Dzisiaj będzie o bułeczkach na śniadanie. I tak, wiem, że bułki słodkie nie są (a przynajmniej nie te), ale wyszły tak dobre, że pomyślałam sobie, że może ktoś chciałby je sobie upiec na sobotnie śniadanie. My jedliśmy je dzisiaj, bo jutro śniadania nie będzie - ja będę w pracy, a C. będzie spał. Może w niedzielę uda nam się jakieś zjeść...
Zacznę jednak od tego, co wydarzyło się przed śniadaniem, czyli wieczoru poprzedniego.
Leżymy sobie w łóżku, ramię w ramię, cali zadowoleni, że dzień już się skończył. Patrzymy w niebo - krzywe okno nad łóżkiem to naprawdę świetna rzecz. C., wpół już śpiąc, mówi mi nagle: Spójrz, przezroczysty lód na szybie.
I tu muszę poczynić dygresję. Otóż C. pod pewnym względem przypomina mi mojego Dziadka - mianowicie, pełen jest mądrości ludowo-życiowych jak on, w stylu: jak mgła się podnosi, będzie padał deszcz; kiedy słońce zachodzi na czerwono, będzie ładna pogoda; jak ptak ćwierka prawą stroną dzióbka to znaczy, że wiosna już blisko. W związku z tym postanowiłam wykazać się czujnością rewolucjonisty, i jak tylko C. wspomniał o przezroczystym lodzie, szybko spytałam: A co to znaczy?
Wybitnie z siebie zadowolona oczekuję odpowiedzi w stylu zima skończy się za trzy dni, zamiast tego jednak C. patrzy na mnie jak na czubka, mruży oczy i mówi (trochę niepewnie, muszę przyznać): Że możesz przez niego popatrzeć...?
Ałć.
Mimo wszystko postanowiłam być i miła, i na śniadanie zaserwowałam ciepłe bułeczki. Połowę upiekłam poprzedniego wieczoru, jak jest podane w przepisie, resztę wstawiłam na noc do lodówki i upiekłam rano - obie partie równie pyszne, a muszę przyznać, że zapach pieczywa rozchodzący się z piekarnika w połączeniu ze świeżą kawą działa wyjątkowo pobudzająco. Polecam więc obie metody.
Przepis znalazłam w Brød fra bagels til knækbrød Görana Söderina i Georga Strachala. Oryginalnie nazywane rundstykker, czyli dosłownie - okrągłe kawałki. Bułeczki wyszły malutkie, okrąglutkie, urocze. Stosunkowo syte. Idealne na leniwe śniadanie. Skusicie się...?
Szwedzkie bułeczki
Składniki:
(na 20 bułeczek)
pierwsze ciasto:
- 300 g mąki pszennej
- 400 ml mleka
- 11 g suchych drożdży
ciasto właściwe:
- 350 g mąki pszennej
- 1 łyżeczka cukru
- 1,5 łyżeczki soli
- 50 g masła
dodatkowo:
- 10 g mąki pszennej
300 g mąki wymieszać z drożdżami, wlać mleko i wymieszać. Wyrabiać mikserem z hakami kilka minut, aż całość dobrze się połączy.
Odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na 1 godzinę.
Masło rozpuścić i przestudzić.
Do wyrośniętego ciasta dodać sól i cukier, partiami wsypywać resztę mąki. Zagnieść ciasto.
Wlać przestudzone masło, wyrobić gładkie, nieklejące się ciasto. Odstawić na 20 minut.
Po tym czasie z ciasta uformować okrągłe bułeczki. Obtaczać je w mące, nieco spłaszczać i układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec w 190 st. C. 10-12 minut.
Wystudzić na kratce.
Smacznego!
Jutro jednak - słowo harcerza! - będzie słodko. I kakaowo. I owocowo też. Mniam!
żeby mnie ktoś zaserwował takie bułeczki na śniadanie:) pysznie wyglądają. Zabawny dialog:)
OdpowiedzUsuńCzy sie skusze? Glupie pytanie!
OdpowiedzUsuńA w madrosciach ludowych bywa sporo prawdy, wiec sluchaj C. uwaznie :)
wprost idealne na sobotnie śniadanko!
OdpowiedzUsuńmniam, mniam, zamarzyło mi się właśnie wczesne wstanie (cud!) i śniadanie :)
OdpowiedzUsuńBajeczne bułeczki!
OdpowiedzUsuńpiękne, smakowite... mniam...
OdpowiedzUsuńMniamuśne :)
OdpowiedzUsuńAch bułeczki, ostatnio kocham bułeczki bo wreszcie mi wychodzą. Twoje są urocze i zgrabne i pewnie bardzo pyszne:-)
OdpowiedzUsuńAle pysznie wyglądają! zazdroszczę takiego śniadania! :)
OdpowiedzUsuń