Muszę się Wam do czegoś przyznać: dzisiejszy dzień mocno mnie zaskoczył. Jeśli przypadkiem nie zerknęliście do kalendarza, podpowiem: dziś właśnie mamy pierwszy dzień jesieni. Spodziewałam się więc wiatru, deszczu i obezwładniającej człowieka szarości. W zamian dostałam przyjemnie ciepły, troszkę nawet słoneczny dzień, zachęcający do dłuższego spaceru z Ptysią.
Wygląda na to, że jesień jest dla nas zdecydowanie łaskawsza niż lato...
Nieodłączne atrybuty jesieni to rozbijające o chodniki swe kolczaste skorupki kasztany, żołędziowe ludziki i jarzębinowe korale. Te ostatnie zna chyba każda dziewczynka. Pamiętam wyprawy do parku, kiedy Dziadek sięgał po te najokrąglejsze jarzębinowe kuleczki, hen wysoko! Niemal do nieba. Albo brał mnie na barana, żebym sama mogła do nich dosięgnąć; przez chwilę poczuć się jak olbrzym.
Znosiliśmy je do domu w plastikowych woreczkach, z których rozsypywały się po stole i pod stołem. Babcia wyręczała igłę - grubą cerówkę - przestrzegając, abym nie ukłuła się w palec. Do tego nitka, i zabawa na długie godziny gotowa. Mozolnie nawlekałam jarzębinowe korale, tworząc niekończące się sznury. Pierwszy dla mnie (ach, ta dziecięca samolubność!), następny dla Babci, i jeszcze jeden dla Mamy. A później kolejny dla małej Siostrzyczki; gdy próbowała je zjadać, wywoływała we mnie najszczerszą rozpacz.
Ostatnio znów wybrałam się zbierać jarzębinowe korale. Tym razem jednak nie skończyły nanizane na nitkę, ale... W garnku.
Bo, nie wiem, czy wiecie (ja jeszcze niedawno nie wiedziałam), że jarzębina jest jadalna...?
Od jakiegoś już czasu intrygował mnie pomysł przerobienia jarzębiny na dżem; to taka niecodzienna propozycja, prawda...? A jak wiecie, takie właśnie uwielbiam.
Uzbierałam cały worek, który następnie radośnie przekazałam C. w celu pozbycia się wszelkich intruzów. Gdy już przestał się ruszać (worek, nie C.), cierpliwie oberwałam korale z gałązek, a następnie zamroziłam na trzy doby, co podobno ma zniwelować smak goryczy. Część przerobiłam na dżem, a część... Ach, powiem Wam innym razem!
Dżem wyszedł bardzo oryginalny. Mimo sporej ilości cukru i dodatku jabłka - nadal gorzkawy. Nie nadaje się na kanapki dla dzieci, ale będzie stanowił intrygujący dodatek do deski serów. Myślę, że nawet na dystyngowanych gościach zrobiłby wrażenie. Sama jeden słoiczek już wykorzystałam, kolejne dwa czekają na moją inwencję i... Czas. Bo ostatnio mam go zaskakująco mało.
Dżem jarzębinowo-jabłkowy
Składniki:
(na 3 słoiczki)
- 500 g jarzębiny
- 200 g jabłek
- 300 g cukru trzcinowego
- sok z 1/2 cytryny
- 100 ml wody
Oberwane owoce jarzębiny zamrozić na przynajmniej 48 godzin.
Jabłka obrać, wyciąć gniazda nasienne, pokroić w kostkę. Umieścić w garnku razem z przemrożoną jarzębiną, cukrem, sokiem z cytryny i wodą. Zagotować.
Gotować na małej mocy palnika, aż owoce zmiękną, a dżem zgęstnieje (dłużej gotowany dżem będzie gęstszy).
Gorący dżem przełożyć do wyparzonych słoiczków, zakręcić. Słoiki ustawić do góry spodem do całkowitego wystygnięcia dżemu.
Smacznego!
Przepis to miks tego, co znalazłam w internecie. Naczytałam się na ten temat sporo; w końcu zrobiłam po swojemu. Chciałam, żeby smak jarzębiny był dominujący, ale nie przytłaczający, i chyba mi się udało. Jest to jednak jeden z tych nieopisywalnych smaków, które się kocha albo nienawidzi.
Spróbujcie koniecznie, jarzębiny wszędzie bowiem w bród!
Nigdy nie próbowałam, ale po tym opisie, kto wie, może się skuszę i zrobię :)
OdpowiedzUsuńNie jadłam nigdy jarzębiny,ale teraz mam ochotę na taki dżem :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam się, że byłam dzisiaj bardzo, ale to bardzo zaskoczona kiedy ktoś mi dzisiaj przypomniał, że to pierwszy dzień jesieni. nawet w pierwszym momencie nie za bardzo mogłam skojarzyć o co tej osobie chodzi:). A jesień pokazuje nam na dzień dobry co ma w zanadrzu, żeby nas gnębić - deszcz i ponuractwo i dość niską temperaturę. jednak mojego Kacperonka nic nie jest w stanie zniechęcić do spaceru, więc rano dokonał spektakularnej ucieczki kiedy mój małżonek wychodził z mieszkania i z prędkością błyskawicy zbiegł 3 pietra w dół. Całe szczęście drzwi od klatki były zamknięte, więc się zatrzymał. No i co pozostało właścicielce tak zdesperowanego kotka? Puszorek, smyczka i jazda na dwór:). Jesli chodzi o jarzębinę, to jestem zaskoczona informacją, że można ją jeść na równi z newsem o pierwszym dniu jesieni. Czy smak jest może podobny do konfitury z borówki lub żurawiny?
OdpowiedzUsuńJa bym żurawinę porównała do żurawiny, ale jej smak jest bardziej gorzki, intensywniejszy. Ciężko mi go opisać, bo nigdy wcześniej czegoś takiego ie jadłam :)
UsuńTo chyba nie pozostaje mi nic innego jak samej wypróbować i przekonać się o smaku na własnej skórze, a raczej języku;)
UsuńZapomniałam napisać, że bardzo mi się podoba stylizacja słoiczka:).
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńEch, jesień... taka smutna pora roku :)
OdpowiedzUsuńDawno już nie widziałam nigdzie jarzębiny - pozostały tylko wspomnienia z wakacji na wsi z dzieciństwa. :)
OdpowiedzUsuńDopiero niedawno się dowiedziałam, że jarzębina jest jadalna :) Ale jeszcze nie próbowałam
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam okazję go spróbować bo moja znajoma robi ten dżem co roku. Powiem że mi bardzo smakował. Nie robiłam go jeszcze bo zawsze mnie obdarowuje kilkoma słoiczkami :-)
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiałam robić korale z jarzebiny :) dzięki Tobie wróciły wspomnienia.
OdpowiedzUsuńPrzyszedł też czas na dżem ale stwierdziłam,że chyba za krótko mrozilam jarzębinę bo faktycznie była gorzkawa
Ja moją mroziłam przez trzy doby. Drugą porcję trzymałam w zamrażarce przez tydzień, i, szczerze mówiąc, nie zauważyłam w smaku dużej różnicy. Wydaje mi się, że na tym właśnie jarzębinowy urok polega :) Tak jak cytryna jest kwaśna, tak jarzębina będzie gorzkawa. Efektywniej będzie chyba pobawić się z dodatkami, żeby ten smak nieco zniwelować :)
UsuńA ja mam nawet w ogrodzie tuż pod nosem i nawet nie po myslalam o jej przerobieniu. Ładnie wygląda za oknem ale tak mnie zaciekawiłas że chyba sprawdzę jak będzie się prezentowała w słoczku no i na talerzu;)
OdpowiedzUsuńJesień jest cudowna, czasem niestety za bardzo smutna, ale i tak ją uwielbiam:))
OdpowiedzUsuńDżemu z jarzębiny jeszcze nie jadłam, ale mam słoik w spiżarni, myślę, że świetnie pasowałby do jakiejś pieczeni:))
Pamiętam jak w szkole podstawowej robiliśmy dżemy z jarzębiny :) Dzięki za przypomnienie, bo ten dżem, o ile dobrze pamiętam, był wyśmienity!! :)
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia, a dżem na pewno pyszny. My też robiliśmy w podstawówce i do tej pory go pamiętam :)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że jarzębina jest jadalna po przemrożeniu ... ale nigdy jeszcze nic zniej nie jadłam:) ....
OdpowiedzUsuńZ jarzębiny wychodzą smakowite dżemolady :)
OdpowiedzUsuńZaskakujący dżem, nigdy się z takim nie spotkałam, ciekawi mnie i to bardzo :)
OdpowiedzUsuńSzczerze - nigdy nie próbowałam jarzębiny. Wyobażałabym sobie bardziej jej smak jako kwaśny a nie gorzki ;)
OdpowiedzUsuńWow jaki pomysł! Nigdy bym nie wpadła :)
OdpowiedzUsuńWpisuję na moją listę do wypróbowania :-) dziękuję za inspirację :))
OdpowiedzUsuńIntrygujący przepis! Nigdy nie przetwarzałam jarzębiny, choć wiem, że jest jadalna :)
OdpowiedzUsuńJakoś nadejście tegorocznej jesieni mi umyka...A Twój słoiczek z jarzębiną bardzo mnie zaciekawił. Nigdy nie jadłam tych owoców i jestem gotowa ich spróbować;-)
OdpowiedzUsuńO jeszcze takiego przysmaku nie jadłam, koniecznie muszę skorzystać z przepisu
OdpowiedzUsuńciekawa jestem jak smakuje, pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńMówisz, że jarzębina? Trochę się boję, ale może spróbuję :-)
OdpowiedzUsuńNie próżnujesz, tylko spiżarnię szykujesz
OdpowiedzUsuńUwielbiam zarówno jarzębinę jak i żurawinę, jako dodatek do pieczonych mięs!
OdpowiedzUsuńCudowny dżem! Jeszcze nigdy nie przygotowywałam dżemu z jarzębiny...mam jedno pytanie czy przed wykonaniem jarzębinę należy rozmrozić?
OdpowiedzUsuńNie trzeba, palnik sobie szybciutko z zamrożoną jarzębiną poradzi :)
Usuń