Lubicie horrory?
Ja nie bardzo. W ogóle nie lubię się bać. Jako dziecko oglądałam z Siostrą program, w którym grupka dzieciaków opowiadała sobie straszne historie. Ona, siedem lat młodsza ode mnie, wpatrywała się w ekran z wypiekami na twarzy; ja już w połowie chowałam głowę pod koc.
Dzisiaj pełne krwi i, nie bójmy się tego powiedzieć, raczej obrzydliwe filmy, raczej mnie śmieszą niż przerażają; tych prawdziwych horrorów, które sprawiają, że człowiek zaczyna bać się własnego cienia, z zasady nie oglądam. Jedynie te lekko bajkowe, w gotyckim, że tak to ujmę, klimacie, które są tylko trochę straszne, oglądam z prawdziwą przyjemnością.
W realnym życiu staram się rzeczy strasznych unikać, ale niestety - nie zawsze mi się udaje. A gdy niebezpieczeństwo czyha na mnie we własnym domu, potrafię wpaść w prawdziwą panikę. W sumie, sama się o to nie podejrzewałam...
Na początku mała dygresja: w garażu mam światło z czujnikiem ruchu, który bardzo sprytnie umocowany jest przy drzwiach wyjściowych. Kiedy więc wchodzę do garażu z domu, nie z zewnątrz, muszę przejść całą jego długość, zanim światło się zapali. I to tyle, gwoli wyjaśnienia.
Ubrana więc w zimową kurtkę, czapkę z pomponem i kozaki, wchodzę do garażu o wpół do piątej rano. Ciemno jak w grobie, tylko lekko jaśnieje prostokąt drzwi. A do moich uszu dochodzi cichy dźwięk, takie szur szur po podłodze. W ułamku sekundy w mojej głowie pojawiła się myśl: mysz. A zaraz po niej, jeszcze bardziej niepokojąca: szczur. Więc, przerażona do szpiku kości (przecież mógł mi już między nogami przemknąć do domu!), wrzasnęłam. Z całej siły, wyrażając cały przestrach, który mnie ogarnął. Był to krzyk z cyklu morderca mnie morduje, tudzież mamy w domu szczura. Sama siebie nie podejrzewałam, że mogłabym tak rozdzierająco krzyczeć.
Sekundę potem usłyszałam, jak C. biegnie mi na pomoc, po drodze omal nie zabijając się o krzesło, które po niedzielnych gościach ostało się na środku salonu. Wpadł do garażu półnagi, czerwony i zdyszany, przerażony chyba jeszcze bardziej niż ja. Ja tymczasem już wtedy, lekko nieprzytomnym wzrokiem, wpatrywałam się w sprawcę całego zamieszania: kawałek styropianu, który C. nieopatrznie zostawił na mojej porannej ścieżce. Kopnęłam go, wcale tego w zimowych butach nie zauważając, a on zaszurał zupełnie niewinnie, doprowadzając mnie niemalże do histerii...
Po wszystkim C. stwierdził, że ja to chyba nigdy szczura nie słyszałam. Zgodnie przytaknęłam; nie słyszałam i wcale słyszeć nie chcę.
Styropian w zupełności wystarczy...
Na deser mam za to zupełnie niestraszny sernik. Na spodzie z czekoladowych pierniczków, z kremową, dość ciężką masą waniliową i delikatnym, lekko wręcz wytrawnym (bo bez dodatku cukru) musem czekoladowym z dodatkiem przyprawy do piernika.
Przyznam się Wam, że ten sernik mi się niedawno przyśnił - właśnie takie połączenie smaków. Oczywiście, po przebudzeniu go dopracowałam, a później przygotowałam według sennych wskazówek. Wyszedł naprawdę pyszny i bardzo elegancki; dzięki pierniczkowym smakom świetnie się sprawdzi na świątecznym stole.
Spróbujecie?
Sernik waniliowy z musem czekoladowo-pierniczkowym
Składniki:
spód:
- 155 g pierniczków czekoladowych bez lukru
- 60 g masła
masa serowa:
- 200 g serka mascarpone
- 400 g serka kremowego
- 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
- 200 g mleka skondensowanego słodzonego
- 4 jajka
mus czekoladowo-piernikowy:
- 250 ml śmietany kremówki (38%)
- 90 g ciemnej czekolady (58%)
- 1,5 łyżeczki przyprawy do piernika
dodatkowo:
- 1 kostka białej czekolady
- laska cynamonu
- 2 gwiazdki anyżu
Pierniczki drobno pokruszyć. Masło rozpuścić, przestudzić, wymieszać z pierniczkami. Masą wyłożyć spód i boki formy do 1/3 wysokości. Schłodzić w lodówce przez 20 minut.
Podpiec w 180 st. C. przez 12 minut, przestudzić.
Mascarpone, serek kremowy, ekstrakt, mleko i jajka dokładnie wymieszać, tylko do połączenia składników. Wylać na podpieczony spód, wyrównać wierzch.
Piec w 180 st. C. przez 15 minut, następnie zmniejszyć temperaturę do 140 st. C. i piec kolejne 30-40 minut.
Ostudzić w zamkniętym piekarniku.
75 ml kremówki zagotować z dodatkiem przyprawy do piernika. Zalać nią posiekaną czekoladę, wymieszać aż do jej rozpuszczenia. Pozostałą kremówkę ubić, delikatnie połączyć z czekoladą.
Mus wyłożyć na całkowicie ostudzony sernik, wyrównać wierzch. Schłodzić w lodówce przez 4-5 godzin.
Przed podaniem udekorować startą białą czekoladą, laską cynamonu i gwiazdkami anyżu.
Smacznego!
Sernik bierze udział w konkursie na blogu Słodko i wytrawnie:
Styropian potrafi narobić zamieszania :)
OdpowiedzUsuńA sernik mistrzowski :)
z tej styropianowej przygody byłby ciekawy wątek do jakiegoś filmu:)
OdpowiedzUsuńa serniczek - marzenie!
apetyczny serniczek
OdpowiedzUsuńNo i zapachniało świętami i pysznym sernikiem.
OdpowiedzUsuńHihi, zawiało grozą ;) Dobrze, że na ratunek moze przyjść taki pyszny sernik :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękny, jaki równiutki, nic nie opadł , mistrzostwo, genialny ;))
OdpowiedzUsuńSernik wygląda dumnie! Ja też oglądałam ten serial o strasznych historiach! Wciąż pamiętam odcinek o domku dla lalek!
OdpowiedzUsuńjakie świąteczne smaki już u Ciebie:) a przygoda ze styropianem mnie ubawiła:)
OdpowiedzUsuńHahah opowieść naprawdę mocna, pewnie mój krzyk brzmiałby podobnie, tyle że ja dodatkowo bym uciekła ;D
OdpowiedzUsuńSernik brzmi pysznie, zwłaszcza, że jestem ich ogromną fanką :) Wiesz, że miałam w planie właśnie pierniczkowy? Podałaś mi go na tacy :)
Kto by pomyślał, że styropian potrafi nabawić tyle strachu! Jednak gdybym miała się wystraszyć dla kawałka takie seronika, powiedziałabym - czemu nie! Wygląda cudnie. Serniki kocham miłością nieskończoną, także zapisuję i będę testować <3 Powiedz tylko, ten serek, to taki z wiaderka?
OdpowiedzUsuńJa użyłam Philadelphii. Może być z wiaderka, tylko taki"porządny" :)
UsuńFantastyczny sernik, smaki cudne :)
OdpowiedzUsuńMnie horrory śmieszą, a taki sernik to by mnie z pewnością ucieszył ;)
OdpowiedzUsuńO, ten mus piernikowy musi być bajeczny :)
OdpowiedzUsuńMniam! uwielbiam piernikowe klimaty,więc ten sernik to ideał dla mnie :) pyszności :)
OdpowiedzUsuńA horrorów i brutalnych filmów nie lubię, wystarczy że rzeczywistość jest mometami straszna...
Jak świątecznie się zrobiło za sprawą Twoje sernika, ja koniecznie muszę już ruszyć ze świątecznymi przepisami, a wydaje się że to tyle czasu jeszcze, a szybko przeleci :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń