W niedzielę wybraliśmy się na pierwszy w tym roku świąteczny jarmark - Julemarked. Już od momentu przeprowadzki się na niego cieszyłam - historie na temat obchodzenia Świąt w Gram są bowiem szeroko znane. Jest to jedno z tych miejsc, gdzie na punkcie Bożego Narodzenia zwariowani są wszyscy, a że mają możliwości, to puszczają wodze fantazji.
Główną atrakcją jest oczywiście występ Pyrusa, skrzata znanego z kilku adwentowych kalendarzy. Siostry C. go uwielbiają, gdy więc usłyszały, że się wybieramy, zrobiła się z tego wielka rodzinna impreza. Skrzat, powiedzmy sobie szczerze, teraz już nieco podstarzały, nic nie stracił ze swojej charyzmy i dobył publikę wywodem na temat zdrowotności cukru w dziecięcej diecie. Dzieci i dorośli zgodnie śpiewali razem z nim piosenki, a po autografy ustawiła się niewiarygodnie długa kolejka. Zamiast w niej stać, ruszyliśmy jednak na zwiedzanie pozostałych atrakcji. Był warsztat Świętego Mikołaja i możliwość zwiedzenia pałacu, ale nas zaprzątnęły głównie stoiska z dobrem wszelakim. Od typowo świątecznych dekoracji, poprzez napitki i smakołyki, aż po szeroko rozumiane rękodzieło i stoiska praktyczne, acz mało porywające (nie wiem, jak Wy, ale ja na jarmarku świątecznym nie myślę o zakupie nowego alarmu). Zachwyceni, zatrzymywaliśmy się to tu, to tam, każdy chciał dokładniej obejrzeć co innego, więc czas minął nam bardzo szybko. W planie mieliśmy frokost; wyszła z niego raczej kolacja przy świecach, ale nikt nie narzekał. My wzbogaciliśmy kolekcję świątecznych dekoracji o nowego renifera, a kuchenne szafki o wędzoną sól, suszoną aronię, salami i palone migdały, które już niemal całkowicie zniknęły i poważnie rozważam możliwość przygotowania domowych (bo nie może to być przecież aż tak trudne).
Oczywiście, na zaplanowany posiłek przyniosłam z pracy cztery rodzaje chleba (żeby każdemu dogodzić), ale jednocześnie postanowiłam coś upiec, bo dawno żadne pieczywo z mojego piekarnika nie wyszło. Postawiłam na proste bułeczki znalezione w Den store Julebagebog wydanej przez Amo, jednego z największych producentów mąki w Danii. W książeczce można znaleźć całe mnóstwo świątecznych przepisów na pieczywo, ciasta i ciasteczka, a także propozycje dekoracji.
Te akurat bułeczki to lekko tylko zmieniony przepis na bardzo tutaj popularne bułeczki babci, którymi dzieci zajadają się podczas urodzin i wszelkich innych dziecięcych imprez. Ułożone na kształt serca, wyglądają naprawdę uroczo. W książce proponowano udekorować je lukrem, numerami od jeden do dwadzieścia cztery, na podobieństwo adwentowego kalendarza. Ja jednak ten krok pominęłam, gdyż przed podaniem miałam zamiar podgrzać je lekko w piekarniku. Ciepłe, z masłem, smakują wybornie. Takie na kilka kęsów, idealne dla dzieci. Choć i dorosłym ciężko się im oprzeć - zniknęły niemal wszystkie!
Te akurat bułeczki to lekko tylko zmieniony przepis na bardzo tutaj popularne bułeczki babci, którymi dzieci zajadają się podczas urodzin i wszelkich innych dziecięcych imprez. Ułożone na kształt serca, wyglądają naprawdę uroczo. W książce proponowano udekorować je lukrem, numerami od jeden do dwadzieścia cztery, na podobieństwo adwentowego kalendarza. Ja jednak ten krok pominęłam, gdyż przed podaniem miałam zamiar podgrzać je lekko w piekarniku. Ciepłe, z masłem, smakują wybornie. Takie na kilka kęsów, idealne dla dzieci. Choć i dorosłym ciężko się im oprzeć - zniknęły niemal wszystkie!
Polecam Wam je ogromnie.
Bułeczki - serce
Składniki:
(na 24 malutkie bułeczki)
- 500 g mąki pszennej
- 75 g masła
- 25 g świeżych drożdży
- 1 jajko
- 250 ml letniego mleka
- 1 łyżka cukru
- 1 łyżeczka soli
dodatkowo:
- 1 jajko
- 2 łyżki mleka
Mąkę przesiać do dużej miski. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, wsypać cukier i zalać 100 ml mleka. Odstawić na 15 minut.
W tym czasie rozpuścić masło, przestudzić.
Do rozczynu dodać pozostałe mleko i jajko, zagnieść. Dodać sól, powoli wlewać mleko. Wyrobić gładkie, lekko lepkie ciasto. Przełożyć je do wysmarowanej olejem dużej miski, owinąć ją folią spożywczą i wstawić na noc do lodówki lub przykryć ściereczką i odstawić na 1-1,5 godziny w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.
Po nocy w lodówce ciasto wyjąć i zostawić na kuchennym blacie, aż osiągnie temperaturę pokojową.
Wyrośnięte ciasto raz jeszcze szybko zagnieść, podzielić na 24 równe części. Z każdej uformować okrągłą bułeczkę i ułożyć je w kształcie serca na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Zostawić do napuszenia na 20-30 minut.
Jajko roztrzepać z mlekiem, posmarować bułeczki.
Piec w 205 st. C. przez 15-20 minut.
Ostudzić na kratce.
Smacznego!
Przepis dodaję do akcji Mopsika:
u mnie jarmark zacznie się dopiero w pierwszy weekend grudnia,ale gdański na szczęście robi się coraz piękniejszy :)
OdpowiedzUsuńAle pięknie bułeczki wyszły;)
Bułeczki zgrabne i ladne, z masełkiem chyba najsmaczniejsze.
OdpowiedzUsuńPyszności! Chętnie zjadłabym takie jutro na śniadanie:D
OdpowiedzUsuńidealne na walentynki :)
OdpowiedzUsuńGenialne!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa kuchnia skandynawska. Zjadła bym całe takie chrupiące serduszko :)
OdpowiedzUsuńŚliczne, mniam, poczęstowałabym sie z chęcią...
OdpowiedzUsuńTakie bułeczki do obrywania mają swój urok:)
OdpowiedzUsuńFajny pomysł i dla dużych i dla małych. Chciałabym pójść na ten jarmark, bo Twój opis jest bardzo zachęcający, ten skrzat to musi być dla dzieciaków mega atrakcja.
OdpowiedzUsuń