Są książki, po których spodziewamy się wiele. Dlatego, że je nam ktoś polecił, albo opis na okładce jest intrygujący. Bywa, że sam tytuł zachęci nas do kupna, a później żałujemy, że jednak nie zerknęliśmy do środka. Niestety, ale takie właśnie uczucia wywołała u mnie Ostatnia rozmowa na Titanicu Philippa de Baleine'a.
Już sam tytuł brzmi intrygująco - wszyscy znają historię tego gigantycznego statku, który niespodziewanie skończył na dnie oceanu, zabierając ze sobą mnóstwo ludzkich istnień. Skoro w książce zostały opisane ostatnie rozmowy, które toczyły się tej nocy na Titanicu, wyobraźnia podpowiada najróżniejsze scenariusze, chwile dramatyczne i pełne emocji, ludzkie zachowania, których byśmy się po danych osobach zupełnie nie spodziewali, widmo śmierci które sprawia, że nagle zupełnie inaczej spojrzymy na życie.
Niestety, okazało się, że wyobraźnia autora zawiodła. Postacie bowiem są płaskie i sztampowe, niczym nie zaskakują. Jest baron Warburg, który będąc człowiekiem niezwykle potężnym nie potrafi przyjąć do wiadomości widma śmierci i traktuje ją raczej jako kolejną drobną przeszkodę stojącą na drodze do celu, niż kres wszystkiego. Baronowa, choć miała zapewnione miejsce w łodzi ratunkowej, zrezygnowała z niego, aby trwać przy mężu. Jest też hrabia Moconi - hulaka, który woli raczej tańczyć i pić niż tracić czas na ratowanie życia. Miss Thomson, śliczna młoda dziewczyna nie chce przeżyć, gdyż wiązałoby się to z poślubieniem tchórza, który przerażony przebrał się w jej suknię, aby ratować skórę. Oczywiście jest też barman, James, który chcąc złagodzić emocje oczekiwania na katastrofę, serwuje znakomite drinki. Pojawia się też kleryk, i wszyscy razem prowadzą niekończącą się dyskusję o Bogu, śmierci, Niebie i wieczności.
I choć brzmi to nie najgorzej, rozmowy pełne są stereotypów, nie wnoszą nic nowego, nie pokazują prawdziwych uczuć i emocji, które targałaby ludźmi stojącymi u progu katastrofy. Choć zdają sobie sprawę, że to ich ostatnie chwile, nie ma tu dramatyzmu i tego czegoś, co porałoby czytelnika. Książka jest przewidywalna, i, niestety, raczej nudna. Oczywiście, jest to tylko moja subiektywna opinia. Jednak tej pozycji polecić nie mogę - myślę, że jest mnóstwo innych książek, które potrafią porwać czytelnika i sprawić, żeby sam niemal poczuł się jak na Titanicu.
Ostatnia rozmowa na Titanicu
Philippe de Baleine
Wydawnictwo Księży Marianów
Warszawa, 2003
dzięki za opinię, też tak kupuję książki, bo okładka mnie intryguje, a do tej w najbliższym czasie nie zajrzę,
OdpowiedzUsuńCóż, temat na tyle ciekawy i poruszający wyobraźnie, że pewnie wielu by się skusiło.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś ktoś to rozwiąże lepiej (hmm... chyba odkryłam niszę) :)