wtorek, 24 października 2017

O prądowych pieszczotach, czyli lepsze coś niż nic. I placuszki z figami

Z C. widujemy się rzadko. Niby razem mieszkamy, niby nawet jesteśmy po ślubie, ale wszystko zostało po staremu. On pracuje popołudniami, ja nocami i porankami, i tak się w tym naszym wspólnym życiu mijamy. Ale nie narzekam; przynajmniej trochę potrwa, zanim się sobą znudzimy. 
Ostatnio w pracy z zakamarków zaplecza wyciągnęliśmy podgrzewacze do czekolady. Nie mam pojęcia, czy tak to się naprawdę po polsku nazywa (ale to już temat na inny wpis); chodzi mi o garnki z wbudowaną grzałką. Podłącza się taki do prądu przed pójściem do domu, na nim ustawia miskę z czekoladą, a rano czekolada o temperaturze czterdziestu pięciu stopni czeka cierpliwie na zatemperowanie. Problem pojawił się w momencie podłączania... Ja wtyczkę do gniazdka, a gniazdko: bzzzt! Przepływający prąd poczułam aż w łopatce! Szczerze mówiąc, nie pamiętam, żeby kiedyś mi się coś takiego przytrafiło. Dla tych, którzy mają jakieś wątpliwości: zdecydowanie nie polecam.
Choć ponoć zawsze lepsze coś niż nic...

W domu zrzędziłam przez dwa dni tak, że w końcu C. zaproponował wizytę u lekarza. Ale wiecie, jacy są duńscy lekarze; polecają picie gorącej herbaty w dużych ilościach i spanie przy otwartym oknie, a jeśli pacjent jest w stanie niemal agonalnym - penicylinę. Odpuściłam więc temat, jęczeć przestałam, a następnego dnia i tak samo przeszło.

Choć, muszę przyznać, do naszych podgrzewaczy podchodzę teraz bardzo nieufnie.

Tymczasem, jako że tradycja wolnego wtorku obowiązuje, mam dla Was propozycję na pyszne, leniwe śniadanko.
Przygotowałam je z ostatnich już chyba w tym roku fig (wszystko, co dobre, szybko się kończy...). I choć ten sezon wykorzystałam w pełni, to i tak, myślę sobie, mogłabym przygotować coś jeszcze... Wracając jednak do placuszków; dzięki dodatkowi karmelowego budyniu i ciemnego cukru mają cudowny, karmelowy posmak, świetnie się z figami komponujący. Są puszyste, delikatne i nie bardzo słodkie, co nadrabia daktylowo-orzechowy syrop, który został mi po budyniu ryżowym. Całość wyszła naprawdę znakomita; jeśli macie pół godziny na przygotowanie śniadania, polecam Wam ogromnie!

Placuszki budyniowo-maślankowe z figami i syropem daktylowo-orzechowym


Składniki:
(na około 15 placuszków)
  • 200 g mąki pszennej
  • 65 g budyniu karmelowego (proszek)
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 35 g ciemnego cukru muscovado
  • 1 jajko
  • 300 g maślanki
  • 30 ml oleju
  • 2-3 figi

dodatkowo:

Mąkę przesiać z sodą, wymieszać z budyniem i cukrem.
Jajko roztrzepać, dodać maślankę i olej, połączyć.
Dodać mokre składniki do suchych, dokładnie wymieszać.
Figi umyć, osuszyć, pokroić na średniej grubości plastry.

Na rozgrzaną patelnię wykładać porcje ciasta (około 1 łyżki), smażyć na złoty kolor. Na wierzchu układać po plasterku figi, obracać na drugą stronę, również smażyć na złoty kolor.

Podawać z syropem daktylowo-orzechowym.

Smacznego!


Ja tymczasem czekam, aż nieco się rozjaśni; na popołudnie zapowiedzieli się goście, więc muszę posprzątać. Ale jak niby mam umyć podłogę w tych październikowych ciemnościach...?

7 komentarzy:

  1. Też mam ostatnio szał na placki i figi Fajne dodatki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczne śniadanie, prawdziwa uczta dla podniebienia i oczu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. wspaniałe placuszki, aż chce się jeść:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pychotki. Za figami szczególnie tymi surowymi nie przepadam, ale placuszki zjadła bym chętnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Placki to jedno z naszych ulubionych dań. A z figami muszą smakować wybornie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Takie placuszki to ja chętnie teraz, już, zaraz :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, jak ja lubię wszelkie placuchy:)

    OdpowiedzUsuń