sobota, 4 lutego 2017

O lokalnym patriotyzmie mojego samochodu i zimowej granoli. Z białym makiem

Nie lubię dużych miast.
Owszem, właśnie w dużym mieście się urodziłam i wychowałam, i ciągle wracam do niego z przyjemnością i z sentymentem zaglądam w stare kąty, które za każdym razem zaskakują mnie ogromnymi zmianami (na szczęście, najczęściej na lepsze). Jednak gdy stanęłam przed wyborem miejsca, w którym zamieszkam na dłużej (być może już na zawsze), wybrałam małe miasteczko. Takie wiecie; z główną ulicą, którą da się przejść w dziesięć minut, z dwoma sklepami spożywczymi, parkiem, który płynnie przechodzi w przyjazny spacerowiczom las, i z rzeczką, nad którą dumnie rozłożył się zamek. Powstrzymajcie wyobraźnię; to w końcu żaden Malbork. Pałacyk raczej, dość skromny... Gdy po kilku tygodniach po przeprowadzce zapytałam C., czy możemy się wybrać na dłuższy spacer, żebym ten zamek mogła sobie w końcu obejrzeć, popatrzył na mnie dziwnie i sprowadził mnie na ziemię słowami: Przecież codziennie obok niego jeździsz...
Ale dość już o zamku, bo zaraz cały splendor tej mojej mieścinie odbiorę.

Jutro już znów jadę do szkoły. Na Zelandię. I choć szkołę lubię, to internat mnie zniesmacza, a wyspa nieco onieśmiela. Wydaje mi się, że wszystko tam dzieje się szybciej, a ludzie są bardziej zabiegani i mniej przyjaźni niż tutaj. Ale to tylko moje subiektywne zdanie, rzecz jasna...
W każdym razie w środę, wracając z pracy, znalazłam się w dość nieprzyjemnej sytuacji. Gdy tylko wyjechałam z autostrady na ostatnią prostą do domu, samochód nagle zrobił bum!, po czym zatrzymał się na środku skrzyżowania. Prawie pół godziny czekałam na pomoc drogową, kuląc się i próbując być niewidzialną, gdy inni kierowcy mnie mijali i na mnie trąbili. Na szczęście Pan Mechanik znów stanął na wysokości zadania, i uporał się z problemem w kilka godzin. Autko jest gotowe do naszej jutrzejszej podróży, i mam nadzieję, że oszczędzi mi psikusów.
Zabawne jednak jest to, że poprzednim razem, gdy miałam jechać do szkoły, samochód też się zepsuł. Kto by pomyślał, że jest takim lokalnym patriotą...

Dziś mam dal Was przepis na zimową granolę, który podpatrzyłam u Lo. Nie mogłam się oprzeć dodatkowi maku i suszonych fig. Robiłam ją dwa razy; za drugim razem zmniejszyłam ilości miodu i syropu klonowego o połowę. Mniej słodka smakuje nam zdecydowanie bardziej.
Zamiast fig możecie użyć suszonej żurawiny; będzie jeszcze bardziej zimowo. Ale ja te drobne, chrupiące pesteczki i super słodkie figi wprost uwielbiam, a tutaj pasują doskonale.

Zimowa granola z figami i syropem klonowym


Składniki:
(na 2 litrowy słoik)

  • 45 ml oleju
  • 50 ml syropu klonowego
  • 50 g miodu
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
  • 350 g drobnych płatków owsianych
  • 50 g sezamu
  • 25 g białego maku
  • 100 g pestek dyni
  • 50g płatków migdałowych
  • 100 g suszonych fig
  • 50 g chipsów kokosowych

Miód podgrzać, żeby dodać syrop, olej i ekstrakt. Wymieszać.
Płatki wymieszać z sezamem, makiem, pestkami dyni i migdałami. Wlać mokre składniki, dobrze połączyć.
Równomiernie rozłożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.

Piec w 160 st. C. 20 minut, w połowie pieczenia mieszając.
Wyjąć blachę z piekarnika, posypać granolę chipsami kokosowymi i pokrojonymi figami. Wstawić z powrotem do wyłączonego piekarnika. Zostawić do całkowitego ostudzenia.

Granolę przechowywać w szczelnie zamkniętym słoju.

Smacznego!

I tak, wiem; zdjęcie zdecydowanie zimowe nie jest. Ale ja już tęsknię za latem...

14 komentarzy:

  1. Bardzo smacznie wygląda granola. Ja tez wolę mniejsze miasteczka i w takim właśnie mieszkam. Pozdrawiam serdecznie ❤💙

    OdpowiedzUsuń
  2. ja mieszkam w miejscu, hmm, to przedmieście w zasadzie. Do wielkiego miasta mam 2 minuty, a u mnie spokój i w miarę ciszej :)
    Granola bardzo przyjemna:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Granoli z makiem jeszcze nie próbowałam, ale nie jest to mój ulubiony składnik;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Granola pysznie wygląda, a co do miast to większość życia mieszkałam blisko dużego miasta, ale w mniejszym. Od 8 lat mieszkam w dużym i już się przyzwyczaiłam i chcę tu zostać, ale początki, nie ukrywam, były ciężkie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pyszności, uwielbiam granolę i zawsze mam jej zapas w słoiczku :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Za to ja jestem z zadupia i jakoś tak w dorosłym życiu znowu na zadupiu wylądowałam. Nie narzekam, chociaż czasem zazdroszczę atrakcji mieszkańcom większych miast. Tu często brak atrakcji.

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie bakaliowe połączenie musi być pyszne :) na śniadanie i na deser idealne :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Taką granolę mogłabym jeść codziennie:D

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj, bardzo nieprzyjemna sytuacja. To jest straszne, że ludzie tak trąbią i często przeklinają, a przecież to nie jest nasza wina, że samochód zepsuł się w takim miejscu. Szczerze współczuję takiej sytuacji. Ale będzie już tylko lepiej, na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście autko znów na chodzie (odpukać!) :)

      Usuń
  10. Smacznie u Ciebie :) Ja od zawsze z zadupia i do żadnego wielkiego miasta bym nie poszła ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Twoja granola wygląda obłędnie, pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  12. Też będę musiała spróbować zrobić domową granolę, bo ta wygląda pysznie:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo ładne zdjęcie.
    Uwielbiam domową granolę, zawsze sępię na przyjaciółce. Może w końcu zrobię ją sama.
    Pozdrawiam Oczytana Babeczka

    OdpowiedzUsuń