wtorek, 18 lipca 2017

Szalona wyprawa C. i brownie. Z wiśniami i chałwą

O tym, że zmieniłam Niemca na Francuza, już Wam pisałam. Nie wspomniałam jednak, co było przyczyną tak zdecydowanego kroku. Odpowiedź jest prosta: rdza. Zżera biednego mercusia od spodu niczym wygłodzona mysz. A Duńczycy to naród specyficzny, rdzy nie tolerujący. Gdy nadszedł więc w końcu tak przerażający nas moment, czyli przegląd, zgodnie z naszymi najczarniejszymi przewidywaniami, autko go nie przeszło. I nie przejdzie, póki rdzy nie usuniemy. Do ostatniej, najmniejszej plamki. 
Oczywiście, koszt takich zabiegów w Danii przekracza - i to znacznie - wartość samochodu. C. jednak czuje się z nim związany bardzo grubym emocjonalnym sznurkiem, stwierdził więc, że działania podejmiemy w Polsce. Wiązało się to z karkołomną wyprawą, którą odbył w zeszły weekend. Nocna jazda do moich Rodziców, zostawienie autka pod pieczą Taty i powrót busem. 
I tu zaczynają się schody...

Kiedy w końcu udało mi się znaleźć firmę, której pracownicy chcieli ze mną rozmawiać w miarę przystępny sposób, byłam zachwycona. Ustaliliśmy odjazd na niedzielę między ósmą a dziewiątą, i wszystko byłoby pięknie, gdyby przed szóstą C. nie dostał smsa z lakoniczną informacją, że odjazd, z uwagi na awarię busa, opóźni się o pięć godzin.
Na tę wieść uniosłam brew w wyrazie irytacji, i czym prędzej sięgnęłam po telefon, żeby się w sprawie rozeznać. Pani, która wcześniej była bardzo miła, w niedzielę o siódmej rano nagle stała się dość nieprzyjemna i burkliwa. Na moje pytanie, co się właściwie dzieje odparła, że bus się zepsuł i trzeba sprowadzić nowy. Z Koszalina. Aha. Czy w takim wypadku mają przewidziane zniżki dla klientów? Oczywiście, że nie - niemal krzyknęła moja rozmówczyni z wyraźnym oburzeniem. Przecież to wypadek losowy, i co niby oni mają na to poradzić...? Na usta cisnęła mi się riposta, że trzymanie zapasowych busów na miejscu, zamiast na drugim końcu Polski, byłoby całkiem niezłym początkiem... 
I żebyście nie zrozumieli mnie źle - nie chodzi mi o to, że nagle chciałam zaoszczędzić. Ale gdyby pani zaproponowała, choćby i najdrobniejszą, rekompensatę, miałabym wrażenie, że zależy jej na kliencie. Zamiast tego burczała na mnie rozeźlonym głosem, co sprawiło, że pomyślałam, że albo takie sytuacje zdarzają się tak często, że nie mogą pozwolić sobie na straty z tym związane, albo swoich klientów mają po prostu w nosie. I jedna, i druga opcja sprawiły, że z pewnością już z ich usług korzystać nie będę.
Czarę przepełnił fakt, że kierowca, mimo solennych zapewnień wtedy jeszcze miłej pani, po angielsku potrafił wybąkać ze dwa zdania, co według mnie płynną angielszczyzną nie jest. Biedny C. zupełnie nie potrafił się z nim dogadać; na szczęście jeden z pasażerów przyszedł mu z pomocą. 
Nie jest lekko, oj nie...
Albo to może ja jestem zbyt wymagająca...?

Czekając na C. pomyślałam, że umilę mu powrót do domu ciastem. Zbiegło się to ze wspólnym wiśniowym gotowaniem, sięgnęłam więc po przepis z bloga Ginger & honey, który kusił mnie od dawna. Połączenie kleistego, intensywnie czekoladowego brownies z kwaskowatymi wiśniami i słodką chałwą jest obłędne. Sprawdziłam już to połączenie w torcie urodzinowym i wiedziałam, że się nie zawiodę. Ciasto wyszło bardzo wyraziste w smaku, z odpowiednio zbalansowaną słodyczą i głębokim smakiem. I mimo, że dość ciężkie, nie sposób oprzeć się dokładce...

Po przepisy na inne smakołyki z wiśniami koniecznie zajrzyjcie do MirabelkiAni i Mopsika.

Brownie z wiśniami i chałwą


Składniki:
(na formę 20x20 cm)
  • 75 g ciemnej czekolady (70%)
  • 75 g mlecznej czekolady
  • 115 g masła
  • 20 g kakao
  • 70 g cukru
  • 3 jajka
  • 95 g mąki pszennej
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/4 łyżeczki soli
dodatkowo:
  • 115 g wydrylowanych wiśni (mogą być ze słoika)
  • 100 g chałwy
Czekolady posiekać, umieścić w garnuszku razem z masłem, rozpuścić. Zdjąć garnek z palnika, dodać kakao i cukier, wymieszać. Po jednym wbijać jajka, dokładnie mieszając po każdym dodaniu (najlepiej trzepaczką). 
Mąkę przesiać z proszkiem, wymieszać z solą, dodać do masy czekoladowej. 
Przelać masę do formy, na wierzchu ułożyć wiśnie, na nie pokruszyć chałwę.

Piec w 170 st. C. przez 20-25 minut.
Ostudzić.

Smacznego!


Przepis dodaję do akcji Mirabelki:

11 komentarzy:

  1. Nie jesteś zbyt wymagająca. Koszmarna sytuacja, współczuję.
    Smakowicie wygląda to ciasto :) A foremka skradła moje serce ;)
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Uważam, że nie jesteś zbyt wymagająca, a umilenie powrotu ciastem było świetnym pomysłem. Ciasto wygląda pysznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. kupiłaś mnie tym ciachem :0

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekolada i chałwa musiały wspaniale zrównoważyć kwasowość wiśni. Świetne!

    OdpowiedzUsuń
  5. Gin-oczywiście że nie jesteś zbyt wymagająca....a to ciacho z wiśniami i chałwą...połączenie wprost wymarzone...pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  6. To ciasto będzie moją nową obsesją. Muszę jakoś dożyć do weekendu, by wypróbować ten przepis :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i masz. To wszystko przez Ciebie ;-)
      https://gebawniebie.blogspot.com/2017/07/brownies-z-wisniami-i-chawa.html

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że smakowało :) Jeśli tak, winę biorę na siebie bez protestów ;)

      Usuń
  7. Och, jak ja dawno brownie nie jadłam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie takie babska strasznie denerwują, nie wiem czy zachowałabym stoicki spokój, no chyba ze z obietnicą kawałka takiego brownie

    OdpowiedzUsuń