poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Nad morzem miło jest. I drożdżówki z owocami

Wakacje. Jak zwykle mijają za szybko. Szczególnie w tym roku, gdy w Danii trafił nam się zaledwie jeden ciepły tydzień w czerwcu, a potem niemal tropikalne upały przez dwa tygodnie w Polsce. Teraz szaro, buro i deszczowo, zupełnie już jesiennie... Ach, nie podoba mi się to wcale!
Na szczęście zostały przyjemne wspomnienia, którymi można się rozgrzewać, póki jesień całkowicie się u nas nie zadomowi.

W czasie tych dwóch tygodni jeden dzień spędziliśmy nad morzem. I choć nasza wyprawa nie zaczęła się zbyt obiecująco, bo korki na autostradzie i w nadmorskich miejscowościach przerosły moje najśmielsze oczekiwania, okazało się, że popołudnie upłynęło nam fantastycznie. Już o czternastej wygodnie rozłożyliśmy się na plaży, okalając nasz kocyk i kilka ręczników naprawdę familijnych rozmiarów parawanem moich Rodziców (trzeba iść z duchem czasu, prawda?). Wszyscy razem, a było nas czworo, raźno ruszyliśmy w kierunku wody. Zanurzyłam duży palec, wzdrygnęłam się i stanowczo cofnęłam. Mowy nie ma, żebym zanurzyła coś więcej! Woda zimna - ale czego się tu po Bałtyku spodziewać...? Po kolei jednak, moja Siostra, potem C., a wreszcie nawet Tomasz, ruszyli w fale (a trzeba zaznaczyć, że tego dnia były naprawdę imponujące). I tak patrząc na nich, pozazdrościłam. Z wielkimi bólami dałam się jednak porwać wakacyjnym marzeniom o harcach w morzu, i razem z nimi dałam nura.

Ach, cóż to była za zabawa! Patrząc na Młodą, miałam wrażenie, jakbym cofnęła się w czasie, i to o kilka ładnych lat, kiedy nikt siłą, prośbą ani groźbą, z wody wyciągnąć jej nie mógł. Taplaliśmy się radośnie niemal godzinę, i tylko momentami przez głowę przechodziły mi niepokojące myśli o telefonach, kluczykach do auta i generalnie całym dobytku, zostawionym samopas na plaży. Na szczęście nie przeceniłam polskich plażowiczów - nic nie zniknęło. A zabawa była przednia! Wyhasani i zmęczeni, z C. zalegliśmy na kocu, a Młoda z Tomaszem ruszyli spacerować. Gdy już nacieszyliśmy się plażą, a piasek wcisnął się w najmniejsze szczeliny, zwinęliśmy parawan i ruszyliśmy podbijać Karwię. Udało nam się znaleźć całkiem zjadliwego kurczaka z rożna, oscypka (tak, też się zdziwiłam) i naprawdę znakomite lody. A dodatkowo, w ramach pamiątek, krówki dla Mamy i książki, sztuk pięć, dla mnie. Zadowoleni i radości, zapakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy w drogę powrotną, która, dziwnym trafem, zajęła nam o połowę mniej czasu.

Ach, jak mi się później dobrze spało!

Cofając się jeszcze nieco bardziej w czasie, opowiem Wam również o wakacyjnych drożdżówkach. Wybierając się w niebagatelną, bo niemal tysiąckilometrową podróż, nie można się obejść bez łakoci. Upiekłam więc drożdżówki. Połączenie nektarynek z marcepanem znalazłam u Doroty, ale to właściwie wszystko, co z oryginalnego przepisu zostało. Dodałam jeszcze garść poziomek, które został mi od sernika (uwaga! U mnie poziomki jeszcze są, więc może i u Was się znajdą...?), a ciasto zawinęłam w bułeczki-ślimaczki. Jeszcze ciepłą blachę zapakowałam, i zabrałam ze sobą. Tak się złożyło jednak, że po drodze ich nawet nie tknęliśmy. Do domu rodzinnego wkroczyłam więc z blachą drożdżówek i sernikiem, czym bardzo zdenerwowałam moją Mamcię, która też na naszą cześć sernik przygotowała (jak się później okazało, jeden był pieczony, a drugi na zimno, więc tragedia żadna się nie stała). I gdy już myślałam, że może jednak trochę przesadziłam, okazało się, że drożdżówki znalazły wielu amatorów, z moją młodszą Siostrą na czele. Rozeszły się migiem, i wszystkim bardzo smakowały. Polecam Wam je więc ogromnie, na te już ostatnie dni lata.

Drożdżowe bułeczki z nektarynkami, poziomkami i marcepanem

Składniki:
(na formę 30x22 cm)

ciasto:
  • 500 g mąki pszennej
  • 250 ml letniego mleka
  • 75 g cukru
  • 50 g masła
  • 25 g świeżych drożdży
  • skórka otarta z 1 cytryny
  • 1 jajko

nadzienie:
  • 500 g nektarynek
  • 150 g poziomek
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 100 g marcepanu

dodatkowo:
  • 40 g płatków migdałowych
  • 20 g cukru
  • 3 łyżki mleka

Mąkę przesiać do dużej miski, po środku zrobić wgłębienie. Wkruszyć drożdże, wsypać 1 łyżeczkę cukru i wlać 100 ml mleka. Odstawić na 15-20 minut.
Masło rozpuścići przestudzić.
Po tym czasie dodać pozostały cukier i mleko, skórkę z cytryny i jajko. Zagnieść ciasto. Wlać masło, wyrobić gładkie ciasto. Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

W tym czasie nektarynki przekroić na połowy, usunąć pestki, pokroić w kostkę. Wymieszać z poziomkami i mąką.

Wyrośnięte ciasto rozwałkować na prostokąt o grubości 0,5 cm i długości 40 cm. Wyłożyć owoce, na wierzch zetrzeć marcepan. Zwinąć ciasno, jak roladę, wzdłuż dłuższego boku. Pokroić na 12 plastrów.
Formę wyłożyć papierem do pieczenia. Ułożyć płasko bułeczki, jedną obok drugiej.
Odstawić na 30 minut do wyrośnięcia.

Po tym czasie wierzch posmarować mlekiem, posypać płątkami migdałów i cukrem.

Piec w 180 st. C. przez 30-35 minut, aż się łądnie zrumienią.
Ostudzić.

Smacznego!

Wpis idealnie pasuje do letniego wyzwania u Ani.

14 komentarzy:

  1. kocham morze <3 mieszkam na drugim końcu polski ale staram się odwiedzać morskie strony i nawet po sasiedzku bo w Jastrzebiej górze :)
    pozdrawiam jeszcze wakacyjnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bułeczki drożdżowe uwielbiam w każdej postaci :). A morze w tak upalny dzień? O tak, przydałoby się :).

      Usuń
  2. Ja też uwielbiam morze <3 Najlepsze miejsce dla mnie, chętnie bym się tam przeniosła. A drożdżówki cudownie wyglądają :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastycznie wyglądają te bułeczki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bułeczki wyglądają pysznie. Ja w tym roku też spędziłam kilka dni w Karwi, zresztą jeżdżę tam co rok :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Karwi jeździłam jeszcze jako dziecko z Rodzicami, więc mam do tego miejsca duży sentyment :)

      Usuń
  5. Mam to szczęście,że morze mam na co dzień, 8 minut od domu :) A takie drożdżówki jedzone na plaży, boskie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak ja kocham takie bułeczki! Te płatki migdałów musiały się cudownie podpiec i podprażyć <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Polskie morze, mimo że zimne jest cudowne, bardzo żałuję, że jestem tam tak rzadko;)
    A bułeczki wyglądają wyśmienicie, chętnie bym taką zjadła;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Z marcepanem... Oj skuszę się chyba ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Słyszałam, że w Karwii jest bardzo fajnie ;)
    Ps. Lubię te drożdżowe ślimaczki, przede wszystkim za wygląd ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak ja bym chciała, żeby ktoś do mnie wpadł z takimi drożdżówkami a jakby jeszcze miał całą blachę sernika o jak ja bym się cieszyła:))). Jeśli chodzi o nasz Bałtyk, to jestem zaprawiona w boju. Z racji tego, że mieszkamy od plaży rzut beretem (taki spory zamach trzeba wziąć, bo to około 40 minut jazdy autkiem) to w ciągu lata często robimy jednodniowe wypady i hartujemy się w falach Bałtyku. W tym roku woda była najcieplejsza tydzień temu w weekend podczas burzy, wręcz zupa. Bardzo fajnie się brodziło. Dopiero po fakcie mój tata mnie oświecił, że nie wchodzi się do wody podczas burzy. Hmmmm, no cóż, teraz już będę wiedziała;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki młode jesteśmy, możemy robić głupoty ;)
      Ja w ogóle zimnej wody nie lubię, kąpię się niemal we wrzątku, więc dla mnie Bałtyk zawsze jest zimny ;)

      Usuń
  11. Śmiesznie bo właśnie drożdżówki bardzo kojarzą mi się z morzem. Przy każdym corocznym pobycie rano zasuwałem po pieczywo i po właśnie drożdżówki. Ja za nimi aż tak nie przepadam, ale rodzina, i owszem. Konieczne nam były szczególnie dla juniora, który nie wyobrażał sobie plażowania bez małej przerwy regeneracyjnej na drożdżówkę :)

    OdpowiedzUsuń