środa, 11 maja 2016

Wielkie zakupy i tort na urodziny. Kokosowo-truskawkowy

W ostatni dzień kwietnia C. ma urodziny. W tym roku szczęście dopisało, i oboje mieliśmy wolne. Imprezy jednak, nawet najmniejszej, nie zaplanowaliśmy; w mieszkaniu po brzegi wypełnionym kartonami na różnym etapie pakowania nie ma miejsca na choćby kilku gości, o ogromnej rodzinie C. nie wspominając. Postanowiliśmy świętowanie odłożyć na pełnię lata, gdy już po przeprowadzce będziemy w miarę urządzeni i zadomowieni. Póki co, to właśnie urządzaniem się zajęliśmy.

W sobotę więc wstaliśmy względnie wcześnie, zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy na umówione spotkanie w sklepie meblowym umiejscowionym w starym kinie. Ilość stopni i dziwnie rozłożonych kondygnacji jest niesamowita; na początku ciężko mi się było skupić na właściwym celu naszej wyprawy, czyli meblach. W końcu jednak, przywołana do porządku zniecierpliwionymi mruknięciami C., zebrałam w sobie całą uwagę i... Zaczęłam wybrzydzać. A to za ciemne, a to za jasne, a to to w ogóle za czarne jest. Ten stół za wąski, ten za szeroki, a tamten za mało drewniany. Krzesła to prawdziwa droga przez mękę; biedny M. (znajomy znajomego męża siostry C.) ściągał egzemplarze z najwyższych półek, żebym mogła sobie na nich usiąść i powiedzieć: A to obok...? Jednak wygląda na wygodniejsze...
W końcu jednak i tego wyboru dokonaliśmy w miarę jednogłośnie (są czarne, ale niech już będzie... Przynajmniej sofa jest kremowa), i muszę przyznać, że jestem zachwycona. Nie mogę się doczekać, gdy wstawimy nowe meble do salonu i będę mogła sobie na nie patrzeć... Absolutnie zakochana jestem w nowym stole, z ukośnymi nogami i najpiękniejszym, rustykalnym, drewnianym blatem. Kocham jego krzywizny i już sobie wyobrażam, jakie piękne tło będzie stanowił dla tych wszystkich serników, które upiekę w mojej nowej kuchni...

Po zakupach, rozochoceni mimo rachunku, który przyprawił mnie o lekką palpitację, pojechaliśmy do rodziców C. podzielić się wrażeniami i nieco odsapnąć. Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym w zanadrzu nie miała ciasta. Tym razem nie jakiegoś zwykłego placka, ale pełnoprawnego, choć niewielkiego tortu.

Długo się zastanawiałam, co by tu mu tym razem upiec. W końcu postawiłam na najprostsze rozwiązanie, czyli ulubione smaki C.: kokos i truskawki. Jest więc biszkopt z wiórkami, który niespodziewanie zyskał na wilgotności, najlepszy na świecie kokosowy krem, tak delikatny i lekki, że nie można mu się oprzeć, oraz kokosowa śmietanka zdobiąca dumnie wierzch tortu. Ja moją zebrałam z mleczka, bo nigdzie samej śmietanki znaleźć nie mogłam... Ubija się znakomicie, trzyma fason pierwszorzędnie, a przy tym jest bardzo lekka i niesamowicie intensywna w smaku. Z pewnością jeszcze z nią poeksperymentuję. 
Kokosową monotonię przełamałam dużą ilością świeżych truskawek i chrupiącymi ciasteczkami amaretti, które przypadkowo wpadły mi w ręce. Całość wyszła lekka, obłędnie kokosowa i idealnie letnia za sprawą truskawek. Idealny wakacyjny tort.

Smakował wszystkim. Nikt, ale to nikt nie kręcił nosem. Chyba nie ma lepszej rekomendacji.

Tort kokosowo-truskawkowy


Składniki:
(na tortownicę o średnicy 18 cm)

biszkopt:
  • 3 jajka
  • 120 g cukru
  • 60 g mąki pszennej
  • 30 g mąki ziemniaczanej
  • 25 g wiórków kokosowych

krem:
  • 130 ml mleka kokosowego
  • 100 g cukru
  • 4 żółtka
  • 2 listki żelatyny
  • 120 g miękkiego masła
  • 250 ml śmietany kremówki (38%)

dodatkowo:
  • 70 g ciasteczek amaretti
  • 300 g truskawek

wierzch:
  • 175 g śmietanki kokosowej
  • 1 łyżeczka cukru pudru
  • truskawki
  • chipsy kokosowe

Białka ubić na sztywno, pod koniec partiami dodając cukier i cukier waniliowy. Po jednym dodać żółtka, dokładnie miksując po każdym dodaniu. 
Mąki przesiać, partiami dodawać do ciasta, miksując na najniższych obrotach miksera. Na końcu dodać wiórki kokosowe, połączyć.

Dno formy wyłożyć papierem do pieczenia. Wylać do niej ciasto, wyrównać wierzch.

Piec w 160 st. C. przez 40-45 minut.
Ostudzić w uchylonym piekarniku.

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Mleczko kokosowe zagotować z połową cukru. 
Żółtka utrzeć z pozostałym cukrem na puszystą, jasną masę. Powoli wlewać gorące mleko, cały czas miksując. Przelać masę do garnuszka, gotować, aż zgęstnieje do konsystencji budyniu. Zdjąć z palnika, dodać odciśniętą żelatynę, wymieszać. Przełożyć do miski, miksować przez około 10 minut, aż masa całkowicie wystygnie. Po kawałeczku dodawać miękkie masło, cały czas miksując. 
Kremówkę ubić na sztywno, dodać do kremu, delikatnie mieszając łyżką.

Biszkopt przekroić na 3 blaty.
Truskawki pozbawić szypułek, pokroić na ćwiartki.
Amaretti pokruszyć.

Na paterze ułożyć blat biszkoptu, wyłożyć połowę kremu, posypać połową truskawek i ciasteczek. Przykryć drugim blatem, wyłożyć resztę kremu, truskawek i amaretti. Przykryć ostatnim blatem. Schłodzić.

Śmietankę kokosową ubić z cukrem pudrem. Wyłożyć na wierzch ciasta. Udekorować truskawkami i chipsami kokosowymi.

Smacznego!

A jeśli wydaje się Wam, że nie lubicie kokosowego smaku, zapewniam, że po tym cieście zmienicie zdanie. Ja się nim zajadałam, a przecież za kokosem nie przepadam.
Choć może jednak...?

11 komentarzy:

  1. Ale wspaniały tort, uwielbiam takie proste dekoracje:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Urządzanie domu mam już za sobą, ale dokładnie pamiętam emocje z tym związane. Pozostają na długo w pamięci :) A torcik piękny i w dodatku moje smaki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały tort!
    Chętnie bym się do niego przysiadła...
    Serdeczności dla C.!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wygląda bardzo apetycznie ale ja nie lubię kokosy niestety.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały tort na urodziny! Najlepszego dla solenizanta :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Taki tort każdy chciałby dostać na urodziny;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Smacznie , kolorowo i nieskomplikowanie.

    OdpowiedzUsuń
  8. O matko! Wygląda przepysznie !

    OdpowiedzUsuń