Kiedyś nie lubiłam ciszy. Czułam się nieswojo, siedząc sama w domu, słysząc każdy najcichszy nawet szelest. Wzdrygałam się, gdy wiatr hulał za oknem, wyjąc potępieńczo; bzyczenie komara urastało do rangi tragedii życiowej.
Lekarstwem było radio. Pierwsza rzecz po przebudzeniu, to wciśnięcie przycisku na magnetofonie. Oczywiście, o ile trzeba było go wciskać, często bowiem przy radiu zasypiałam. Cicha muzyka gdzieś daleko w tle lub całkiem głośna, zagłuszająca rzeczywistość. Obojętnie, czy byłam w domu sama, czy z kimś innym - pomruk radia towarzyszył mi nieprzerwanie.
Niepostrzeżenie, wszystko się zmieniło. Zamiast muzyki wolę ciszę. Brak działającego radia w aucie zupełnie mi nie przeszkadza, nawet, gdy mam do przejechania dużo kilometrów. W domu całe dnie spędzam w ciszy, towarzyszy mi tylko delikatny szum procesora.
Jak to się stało? Nie wiem. Nie zauważyłam tej zmiany; zaszła stopniowo, nie pytając mnie o zdanie. Lubię ten dźwięk, gdy deszcz bębni o parapet, a gałęzie pobliskiego drzewa pukają w okno. Lubię delikatne tykanie zegara; lubię słyszeć, gdy Ptysia stuka pazurkami o podłogę.
I tylko bzyczenie komara nadal doprowadza mnie do pasji...
Bajgle. Znacie? Lubicie?
Ja, szczerze mówiąc, bajgli nie jadłam całe wieki. Gdy więc znalazłam przypadkiem przepis u Kornika, od razu zabrałam się do rzeczy. To znaczy, do czytania przepisu. Potem kilka dni zwlekałam, bo to przedsięwzięcie trzeba sobie dobrze logistycznie rozplanować. Zmieniłam nieco czas i sposób wyrastania, żeby lepiej pasował do mojego porządku dnia. Tak czy inaczej jednak, prace należy rozpocząć dzień wcześniej. I to najlepiej całkiem rano, żeby się odpowiednio ze wszystkim ogarnąć. Osiemnaście godzin wyrastania to bowiem nie przelewki...
Za naszą cierpliwość bajgle odwdzięczą się charakterystyczną skórką i zwartym, sycącym miąższem. Są pyszne! Idealne do kanapek na śniadanie, lunch czy kolację. A może nawet na obiad...?
Bajgle
Składniki:
(na 18 sztuk)
zaczyn:
- 150 g mąki pszennej
- 150 ml letniej wody
- 3 g świeżych drożdży
ciasto właściwe:
- 700 g mąki pszennej
- 350 ml letniej wody
- 2 łyżki miodu
- 1 łyżka soli
- 15 g świeżych drożdży
dodatkowo:
- 3 łyżki mleka
- 25 g białego maku
- 25 g czarnego sezamu
do gotowania:
- 3 l wody
- 1 łyżka miodu
Drożdże na zaczyn rozpuścić w wodzie, dodać mąkę, dokładnie wymieszać. Odstawić w ciepłe miejsce na 8 godzin, żeby zaczyn wyrósł.
Po tym czasie do dużej mąki przesiać mąkę, dodać pozostałe drożdże rozpuszczone w wodzie, miód i cały zaczyn. Zagnieść, dodać sól, wyrabiać jeszcze przez 5 minut.
Ciasto przykryć, odstawić do lodówki do wyrośnięcia na 10 godzin.
Wyrośnięte ciasto jeszcze raz szybko zagnieść, podzielić na 18 równych części. Za każdej uformować kulę. Ułożyć je na blacie obsypanym mąką, przykryć ściereczką i zostawić na 20 minut.
Po tym czasie w każdej bułeczce palcem zrobić dziurkę, kręcić dłonią, aby ją odpowiednio powiększyć. Odłożyć do wyrośnięcia na 40 minut.
W tym czasie zagotować wodę z miodem. Partiami gotować bułeczki, po 1 minucie z każdej strony. Odłożyć na kratkę do obcieknięcia.
Bajgle ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, wierzch posmarować mlekiem i obsypać makiem i sezamem.
Piec w 200 st. C. przez 20-25 minut.
Ostudzić na kratce.
Smacznego!
Do moich bajgli użyłam białego maku i czarnego sezamu - taki miałam kaprys. Zresztą, smak białego maku po prostu uwielbiam! Można użyć tych posypek w bardziej tradycyjnych odcieniach; można też je pominąć lub postawić na coś zupełnie innego.
Najważniejsze, żeby Wam smakowało.
Uwielbiam bajgle, ależ apetyczne:)
OdpowiedzUsuńPrzepis jest świetny,dlatego z chęcią go wypróbuję.Te ciastka wyglądają kusząco;)
OdpowiedzUsuńUważam, że jeśli coś jest pyszne to warte tego czasu, jaki się temu poświęca. Twoje bajgle wyglądają super. Przepis zapisałam. Mam nadzieję je zrobić :)
OdpowiedzUsuńBajgle są najlepsze na świecie<3
OdpowiedzUsuńJa lubię ciszę, ale czasami przyprawia mnie o gęsią skórkę, mam takie dziwne uczucie niepokoju w sobie, ale tylko czasami:)
Dokładnie wiem, o czym mówisz, takie lekkie ściskanie w dołku ;)
UsuńTeż mi się zdarza... :)
Kiedyś słuchałam radia wszędzie, teraz tylko w samochodzie...w domu mi przeszkadza. Fajne bułki! :)
OdpowiedzUsuńPrześliczne!
OdpowiedzUsuńTak zachęcająco opisałaś wykonanie! Na pewno zrobię!
Uwielbiam takie buły :-) i warto się poświęcić dla takich pyszności :-)
OdpowiedzUsuńPyszna klasyka - uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńJa też lubię ciszę. Delektuję się nielicznymi jej chwilami, doceniając do bólu, że nic zbędnego nie brzęczy, trzeszczy czy dudni. I też z wiekiem to do mnie przyszło :) rozumiem Cię wiec doskonale :)
OdpowiedzUsuńTwoje bajgle zapisuję, na pewno zrobię i pochwalę się :)
Uwielbiam bajgle <3 Załapię się na jednego?
OdpowiedzUsuńteż uwielbiam świeże bajgle, szczególnie z moją ulubioną pastą :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam bajgle. Może skuszę się i upiekę??? bo narobiłaś mi wielkiego smaka :)))
OdpowiedzUsuńchyba będę i ja musiała spróbować zrobic w domu
OdpowiedzUsuńJa za radiem nigdy nie przepadałam, natomiast słuchałam dużo swojej muzyki. Zmieniło się to już dawno temu. Wolę cisze w domu zamiast cichego buczenia telewizora i nawet w pracy wolę słuchać dźwięków przejeżdżającego wózka widłowego zamiast rmfu :) to też oszczędne i ekologiczne
OdpowiedzUsuńRobiłam kiedyś bajgle i bardzo nam smakowały, muszę powtórzyć wypiek :D
OdpowiedzUsuńBajgle znam, lubię a nawet robiłam.Twoje chętnie bym przygarnęła.
OdpowiedzUsuńJuż chyba z rok ich nie piekłem! A narobiłaś mi na nie teraz ogromnej ochoty :)
OdpowiedzUsuńPiękne bułeczki! Chętnie wykorzystam przepis :)
OdpowiedzUsuńLubię ciszę ... uwielbiam:) .... co do bajgli to miałam jedno podejście - nieudane niestety:( ....
OdpowiedzUsuńTyle razy już sobie obiecywałam, że w końcu zrobię bajgle, a dotąd się do nich nie zabrałam. A muszą smakować wspaniale, takie jeszcze ciepłe, świeżutkie... Och, ale bym teraz takiego zjadła :)
OdpowiedzUsuńBajgle znałam tylko z nazwy, nie wiedziałam co to jest ;) Co do ciszy, u mnie zawsze musi być wypełniona muzyką i moją córeczką gadułą :P A w samochodzie też zawsze jest radio, po 3 latach przerwy w końcu wsiadłam za kierownicę, jakoś muszę dostawać się do pracy w chłodne, jesienne poranki... rower poszedł już w odstawkę! ;)
OdpowiedzUsuń