miski, wymieszać z solą. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże. Zasypać cukrem, zalać 100 ml wody, odstawić na 15 minut.
Po tym czasie dodać resztę wody, zagnieść gładkie, nielepiące się ciasto. Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

Składniki na sos dokładnie ze sobą wymieszać.
Figi i ser pokroić w plastry.

Wyrośnięte ciasto podzielić na pół.
Każdą część rozwałkować na okrągły, dość cienki placek. Posmarować sosem, ułożyć figi, ser i szynkę.

Piec na kamieniu w 200 st. C. przez 15-20 minut.
Podawać gorącą posypaną rukolą.

Smacznego!

To kto zabiera się za zagniatanie ciasta...? Jeszcze nie jest za późno, żeby przygotować taką na sobotni obiad.

piątek, 5 września 2014

Jeszcze trochę letnia focaccia z jeżynami

Ja wiem - nudna już jestem z tymi jeżynami. Nic jednak nie poradzę, że jest ich zatrzęsienie, i coś muszę z nimi robić. Odczuwam mocny wewnętrzny przymus, bo wiem, że niedługo się skończą, i wtedy będzie mi smutno, że nie wykorzystałam ich tak bardzo, jak mogłam. Poza tym ich cudowny, lekko kwaśny, jedyny w swoim rodzaju smak, jeszcze się nam nie znudził. 
Dla Was mam dobrą wiadomość - jeśli nie macie lub nie chcecie ich używać, w większości przepisów można je zastąpić malinami, jagodami, czy nawet porzeczkami. Wszystko zależy od Waszej wyobraźni.

W tym jednak przypadku nie jestem pewna, jak sprawdzą się inne owoce. Jeżyny bowiem smakują tak dobrze w tym lekko wytrawnym zestawieniu, że sama nie zamieniłabym ich na nic innego.
Gdy tylko zobaczyłam ten przepis na blogu Zielony stolik wiedziałam, że muszę go czym prędzej wypróbować. Tak naprawdę następnego dnia pobiegłam nazbierać jeżyn, i zabrałam się za pieczenie (pozostałe składniki zawsze mam w domu). Wyszło coś fantastycznego - focaccia, czyli włoski, płaski chlebek, wytrawny, delikatnie rozmarynowy, soczysty od jeżyn. Smakuje wyśmienicie zanurzony w oliwie, lub - mniej tradycyjnie - przekrojony na pół i posmarowany cienką warstwą ulubionego dżemu.
Ja się w tym pieczywie zakochałam. Spróbujecie i Wy...?

Focaccia z jeżynami i rozmarynem

Składniki:
(na 1 sporą sztukę)
  • 500 g mąki pszennej
  • 20 g świeżych drożdży
  • 300 ml letniej wody
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • igiełki z 1 gałązki rozmarynu

dodatkowo:
  • 2 łyżki oliwy
  • 115 g jeżyn
  • igiełki z 1 gałązki rozmarynu

Mąkę przesiać do miski, wymieszać z solą. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże. Zasypać cukrem, zalać 1/4 wody. Odstawić na 15 minut.
Rozmaryn do ciasta drobniutko posiekać. 
DO wyrośniętego zaczynu dodać resztę wody i posiekany rozmaryn. Zagnieść gładkie ciasto, odstawić na 1 godzinę.

Po tym czasie ciasto jeszcze raz szybko zagnieść, po czym rozwałkować na grubość 1-1,5 cm. Ułożyć ciasto na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, odstawić na 30 minut do wyrośnięcia.

Wyrośnięte ciasto posmarować oliwą, następnie palcem zrobić dość głębokie wgłębienia. Powciskać w nie jeżyny. Ciasto obsypać pozostałymi igiełkami rozmarynu, delikatnie wcisnąć je w ciasto.

Piec w 200 st. C. przez 20-25 minut, aż focaccia nabierze złoto-brązowego koloru.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

Od środy znów chodzę w sandałach. Szczerze mówiąc, nie myślałam, że tego lata będę mogła sobie jeszcze na to pozwolić. W tej chwili siedzę przed monitorem w letniej, białej spódnicy, bez skarpetek, i nie mogę przestać uśmiechać się do słonka zaglądającego mi przez ramię. 
Lato, trwaj!

poniedziałek, 19 maja 2014

Grissini z pieprzem

Jadę na rozmowę. Dzisiaj. Niby nic wielkiego, a od jej powodzenia zależy mnóstwo rzeczy. Jeśli nic z tego nie będzie, nic się nie zmieni, i będę musiała szukać nowych pomysłów. Jeśli się uda, wywrócę do góry nogami życie nie tylko moje, ale i C., bo się biedak będzie musiał dostosować. On oczywiście nie narzeka, wręcz popiera moje szaleństwo i twierdzi, że to taka długofalowa inwestycja. No, zobaczymy... W każdym razie do wszystkiego dołożył jeszcze jeden swój szalony pomysł (strach się bać), ale może to i dobrze... Bo takie zmiany mogą być niezwykle motywujące, i choć kosztują mnóstwo pracy, to w rezultacie dają ogromną satysfakcję. A ja aktualnie za zmianami i wyzwaniami wręcz przepadam - jedno się kończy, czas pomyśleć o następnym...
Tak czy inaczej - trzymajcie za mnie kciuki, proszę. A jutro Wam wszystko opowiem.

W weekend nie było na blogu pieczywka - wszystko przez to, że mnóstwo czasu spędziliśmy na zewnątrz, bo pogoda dopisała wyjątkowo. A jak wiadomo wszystkim mieszkańcom Danii - gdy pokazuje się słonko, to nie wybrzydzamy, tylko korzystamy. Bo nie wiadomo, kiedy zaświeci znowu. Zebrałam nawet młode listki pokrzyw i zrobiłam z nich... A, nie powiem co. Ale wyszło pysznie.

Dzisiaj, w ramach zadośćuczynienia, pieczywo jako przekąska. Grissini. Znacie? Często jadałam kupne, ale nigdy nie przygotowywałam ich sama. Aż do teraz. Sprawa jest dziecinnie prosta i szybka, mimo użycia drożdży. Wychodzą pyszne - chrupiące na zewnątrz, trochę miękkie w środku. Mocno pieprzne, ale bez przesady. Idealne do maczania w jakimś łagodnym dipie.
Przepis znalazłam w Italieniske brød: fra focaccia til grissini Maxine Clark.

Grissini z pieprzem

Składniki:
(na 15-20 sztuk)
  • 12 g świeżych drożdży
  • 1/2 łyżeczki cukru
  • 125 ml letniej wody
  • 250 g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 łyżka oliwy
  • 1 łyżka grubo zmielonego czarnego pieprzu

Drożdże rozetrzeć z cukrem, wlać wodę, wymieszać. Odstawić na 10-15 minut.
Po tym czasie dodać przesianą mąkę, sól, oliwę i pieprz, zagnieść gładkie ciasto. Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

Po tym czasie ciasto jeszcze raz szybko zagnieść, rozwałkować na prostokąt o szerokości blachy do pieczenia i grubości 3-5 mm. Pociąć na pasy o szerokości 1-1,5 cm, każdy skręcić. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując niewielkie odstępy. 

Piec w 200 st. C. przez 10-15 minut, aż nabiorą ładnego, złotego koloru.
Wystudzić.

Smacznego!

A teraz trzy głębokie wdechy, i rzucam się na głęboką wodę (spokojnie, w przenośni - aż tak szalona nie jestem...). 

piątek, 29 listopada 2013

Ekskluzywna focaccia: z kasztanami i czerwonym winem

Uwielbiam kasztany. 
Ogólnie zauważyłam u siebie tendencję do darzenia uczuciem wszelkich wyjątkowo sezonowych produktów. Rabarbar, świeża żurawina, dynia czy właśnie kasztany są na mojej osobistej top liście pyszności. Nie do kupienia poza sezonem, a jeśli nawet gdzieś się znajdą, niewarte są choćby śladu uwagi. Dlatego przez ten krótki czas, kiedy są dostępne, staram się z nich korzystać, jak tylko mogę. Tym razem C. zaopatrzył mnie w dwa duże woreczki kasztanów, i pełna zapału i energii postanowiłam - nie skończą wszystkie po prostu upieczone w naszych brzuchach, tudzież w najpyszniejszej kasztanowej zupie. Tym razem wrzucę je do ciast, ciasteczek i... Chleba. Tak jakby.

Focaccia to rodzaj włoskiego, płaskiego chlebka. Może być bardzo cieniutki i chrupiący, lub grubszy i mięciutki - i właśnie tę wersję preferuję. Uwielbiam wszelakie wariacje na temat: rozmaryn i oliwki, czerwona cebula czy też pomidorki koktajlowe - nie potrafię się jej oprzeć. Świetnie nadaje się na piknik, ale też jako zakąska do zupy. Albo ot tak, pogryzana zamiast podwieczorku...
Na blogu Zakamarki mojej kuchni znalazłam jakiś czas temu focaccię zupełnie wyjątkową, bo nie dość, że z dodatkiem czerwonego wina, to jeszcze z kasztanami! Oj, wiedziałam, że muszę taką zrobić. 
Wyszła bajeczna. Pełna chrupiących kasztanów i orzechów, z dodatkiem wina, które nie jest wyczuwalne w smaku, ale nadaje jej specyficzny kolor i sprawia, że staje się towarem nieco ekskluzywnym. Bo kto to słyszał, żeby na śniadanie jeść pieczywo z dodatkiem wina...?

Jeśli nie macie kasztanów, włoskie orzechy wystarczą. Jednak jeśli macie możliwość zakupienia kasztanów jadalnych, bardzo je polecam - ich słodkawy smak wspaniale komponuje się z pozostałymi składnikami i sprawia, że ta focaccia nabiera naprawdę wyjątkowego charakteru.

Focaccia z kasztanami, orzechami i czerwonym winem


Składniki:
(na 1 sztukę)
  • 350 g mąki pszennej
  • 2 łyżki oliwy z orzechów włoskich
  • 180 ml letniej wody
  • 50 ml czerwonego wina
  • 10 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka soli
  • 30 g orzechów włoskich
dodatkowo:
Drożdże wymieszać z 2 łyżkami wody, resztę wody wymieszać z olejem i winem.
Mąkę przesiać do dużej miski, wymieszać z solą. Wlać drożdże i wodę z winem, zagnieść gładkie ciasto (może się lekko lepić). Wsypać niezbyt drobno posiekane orzechy, połączyć. Odsatwić do wyrośnięcia na 1 godzinę.

Po tym czasie uformować z ciasta okrągłą grubości 0,5-1 cm. Na wierzchu ułożyć pozostałe orzechy i z grubsza posiekane kasztany. 
Odstawić do wyrośnięcia na 30-40 minut.

Wyrośniętą focaccię skropić połową oliwy.

Piec w 180 st. C. przez 25-30 minut. 
Wyjąć z piekarnika, skropić pozostałą oliwą, ostudzić na kratce.

Smacznego!

Będę teraz pracować nad moimi zdolnościami manualnymi. Kupiłam kolorowe paski papieru, i będę robić świąteczne gwiazdki, czego nauczyła mnie rok temu siostra C. Hmm... Bardzo ciekawa jestem, co z tego będzie...

piątek, 10 maja 2013

We włoskich klimatach

Nareszcie! Dostałam potwierdzenie rezerwacji, i już absolutnie i zupełnie na pewno wiem, że jadę na wakacje do Włoch. Spędzę też tydzień w rodzinnej Bydgoszczy, a później tydzień w Gdańsku z C. i moją Rodzinką. Nie mogę się już doczekać... A czasu na czekanie mam sporo, bo wyjeżdżamy dopiero w drugiej połowie sierpnia. 

Natchniona więc włoskimi klimatami, postanowiłam choć odrobinę Italii sprowadzić do nas już teraz, a najprościej to zrobić za pomocą włoskiego wypieku. Sięgnęłam więc po Italienskie brød: fra focaccia til grissini Maxine Clark i tam trafiłam na pomidorową focaccię. Zachwyciła mnie głębokim kolorem i mięsistością na zdjęciu. Nieco zmieniłam oryginalny przepis - nie dałam czosnku (nie miałam), za to dorzuciłam całkiem sporo tymianku (skoro już stoi w doniczce, to niech się nie marnuje). Wyszło pysznie! Chlebek jest mięciutki, smakuje pomidorami, ale tylko troszkę. Ma cudny kolor i jestem pewna, że nawet największy niejadek nie przeszedłby obok niego obojętnie w porze śniadania. 

Pomidorowa focaccia z tymiankiem


Składniki:
(na 1 sporą focaccię)
  • 500 g mąki pszennej
  • 20 g świeżych drożdży
  • 250 ml letniej wody
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 100 ml oliwy z oliwek
  • 100 g koncentratu pomidorowego
  • listki z 5 gałązek tymianku
  • 90 g sera cheddar

dodatkowo:
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 10 g soli gruboziarnistej
  • 3 gałązki tymianku

Mąkę przesiać do miski. Zrobić wgłębienie, do którego wkruszyć drożdże. Wsypać cukier, wlać połowę wody i odstawić na 15 minut.
Po tym czasie wlać resztę wody, dodać sól, koncentrat i posiekany tymianek. Zagnieść ciasto. Wlać oliwę, wyrobić gładkie ciasto - może się nieco lepić. Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.
Po tym czasie dodać pokrojony w niedużą kostkę ser, jeszcze raz zagnieść. Ciasto rozwałkować na grubość 1 cm, podsypując mąką, gdyby się kleiło. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, odstawić na 30 minut.

Po tym czasie zrobić palcem wgłenienia w cieście, posmarować oliwą, posypać solą i listkami tymianku. 

Piec w 200 st. C. przez 20-25 minut, aż się zezłoci.
Przestudzić na kratce.

Podawać na ciepło lub na zimno.

Smacznego!

Pogoda w Danii coraz ładniejsza, niedługo chyba naprawdę będę mogła chodzić w sandałach. Niech żyje lato!

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Chałka inna niż wszystkie

Nie mam coś ostatnio weny na pisanie. Po pierwsze - miałam niezwykle intensywny weekend i jego okolice - w końcu zobaczyłam nową dzidzię Karoli - absolutnie przecudowną, rozkoszną, maleńką Natalkę; sporo jeździłam w te i z powrotem, bo nam z C. wybitnie nie pasowały godziny pracy; a wreszcie spędziłam trochę czasu pracując. 
Po drugie - świeci słońce. Co prawda oszukuje na całego, bo wychodząc na dwór nie spodziewam się zimnych podmuchów, ale niech tam - przez szybę grzeje wspaniale i dodaje mi energii. Tyle, że mam chęć zużywać ją na coś zupełnie innego niż pisanie na blogu - raczej czytam, szczelnie owinięta szalem (mimo wszystko) wychodzę na dłuższe spacery z Ptysią, mam ochotę się z kimś spotkać, gdzieś pójść - po prostu cieszyć się tymi chłodnymi jeszcze, ale wyjątkowo słonecznymi dniami. Dlatego najbliższe wpisy będą raczej krótsze niż dłuższe, ale obiecuję, że nie mniej smakowite, niż zwykle.

Dzisiaj chciałabym pokazać Wam chałkę, którą upiekłam już jakiś czas temu (mam jeszcze kilka zaległych przepisów, dlatego od czasu do czasu będzie jeszcze nie aż tak wiosennie, jakbym chciała). Tak naprawdę jest to zaprzeczenie definicji chałki: zamiast masła - oliwa, zamiast kruszonki - sól. Hmpf... Moi drodzy - upiekłam chałkę wytrawną! 
Zagniatając ciasto, planowałam bułeczki. Ale później przypomniałam sobie, jak bardzo podoba mi się kształt chałki, całe to zaplatanie, a później krojenie równiutkich kromek. Nie zastanawiając się wiele, wcieliłam swoją zachciankę w życie. I wiecie co? Wyszła pierwszorzędna chałka śniadaniowa. Na drugi dzień pyszna w formie tostów, niekoniecznie z truskawkami (choć myślę, że też byłoby w porządku). Jestem z niej bardzo zadowolona - może upieczecie taką na leniwe, długoweekendowe śniadanie...?

Co do śmiesznej powierzchni chałki - sól na drugi dzień jakby wtapia się w ciasto, tworząc takie właśnie zabawne bąbelki. Nie miałam czasu sfotografować chałki w dzień pieczenia, więc wygląda, jak wygląda.

Wytrawna chałka na oliwie


Składniki:
(na 1 sporą chałkę)
  • 500 g mąki pszennej
  • 25 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 125 ml letniego mleka
  • 125 ml letniej wody
  • 1 jajko
  • 1 łyżeczka soli
  • 50 ml oliwy z oliwek

dodatkowo:
  • 1 jajko
  • 10 g gruboziarnistej soli

Mąkę przesiać do miski. Zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże. Dodać cukier, zalać połową mleka wymieszanego z wodą i odstawić na 15 minut.
Po tym czasie do zaczynu dodać resztę mleka z wodą, sól i jajko, zagnieść. Wlać oliwę, wyrobić gładkie, nielepiące się ciasto. Uformować kulę i odstawić do wyrośnięcia na 1 godzinę.

Po tym czasie ciasto jeszcze raz szybko zagnieść, podzielić na 3 części. Z każdej uformować wałeczek, grubszy po środku i zwężający się na końcach. Zapleść chałkę, ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Odstawić do wyrośnięcia na 20-30 minut.

Po tym czasie chałkę posmarować roztrzepanym jajkiem, posypać solą.

Piec w 180 st. C. przez 30-40 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

Chałki nie ma już dawno, a mi się właśnie zachciało jeść... Też tak macie, że pisząc, czytając lub słuchając o jedzeniu, robicie się głodni...? 

środa, 27 marca 2013

Ser dobry na wszystko. Nawet na brak Świąt...

Na blogach zrobiło się świątecznie. Wszędzie babki, mazurki, serniki, faszerowane jajka, baranki, zajączki i kurczaczki. Do mnie jeszcze nie dotarło, że Święta za progiem... Po pierwsze pogoda - śniegu mamy po kostki, na szczęście póki co nie pada nowy, ale wygląda na to, że w tym roku będziemy mieli w końcu, upragnione, białe Święta... Hmm... Co z tego, skoro to nie te Święta powinny być białe...? Ze znużeniem czekam na pierwsze oznaki wiosny - zieloną trawę, przebiśniegi w parku, nieco wyższe temperatury. Słońca na szczęście coraz więcej - mam nadzieję, że zmusi ono wyjątkowo w tym roku opieszałą wiosnę do zajęcia miejsca wszechobecnej zimy. 
Po drugie - przez całe Święta będziemy pracować. Oboje. Co oznacza, że popołudniami będę chciała wyciągnąć się na kanapie i spać, nie zważając na świąteczne powinności. Zrywanie się z łóżka przed piątą rano skutecznie zabija magię Świąt. Cóż...
A po trzecie, i najgorsze, dopadła mnie grypa żołądkowa. Odpuszczę Wam opisywanie szczegółów - niech wystarczy, że przez trzy dni żyłam na herbatce rumiankowej, bo wszystko inne wywoływało w moim brzuchu niepożądanie reakcje. Oznacza to, że nie mogłam myśleć o jedzeniu, patrzeć na jedzenie, więc przygotowywanie jakiegokolwiek jedzenia zupełnie nie wchodziło w grę. Tym sposobem legła idea przygotowania pierwszej w życiu paschy... Może w piątek zrobię jakiś szybki mazurek...? Może. Zobaczymy.

W związku z tym, że są to najbardziej nieświąteczne Święta, jakie pamiętam, dzisiaj zaproszę Was na chlebek. Czy też coś w rodzaju chlebka... Kiedy zobaczyłam przepis na wieniec serowy na blogu White plate wiedziałam, że nie będę się długo ociągać z jego przygotowaniem. Składniki mówiły mi, że wyjdzie z tego coś pysznego... I miałam absolutną rację! Powalił nas z C. na kolana swoim smakiem. Jeszcze przed głośnym protestem mojego żołądka, pewnego pięknego popołudnia, zjedliśmy go niemal całego na jedno posiedzenie. Bardzo wyraźny smak sera, zaostrzony cebulką i podkręcony tymiankiem - poezja. Co prawda następnym razem umieściłabym go w tortownicy, żeby zachował kształt (mój się nieco rozpłynął na boki), ale i tak uważam go za wyjątkowo udany wypiek. Idealnie pasował do wiosennej zupy, o której napiszę Wam już jutro.

Wieniec serowo-cebulowy z tymiankiem


Składniki:
(na 1 średniej wielkości wieniec)
  • 200 g mąki pszennej
  • 20 g świeżych drożdży
  • 50 ml letniego mleka
  • 50 ml letniej wody
  • 1 łyżka mleka w proszku
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 łyżeczka cukru
  • 40 g masła

farsz:
  • 150 g sera cheddar
  • 1 czerwona cebula
  • 1 łyżeczka suszonego tymianku
  • sól
  • pieprz

dodatkowo:
  • 1 jajko
  • 1 łyżka mleka

Do miski przesiać mąkę. Zrobić wgłębienie, wkruszyć do niego drożdże. Posypać cukrem, zalać połową mleka wymieszanego z wodą, odstawić na 15 minut.

Do wyrośniętego zaczynu dodać resztę płynów, mleko w proszku i sól. Zagnieść ciasto. 
Masło rozpuścić i przestudzić. Dodać do ciasta. Dokładnie wyrobić gładkie, nielepiące się ciasto.
Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

Ser zetrzeć na tarce o drobnych oczkach, cebulę drobno posiekać. Wymieszać z tymiankiem.

wyrośnięte ciasto jeszcze raz szybko zagnieść. Rozwałkować na prostokąt o grubości 1 cm, posmarować farszem. Zwinąć wzdłuż dłuższego boku w ciasny rulon. Przekroić wzdłuż na pół, zwinąć farszem na wierzch. Uformować wieniec. 
Odstawić do wyrośnięcia na 30-40 minut.

Wyrośnięty wieniec opędzlować jajkiem roztrzepanym z mlekiem, posypać dodatkowo solą i pieprzem. 

Piec w 180 st. C. przez 30-40 minut, aż ciasto będzie złoto-brązowe.
Wystudzić na kratce.

Smacznego!

Jakaś nie w sosie jestem - głowa ciągle mnie boli, smak rumianku zbrzydł mi już całkowicie, i zupełnie nie wiem, co ze sobą zrobić... Może jednak ta pascha poprawiłaby mi humor...?

wtorek, 24 lipca 2012

Rozpieszczam się oliwkami

Od wczoraj pogoda nas rozpieszcza - w okolicach 25 stopni, bez deszczu, bez chmur, za to mnóstwo, mnóstwo słońca. Odbyliśmy już dwa długie spacery po lesie, gdzie, co aż dziwne, nie spotkaliśmy prawie nikogo (czyżby poniedziałek w okolicach dwunastej nie był odpowiednią porą na włóczenie się po leśnych dróżkach?). Cieszymy się każdym promyczkiem słońca nie wiedząc, czy jutro znowu nas zaszczyci swoją obecnością - tak, tak, nauczyłam się żyć z duńską zmiennością pogodową. Co najważniejsze, z pracy nie dzwonili, właśnie więc z dziką wręcz radością myślę o tym, że to już drugi wolny dzień z rzędu. Jutro od szóstej rano, ale tylko sześć godzin, więc to prawie też jak wolne. I jeszcze czwartek... Aż żyć się chce!

Ponieważ C. jednak nie ma tak dobrze i dziś wybył zarabiać na rachunki, stwierdziłam, że będę sobie dogadzać. Czym? Obiadkiem. Jest zupka, ale do zupki przydałoby się jakieś dobre pieczywko. Przeglądając książkę 120 wypieków z serii Z kuchennej półeczki zauważyłam focaccię z czerwoną cebulą i oliwkami. Oliwki uwielbiam, więc nie było się nad czym zastanawiać. Mam nadzieję, że C. też lubi - jakoś do tej pory nigdy go z oliwką nie widziałam...
Wszystko poszło bardzo sprawnie. Przy dzisiejszej temperaturze ciasto pięknie wyrosło w godzinę, później już tylko poukładać dodatki, upiec, i gotowe. I muszę powiedzieć, że w stosunku do tak niewielkiej pracy, jaką włożyłam w przygotowanie, efekt jest godny podziwu. Ciasto jest mięciutkie, lekko chrupiące z wierzchu, cebulka i oliwki nadają mu niesamowity smak. Po prostu rewelacja! Nie tylko jako dodatek do zupy, ale samo w sobie jako przekąska sprawdzi się również znakomicie.

Ciasto wyrabiałam mikserem - jest mięciutkie i sprężyste, i nawet mikser o niewielkiej mocy da sobie z nim radę. Nieco się lepi, użycie miksera znaczą więc ułatwia sprawę. Po wyrośnięciu cała lepkość znika, formowanie placuszków to już sama przyjemność. Polecam - niewielkim nakładem sił i środków można przygotować naprawdę znakomite pieczywko.

Mini focaccie z oliwkami i czerwoną cebulą


Składniki:
(na 4 sztuki)
  • 350 g mąki pszennej
  • 8 g suszonych drożdży
  • 250 ml letniej wody
  • 2 łyżki oliwy truflowej
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli

dodatkowo:
  • 100 g zielonych oliwek
  • 1 duża czerwona cebula
  • 2 łyżki oliwy truflowej
  • 2 łyżeczki suszonego tymianku
  • 1 łyżeczka soli gruboziarnistej

Mąkę przesiać do miski, wymieszać z drożdżami, cukrem i solą. Wlać wodę i oliwę, zagnieść gładkie, lekko lepkie ciasto. 
Odstawić w ciepłe miejsce na 1-1,5 godziny.

Wyrośnięte ciasto podzielić na 4 równe części, z każdej uformować kulę, rozwałkować na okrągłe placuszki. 
Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, odstawić do wyrośnięcia na 20-30 minut.

Cebulę obrać, pokroić w piórka, oliwki odsączyć z zalewy.

Wyrośnięte ciasto posmarować oliwą, na wierzchu ułożyć oliwki i kawałki cebuli, posypać solą i tymiankiem.

Piec w 190 st. C. przez 20-25 minut.
Podawać na ciepło lub zimno.

Smacznego!

Użyłam oliwy truflowej - jej delikatny smak bardzo mi tutaj pasuje. Jednak możecie użyć dowolnej - neutralnej, ale na przykład aromatyzowana chilli czy czosnkiem też świetnie się tu sprawdzą.

Celebrując leniwe popołudnie idę oddać się pochłanianiu deseru i oglądaniu serialu - ruszać będę się jutro...