Lubię robić muffiny. Szybkie, bezproblemowe, każdemu smakują. Mniej kręcą mnie minimuffiny, które trzeba upychać w tych minipapilotkach... Co czasami wcale nie jest takie proste. Niemniej, zdarza się, że podejmuję wyzwanie.
Tym razem motywacją stała się reszta kremu od tortu (któremu nie zdążyłam zrobić zdjęć, a szkoda, bo wyszedł naprawdę smaczny; ale... Co się odwlecze... Taki dobry był, to zrobię jeszcze raz, może nawet tutaj, w Polsce), której nie chciałam wyrzucać. Ogólnie to zawsze mam problem, gdy robię krem maślany na bezie szwajcarskiej. Używam go tylko do posmarowania boków i wierzchu tortu pod masę cukrową. Z dwóch białek jest za mało, z trzech - zawsze sporo zostaje. Ech...
Zostałam więc z miseczką różowego kremu, który w zasadzie mi smakuje. Jest, i owszem, trochę ciężki i lekko tłusty, ale przy tym mocno truskawkowy. Mniam. Zastanawiałam się, co by do niego pasowało... Aż w końcy wymyśliłam - czekolada. Sięgnęłam więc po 1 mix, 100 muffins Susanny Tee, zmieniłam formę z dużej na małą, i upiekłam całą blaszkę czekoladowych maleństw. Udekorowałam kremem i cukrową posypką, i zabrałam na dziecięce urodziny. Okazały się hitem - dla dzieci takie małe słodkości są dużo bardziej interesujące niż tort. A mały Dominik, chociaż stwierdził, że krem jest niedobry, zjadł cztery sztuki. Z kremem. Hmm... Chyba jednak nie był taki najgorszy.
Minimuffiny czekoladowe z kremem truskawkowym
Składniki:
(na 22-24 sztuki)
- 140 g mąki pszennej
- 30 g kakao
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1/8 łyżeczki soli
- 60 g ciemnego brązowego cukru
- 1 jajko
- 125 ml mleka
- 45 ml oleju
krem:
- 85 g miękkiego masła
- 1 białka
- 70 g cukru
- 70 g truskawek
- 15 ml wody
- 1 łyżka soku z cytryny
dodatkowo:
- cukrowe perełki do dekoracji
Mąkę przesiać z kakao do dużej miski, wymieszać z cukrem, solą i proszkiem.
Jajko roztrzepać, wymieszać z mlekiem i olejem.
Mokre składniki wlać do suchych, wymieszać tylko do połączenia składników.
Masę przełożyć do formy na minimuffinki wyłożonej papilotkami.
Piec w 180 st. C. 20-25 minuty, do suchego patyczka.
Ostudzić na kratce.
Przygotować krem maślany:
Truskawki umyć, oberwać listki. Włożyć do garnka z wodą i sokiem z cytryny, zagotować. Zmniejszyć ogień; gotować, często mieszając, aż owoce się rozpadną, a większość płynu odparuje. Zdjąć z palnika, ostudzić. Zmiksować na gładką masę.
Białka z cukrem umieścić w szklanej misce, ustawić na kąpielą wodną i mieszać, aż do rozpuszczenia cukru. Zdjąć z kąpieli, przelać do większej miski i ubijać przez 10 minut, aż białka całkowicie ostygną i będą sztywne i lśniące. Partiami dodawać miękkie masło, ubijając na najniższych obrotach miksera. Krem się zważy, a później stanie się gładki i smarowny. W tym momencie dodać całkowicie ostudzone puree z truskawek, połączyć.
Krem przełożyć do rękawa cukierniczego z końcówką w kształcie gwiazdki, wycisnąć na babeczki. Udekorować cukrowymi perełkami.
Smacznego!
Przypomniałam sobie teraz o tych muffinkach. Dobre były. Hmm...
Głodna jestem.
Jakie śliczne ! Chętnie bym po takim ciężkim dniu takie wciągnęła
OdpowiedzUsuńD:
Bardzo fajny przepis :) Na pewno spróbuję :)
OdpowiedzUsuńPs. Zapraszam na mojego bloga kulinarnego: http://ugotujrazemznami.blogspot.com/
takimi słodkimi maleństwami mogłabym się zajadać cały dzień
OdpowiedzUsuńWyglądają przeuroczo :)
OdpowiedzUsuńŚliczności:)
OdpowiedzUsuńJakie maleństwo, urocze :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem . Prześliczne te muffinki a smakują pewnie nieziemsko
OdpowiedzUsuń