W poniedziałek w pracy zapachniało Świętami. Thomas zabrał się za pieczenie pierniczków - w ilości hurtowej. Ze swoimi czterema skrzatami zagniatał, wałkował, wykrawał i piekł chyba przez cały dzień. Zapach, który rozchodził się po piekarni sprawiał, że wszyscy nagle zaczęli się szerzej uśmiechać, oddychać głęboko i rozglądać się w okół z lekkim rozmarzeniem w oczach.
A to przecież dopiero początek...
W niedzielę idziemy na pierwszy świąteczny jarmark. Okazuje się, że przeprowadziliśmy się do miejsca idealnego dla świątecznych maniaków (jakimi, nie bójmy się tego przyznać otwarcie, razem z C. jesteśmy). W pałacu i okolicach już od ponad tygodnia stoją choinki, a w zeszły weekend zjechało się całe mnóstwo ludzi. Z tego, co się zorientowałam, atrakcji jest sporo: można odwiedzić warsztat Mikołaja, obejrzeć, jak zapalają światełka na ogromnej choince, kupić skrzaty i inne świąteczne ozdoby, posłuchać chóru i zobaczyć występ Pyrusa - bohatera jednego z adwentowych kalendarzy. Jest ich całe mnóstwo - najróżniejsze historie w bożonarodzeniowych klimatach, podzielone na dwadzieścia cztery krótkie odcinki, wyświetlane codziennie przez cały grudzień, aż do Wigilii. Tego z Pyrusem jeszcze nie widziałam, ale jest to ukochana wersja sióstr C., zjedzie się więc cała rodzina, żeby go obejrzeć na żywo.
Ogromnie jestem podekscytowana - uwielbiam duńskie świąteczne jarmarki! Gløgg, æbleskiver i hygge; sami powiedzcie, czy można się temu oprzeć...?
W związku z tym, że atmosfera mimowolnie zaczyna się robić świąteczna, pierwszy z serii piernikowych przepisów. Znalazłam go w książce Signe Johansen Scandilicious baking, i po prostu nie mogłam się oprzeć. Ciasto nie jest lekkie i puszyste, ale też nie tak ciężkie, jak się spodziewałam. Lekko jakby kleista konsystencja i obłędnie intensywny aromat korzennych przypraw sprawiają, że nie można przejść obok niego obojętnie. Ani poprzestać na jednym kawałku - wciąga bowiem niesamowicie.
No i ten piękny, miodowo-złoty kolor, który wprost zachwyca...
No i ten piękny, miodowo-złoty kolor, który wprost zachwyca...
Z braku świeżego imbiru użyłam mielonego, a zamiast maślanki - ylette. Smakuje troszkę delikatniej niż maślanka, i jest gęstszy - Duńczycy mają tyle wersji zakwaszonego mleka, że naprawdę ciężko je wszystkie ogarnąć... Użyjcie maślanki lub jogurtu naturalnego - wyjdzie tak czy inaczej.
Piernikowe ciasto z imbirem i melasą
Składniki:
(na keksówkę 30x11 cm)
- 125 g masła
- 175 g ciemnego cukru muscovado
- 150 ml melasy
- 250 ml maślanki (ylette)
- 2 jajka
- 175 g mąki orkiszowej
- 75 g mąki orkiszowej pełnoziarnistej
- 2 łyżeczki sody oczyszczonej
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 2 łyżeczki mielonego cynamonu
- 2 łyżeczki mielonego imbiru
- 1 łyżeczka mielonego kardamonu
- 1/2 łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
- 1/2 łyżeczki soli
Formę wysmarować masłem i wyłożyć papierem do pieczenia.
Masło, cukier i melasę podgrzewać w garnuszku, aż wszystko się rozpuści i dobrze połączy. Przestudzić.
Jasną mąkę przesiać, wymieszać z pełnoziarnistą, sodą, proszkiem, przyprawami solą.
Jajka lekko ubić, dodać maślankę, połączyć. Wlać melasę, dokładnie wymieszać. W 2 partiach dodać mąkę, dobrze połączyć.
Gęste ciasto przełożyć do formy, wyrównać wierzch.
Piec w 170 st. C. przez 1 godzinę, 15 minut przed końcem pieczenia przykryć ciasto folią aluminiową, aby zbytnio nie ściemniało.
Przestudzić w formie 15 minut, następnie wyjąć na kratkę i zostawić do całkowitego ostudzenia.
Smacznego!
A ja już się zastanawiam, co upiec na niedzielę, żeby wprowadzić nas w odpowiedni klimat...
Ciacho dodaję do akcji skandynawskiej Mopsika, bo bardziej skandynawskie to już by być nie mogło.
o tej porze roku ciasta pachnące piernikiem to moje ulubione ciasta:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam korzenne zapachy ale i smak tego ciasta musi być wyjatkowy ;)
OdpowiedzUsuńSuper ;) wygląda przepyszne ;)
OdpowiedzUsuńPięknie wprowadzasz w świąteczny nastrój. Powolutku również zaczynam się cieszyć nadchodzącym czasem, najprzytulniejszym i najsłodszym.
OdpowiedzUsuńSzalenie zazdroszczę Ci tych ciepłych światełek na jarmarkach! Musi być pięknie...
Aż do mnie doleciał zapach Świąt;)
OdpowiedzUsuńŁał! U Ciebie czuć już święta :)
OdpowiedzUsuńBajeczne :)
OdpowiedzUsuńAniu ale mi narobiłaś świątecznego apetytu tym duńskim klimatem no i ciastem :)
OdpowiedzUsuńA w Oslo się jeszcze nie zaczęło, ale już ma się na dniach zacząć. Zdecydowanie muszę się wybrać i... upiec takei ciacho;)
OdpowiedzUsuńPierwsza niedziela adwentu w tym roku wypada wyjątkowo wcześnie, więc wszystko się trochę przesunęło... I już od początku listopada na dobre ruszyła machina świątecznego marketingu. I choć zawsze na to narzekam, w tym roku dałam się porwać ;)
UsuńLubię takie wilgotne i aromatyczne ciasta. Jeszcze kilka miesięcy i sobie odbiję ;)
OdpowiedzUsuń