Miłość...
Skomplikowana sprawa. Z natury - niedefiniowalna. Bo jak tu w kilku zdaniach zamknąć coś, czego pragniemy całe życie? Bo przecież nawet gdy już ją znajdziemy, nadal jej chcemy. To nie pierścionek, który można schować w szkatułce i mieć pewność, że zostanie tam już na zawsze. Miłość jest delikatna. A przecież jednocześnie tak mocna.
Sama powoli już się plączę, a przecież nawet nie zaczęłam. Choć znam tyle słów w kilku różnych językach, brakuje mi ich, gdy mam opowiedzieć o miłości.
Może więc powinnam podejść do sprawy od innej strony? Od szczegółu do ogółu. Owszem, to niepopularna metoda, ale kto wie? Może tutaj się sprawdzi...?
Czym jest więc miłość dla mnie?
To coś, bez czego ciężko żyć. Kiedyś jej szukałam, później dałam sobie spokój, zadowalając się ówczesnym stanem rzeczy. Spokój i równowaga. Czy potrzeba więcej...? Okazało się, że tak. I choć nie zawsze było różowo, to teraz już jest.
W międzyczasie odkryłam też, że miłość nie jedno ma imię. Że Mama, Tata i Dziadek to też miłość. Może nawet ważniejsza...? Ta bowiem przez długie lata mi wystarczała, otaczała mnie, gdy szukałam czegoś innego; nie zdawałam sobie sprawy, ile dla mnie znaczyła. Teraz patrzę na to inaczej; dojrzalej - tak lubię sobie mówić. Doceniam i szanuję całą tę miłość, która mnie otula niczym najcieplejszy koc. Moszczę się w nim, zwijam w kłębuszek, i mogę tak spędzać całe dnie, tygodnie... A może i lata? O ile los na to pozwoli...
Dzisiaj mam dla Was cudowny, wybitnie walentynkowy deser. Czerwone truskawki to idealny walentynkowy owoc; niedawno kupiłam całą skrzynkę. Zaskoczona intensywnym zapachem, nie mogłam się oprzeć. I muszę przyznać, że to jedne z lepszych truskawek, jakie jadłam. Owszem, brakuje im tej słodyczy, którą mogą zyskać tylko wygrzewając się w promieniach czerwcowego słońca, ale i tak smakują dokładnie tak, jak truskawki smakować powinny. Z braku tej odrobiny szczęścia, użyjcie mrożonych. Nie ma to większego znaczenia, bo i tak przerabiać będziemy wszystko na gładki mus...
Na dnie szklanek znajduje się krem czekoladowy. Gdyby podgrzać mniej śmietanki, a więcej ubić, wyjdzie mus. Tymczasem mamy niezbyt ciężki, ale kremowy... Krem. Po prostu.
Na niego wylewamy cienką warstwę ganache z dodatkiem wasabi, które jest tak zaskakujące, że ciężko się zdecydować, czy się je lubi, czy nie. Ja ciągle jestem w rozterce... Smak jest bardzo oryginalny; z pewnością nie jest to połączenie dla każdego. Ale jeśli lubicie czekoladę z chilli, a w kuchni z ochotą przystępujecie do eksperymentów i poszukujecie nowych wrażeń, to jest to jedno z tych połączeń, których powinniście spróbować. Nie łatwo o nim zapomnieć, oj nie...
Wierzch to zmiksowane z odrobiną cukru pudru i soku z cytryny truskawki; ożywiają całość (biała czekolada jest przecież nieco mdła) i łagodzą ostrość wasabi.
Niebanalne połączenie na niebanalny dzień. Spróbujcie.
Przepis znalazłam u Ani, i od kiedy go zobaczyłam, czułam przymus spróbowania.
A czekoladowe smakołyki na Walentynki znajdziecie dzisiaj również u Mirabelki.
A czekoladowe smakołyki na Walentynki znajdziecie dzisiaj również u Mirabelki.
Krem z białej czekolady z truskawkami i wasabi
Składniki:
(na 4-6 porcji)
krem z białej czekolady:
- 375 ml śmietany kremówki (38%)
- 225 g białej czekolady
- 3 listki żelatyny
ganache z wasabi:
- 115 ml śmietany kremówki (38%)
- 12 g pasty wasabi
- 105 g białej czekolady
mus truskawkowy:
- 300 g truskawek
- 30 g cukru pudru
- sok z 1/4 cytryny
dodatkowo:
- 2-3 truskawki
Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Połowę kremówki na krem zagotować, zdjąć garnuszek z palnika. Do śmietany dodać odciśniętą żelatynę, wymieszać. Zalać kremówką posiekaną czekoladę, wymieszać aż do jej rozpuszczenia. Przestudzić.
Pozostałą kremówkę ubić, partiami dodawać do czekolady, delikatnie mieszając łyżką. Krem rozłożyć do szklanek, wstawić do lodówki na 1 godzinę.
Kremówkę na ganache zagotować, dodać wasabi, wymieszać. Zalać śmietaną posiekaną czekoladę, wymieszać aż do jej rozpuszczenia. Ostudzić, następnie wylać na schłodzony mus. Wstawić do lodówki na 1 godzinę.
Truskawki umyć, osuszyć, usunąć szypułki. Zmiksować z cukrem pudrem i sokiem z cytryny na gładki mus. Wylać na ganache, każdą porcję udekorować połową truskawki. Schłodzić.
Smacznego!
Z podanego przepisu spokojnie można przygotować sześć porcji; przy czterech wychodzą może nie imponująco duże, ale za to konkretnie sycące.
Niesamowite połączenie, aż trudno mi sobie wyobrazić ten smak, ale bardzo chętnie bym spróbowała! :)
OdpowiedzUsuńAleż ciekawe połączenie smaków, dla odważnych ;)
OdpowiedzUsuńInteresujący pomysł z tym wasabi!
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że miłość to kilka ważnych i tysiące zupełnie błahych spraw. W rozpustnym deserze także kryje się sporo miłości ;-)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe połączenie. Przepis zapisuje i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPyszności :)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś przepisem, mus z wasabi musi podkręcać atmosferę i smak całego deseru.
OdpowiedzUsuń