Kiedy człowiek się zakochuje, czuje motyle w brzuchu, a na świat patrzy przez różowe okulary. Wszystko staje się lepsze, piękniejsze i bardziej interesujące, gdy przebywamy w towarzystwie tej jedynej, najważniej osoby. Przestaje liczyć się praca, której przecież nawet nie lubimy, szef - zgred, na którego temat mogliśmy narzekać godzinami; przyjaciele zostają zepchnięci na dalszy tor, a jedyne, na czym naprawdę nam zależy, to wyrwać światu jeszcze tylko jedną godzinę razem.
Kto twierdzi inaczej, nigdy nie był zakochany. Pierwszy etap to czyste szaleństwo, burza hormonów, nad którą ciężko zapanować. Wtedy wszystko przychodzi łatwo i jakby samo z siebie - bukiet krwistoczerwonych róż, złota bransoletka, słodki pluszach z sercem w wciągniętych łapkach. Wstajemy dwie godziny wcześniej niż zwykle, rześcy jak skowronki, i przygotowujemy naleśniki na śniadanie, bo to przecież jego/jej ulubiony sposób na rozpoczęcie dnia. Zdarza się, że chodzimy jak zombie, ledwo przytomni i otumanieni, a mimo to weseli, jakbyśmy właśnie opróżnili butelkę najlepszego szampana. Bąbelki uderzają nam do głowy z taką siłą, że nie da się ich zatrzymać.
Z czasem jednak wszystko to mija. Ten, kto twierdzi inaczej, nigdy nie przetrwał w jednym związku dłużej niż parę miesięcy. Tak to już jest, że rzeczywistość dochodzi do głosu; szef - tyran nie pozwala na bujanie w obłokach, przyjaciółka stanowczo domaga się uwagi, bo właśnie rozpadł się jej związek, a stos nieprzeczytanych książek przy łóżku nagle objawia się w zupełnie innym świetle. Potrzeba snu wygrywa z potrzebą bliskości. Jest to naturalna kolej rzeczy; życie, chciałoby się powiedzieć.
W tym momencie stajemy przed wyborem: czy mimo wszystko ta osoba, która jawiła nam się niczym najromantyczniejszy bohater, a okazuje się, że zostawia brudne skarpetki na podłodze w łazience i nigdy, ale to nigdy nie wstawia kubka po kawie do zmywarki, jest jednak warta zachodu? Czy chcemy się trochę wysilić, zrezygnować z zakupów z psiapsiółką na rzecz wspólnego sprzątania? Czy jesteśmy gotowi porzucić nasze donkiszotowskie marzenia i wspólnie stawić czoła realności?
Wiele osób na te pytania odpowiada: tak. I to bez chwili wahania. Bo przecież skarpetki można podnieść, kubek przemyć, a na zakupy wybrać się razem po sprzątaniu. W dodatku zahaczając o ulubioną kawiarnię, gdzie stolik przy oknie tylko czeka, żeby przy nim usiąść. Od tej chwili zaczyna się jednak zupełnie nowy etap; to już nie tylko chodzenie z głową w chmurach, ale dzielenie się codziennością, znoszenie wzajemnych wad i niedoskonałości, pielęgnowanie uczuć, które niepodsycane zgasną. Nic bowiem nie dzieje się samo, a o miłość trzeba dbać tak samo jak o ulubiony sweter: prać z delikatnymi, nie wirować i nie suszyć w suszarce bębnowej. Bo skurczy się, zmechaci, zrobi się brzydki i niewygodny. A wyrzucić go będzie ciężko, bo przecież to ten ulubiony...
Praca nad związkiem musi stać się odruchem, codziennością. To drobne gesty, które wywołują uśmiech i przypominają stare, dobre czasy. To kremowe, lekkie tiramisu, które obudzi wspomnienia z wakacji we Włoszech, gdy po nieoczekiwanej burzy wróciliście do hotelu przemoknięci do suchej nitki, a szef kuchni mimo, że był już gotowy rzeczoną kuchnię zamknąć, przygotował dla Was najlepsze tiramisu, jakie kiedykolwiek jedliście.
Tym razem wzbogaciłam smak klasycznego kremu dodatkiem chałwy. Nie bójcie się - deser wcale nie jest przesłodzony. Słodycz chałwy doskonale równoważą biszkopty namoczone w mocnej, gorzkiej kawie. Całość jest lekka, kremowa i delikatna. Poderwie niejedne uczucia, które zaległy na dnie serca.
Chałwowe tiramisu
Składniki:
(na 4 porcje)
- 250 g serka mascarpone
- 2 jajka
- 50 g cukru pudru
- 70 g biszkoptów
- 100 ml mocnej, zimnej kawy
- 50 ml likieru kawowego
- 150 g chałwy waniliowej
dodatkowo:
- 2 łyżki kakao
- 4 kiście czerwonej porzeczki
- chałwa
Żółtka utrzeć z cukrem pudrem na puszystą, jasną masę. Dodać mascarpone, zmiksować do połączenia składników. Białka ubić na sztywna pianę, dodać do kremu, delikatnie mieszając łyżką.
Kawę wymieszać z likierem. Maczać w niej biszkopty, układać na spodzie szklanek. Wyłożyć połowę kremu, następnie znów namoczone biszkopty i pozostały krem. Schłodzić w lodówce przez 2-3 godziny.
Przed podaniem oprószyć kakao i udekorować porzeczkami oraz pokruszoną chałwą.
Smacznego!
Za chałwą przepadam, i nie jest to moje ostatnie słowo w kwestii tego połączenia. Do głowy przyszedł mi kolejny pomysł; w końcu tiramisu to deser idealny na Walentynki, prawda...?
walentynek nie obchodzę, uważam,że to bardzo sztuczne święto,ale taki deser o smaku chałwy sama dla siebie bym zrobiła;)
OdpowiedzUsuńMniam jaki wspaniały deser, porywam :-)
OdpowiedzUsuńDodatek chałwy bardzo mi pasuje:)
OdpowiedzUsuńOj! zawiewa tu ostro walentynkami. Ja mam walentynki codziennie, więc chyba powinnam codziennie takie pyszności serwować ;) Rozważę temat heheh :D
OdpowiedzUsuńNajlepsze wypieki, to te z historią w tle :)
OdpowiedzUsuńTiramisu i chałwa - mniam :)
OdpowiedzUsuńdeser pełen miłości :-)
OdpowiedzUsuńz chałwą - jak najbardziej
Ja nie mam ani róż ani złotej bransoletki. Mam za to skarpetki na zimowe wycieczki, żeby nie było mi zimno w stopy następnym razem;) Miłość jest dziwna i dziwnie dobiera ludzi. Mam jednak wrażenie, że ta "moja" osoba uratowała mnie od norweskiej klęski. I nawet to, że nigdy nie wyrzuca skórek po mandarynkach do kosza mi nie przeszkadza...:)
OdpowiedzUsuńA tiramisu z chałwą zjadłabym na pewno:)
Tiramisu z chałwą?! kupiłaś mnieee <3 <3
OdpowiedzUsuńPatrząc na skład można wywnioskować, że temu deserowi nie można się oprzeć :)
OdpowiedzUsuńTak - dokładnie tak jest, ja sięgam 19 rocznicy ślubu i każdego dnia zastanawiam się czy tak musi być, czy to ja muszę tak się poświęcać od zawsze, dla męża, dla dzieci, a gdzie ja? Żyjemy razem i obok siebie, nie ma już tych wspólnych pięknych chwil, każde jest szczęśliwsze kiedy drugiego nie ma w pobliżu. Ale trwamy, bo przecież zawsze może być gorzej i nikt nie da nam gwarancji, że będzie lepiej.
OdpowiedzUsuńA ciacho bomba ;)
To smutne, co piszesz. Niestety, wiele par tak żyje - razem, a jednak obok siebie. Może jednak warto coś z tym zrobić...? Bo skoro ciągle razem trwacie, to znaczy, że uczucia są, tylko śpią sobie spokojnie, zamiast tętnić :)
UsuńTak "niestety wiele par tak zyje"😐
UsuńO jacie, uczta dla zmysłów <3
OdpowiedzUsuńmmmm, z chałwą powiadasz...brzmi interesująco
OdpowiedzUsuńJa za chałwą również przepadam więc deser idealny dla mnie :)
OdpowiedzUsuń