Też tak macie, że z takich samych proporcji ciasta raz wyjdzie Wam babeczek dwanaście, a raz czternaście? Że choć w przepisie jest jak byk napisane, że ma wyjść szesnaście, Wy zostajecie z jedenastoma...? Bo ja tak mam. Stosunkowo często, choć czasem rozciągam ciasto siłą woli lub wpycham na siłę zupełnie fizyczną.
Ponieważ bardzo mi się spodobała idea babeczek z kremem (a C. wyjątkowo w małych słodkościach zasmakował) postanowiłam przygotować kolejne. Sięgnęłam do The hummingbird bakery: Kagedage Tarka Maloufa, gdyż poprzednie wyszły idealne. Tym razem wybrałam przepis na babeczki waniliowe, okazało się jednak, że proporcje są dokładnie takie same. A mi wyszła jedna babeczka mniej. Nie mam pojęcia, dlaczego. No nie wiem. Cóż, widocznie mamy się z C. lekko odchudzić na nadchodzące lato...
Na smaku się nie zwiodłam - delikatne, leciutkie, puszyste, słodko-waniliowe. Pycha!
Później zaczęłam zastanawiać się nad kremem. Hmm... Tradycyjne maślane ciągle nie przemawiają do mojej wyobraźni - są zbyt ciężkie, tłuste i słodkie. Z drugiej strony chciałam krem, który da się bez problemu wycisnąć, będzie ładnie trzymał kształt i da się zafarbować bez ryzyka rozpłynięcia. Sięgnęłam więc do Moich wypieków i stwierdziłam, że krem na bazie bezy szwajcarskiej powinien być w porządku (wszystko na bazie bezy musi być dobre, prawda...?). Moi drodzy! Jeśli nie macie miksera planetarnego, albo przynajmniej takie zwykłego ze stojakiem, to ten krem wspaniale się sprawdzi zamiast siłowni lub lekcji boksu. Przygotowuje się go 30-40 minut, i tak naprawdę trzeba mieszać i miksować bez przerwy, żeby mu się broń Boże krzywda nie stała.
Najpierw białka z cukrem mieszamy trzepaczką w kąpieli wodnej, aż się cukier nie rozpuści. Później miksujemy, aż białka nie wystygną i się ładnie nie ubiją. Później miksujemy, po malutkim kawałeczku dodając masło. Mój mikser zgrzał się chyba jeszcze bardziej niż ja, ręce bolały mnie przez trzy dni, ale było warto! Krem jest bowiem naprawdę smaczny - słodki mocno, ale dość delikatny i lekki, świetnie trzyma fason i daje się zafarbować bez najmniejszego ryzyka. Owszem, w pewnym momencie robi psikusa - masa wygląda na zważoną, i co delikatniejsi kucharze mogą tu dostać palpitacji - po tylu minutach miksowania takie coś...? Jednak nie należy panikować - po kilku minutach dzieją się kuchenne czary i masa nabiera konsystencji kremu idealnego. No bajka! Jeśli więc wybieracie się na siłownię - odpuśćcie sobie. Lepiej zróbcie krem!
Na zdjęciach nie za dobrze widać kontrast między kremem białym a różowym - zabarwiłam go bowiem tylko odrobinę (nauczona doświadczeniem). C. stwierdził, że następnym razem mam zrobić biało-czerwone - co o tym myślicie...?
Żeby babeczkom dodać charakteru, wydrążyłam środek i napełniłam go przygotowanym wcześniej rabarbarowym curdem. Zniwelował słodycz i sprawił, że całość smakowała naprawdę wyśmienicie. Poza tym zawsze fajnie znaleźć niespodziankę w babeczce, prawda...?
Waniliowe babeczki z rabarbarowym curdem i kremem na bazie bezy szwajcarskiej
Składniki:
(na 13 sztuk)
babeczki:
- 80 g miękkiego masła
- 100 g cukru
- 240 g mąki pszennej
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/4 łyżeczki soli
- 250 ml mleka
- 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
- 2 jajka
krem na bazie bezy szwajcarskiej:
- 2 białka
- 110 g cukru
- 155 g miękkiego masła
- 1/4 łyżeczki soli
- 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
- kilka kropli czerwonego barwnika spożywczego w paście
dodatkowo:
- 250 g curdu rabarbarowego
- cukrowe serduszka
Masło utrzeć z cukrem na puszystą masę. Mąkę przesiać, wymieszać z proszkiem i solą. Partiami dodawać do masy maślanej miksując aż do otrzymania masy o konsystencji kruszonki.
Jajka ubić, wymieszać z mlekiem i ekstraktem, powoli wlewać do masy maślanej, cały czas miksując.
Masę przełożyć do formy na muffiny wyłożonej papilotkami.
Piec w 190 st. C. przez 18-20 minut, do suchego patyczka.
Ostudzić.
Białka z cukrem i solą podgrzewać w kąpieli wodnej, cały czas mieszając, dopóki cukier się nie rozpuści. Zdjąć miskę z garnka z wodą, miksować aż do uzyskania błyszczącej, sztywnej masy. Może to trwać około 10 minut. Kiedy białka zupełnie ostygną, po kawałeczku dodawać masło, cały czas miksując. W pewnym momencie masa będzie wygląać na zważoną - ubijać dalej, aż osiągnie konsystencję kremu. Dodać ekstrakt, zmiksować. Podzielić masę na pół, do jednej części dodać barwnik, wymieszać.
Z ostudzonych babeczek wydrążyć środek uważając, żeby nie naruszyć spodów. Wypełnić curdem. Wierzch udekorować kremem i serduszkami.
Przechowywać w lodówce.
Wyjąć z lodówki około 30 minut przed podaniem, żeby krem zmiękł.
Smacznego!
Jak cudownie mieć kilka dni wolnego. W dodatku z C., więc mogliśmy nadrobić cały tydzień niemal niewidzenia. Pogoda dopisała, tylko się cieszyć.
Więc się cieszę!
Uwielbiam wszystko co rabarbarowe, zapisuję!
OdpowiedzUsuńAle ładniutkie :)
OdpowiedzUsuńjej krem wygląda palce lizać!
OdpowiedzUsuńRobiłam kiedyś taki krem, jest świetny do dekoracji:) A Twoje babeczki wyglądają pięknie:)
OdpowiedzUsuńZaintrygowała mnie ta masa. Babeczki wyglądają ekstra!
OdpowiedzUsuńAle cudnie wygląda w przekroju,pozdrawiam Cie.
OdpowiedzUsuńJa chce jedną muszę poprosić tatę o rabarbar i wypróbować twój przepis X)
OdpowiedzUsuńśliczne są.
OdpowiedzUsuńGratuluje wytrwałości! Nie sądziłam, że aż tyle trzeba poświęcić czasu na ten krem. Ale babeczki wyglądają cudownie, więc opłacało się: )
ps. Ja musiałabym chyba po takim miksowaniu wymienić mikser...; D
Babebeczki z kremem prezentują się... jakby to okreslić nadre dostojnie :) Fajnie wyszły
OdpowiedzUsuńAbsolutnie zachwycające :)
OdpowiedzUsuńSwietny ten krem, choc faktycznie reczne ubijanie musi byc mordercze :)
OdpowiedzUsuńbardzo fajny pomysł na krem i przepiękne dekoracje !! :)
OdpowiedzUsuńŚlicznie sie pysznią!;)
OdpowiedzUsuńWyglądają obłędnie....porywam kilka :)!
OdpowiedzUsuńPrzepiękne są te babeczki!
OdpowiedzUsuńCudownie wyglądają te babeczki z curdem w środeczku kremu:-)
OdpowiedzUsuńWyglądają pięknie :) Słodko i apetycznie! Aż chce się ugryźć monitor ;)
OdpowiedzUsuńRabarbarowego curdu jeszcze nie robiłam.
Cudne te babeczki :)
OdpowiedzUsuńRobiłam kiedyś krem na bazie bezy szwajcarskiej. Trzeba naprawdę być cierpliwym i wytrwałym :) Plus jest taki, że naprawdę się opłaca. Twoje babeczki wyglądają przeuroczo, a rabarbarowy curd mnie po prostu urzekł!
OdpowiedzUsuńŚliczne Ci wyszły :)))
OdpowiedzUsuńślinie się do monitora! :) cudowne, pyszne i w ogóle naj!
OdpowiedzUsuńWiesz,nigdy nie zwracalam uwagi na to czy wychodzi mi tyle muffinek co w przepisie, ale nastepnym z ciekawosci policze haha :D
OdpowiedzUsuńKremow na bazie masla/margaryny tez nie znosze! Jesli jeszcze nie robilas, to polecam krem na bazie serka Philadelphia. Swietnie sie trzyma, wyciskany przez tylki zachowuje ksztalt, mozna go dowolnie farbowac i jest pyszny :D
Boszeee toz przygotowanie tego bezowego kremu zajmuje pol dnia haha :P Nie wiem czy bylabym na tyle cierpliwa :D
Ale Twoje babeczki swiadcza o tym, ze jednak warto poswiecic troche czasu i energii (zarowno swojej wlasnej jak i tej elektrycznej):P
Sa boskie! :)
I ten rabarbarowy curd <3 Kocham takie niespodzianki :D
wyglądają przepięknie:) prawdziwe kulinarne arcydzieło:) pyszności:) mniam mniam:)
OdpowiedzUsuńPiękne babusie. Po przeczytaniu pierwszego zdania przypomniała mi się inna prawidłowość mnie dotycząca - gdy smażę naleśniki, zawsze wychodzi ich od 10 do 12, bez względu na ilość składników - to jest dopiero fenomen!!
OdpowiedzUsuńMałe dzieła sztuki ;) już mi się marzą takie do kawy!
OdpowiedzUsuńAga - faktycznie naleśnikowy fenomen :) Nie mam pojęcia, jak to robisz :)
OdpowiedzUsuńo. No cuda!:)
OdpowiedzUsuńSuper babeczki :) Z owockiem i taką pyszną masą, z chęcią bym zjadła :)
OdpowiedzUsuńO Boże też tak mam! I myślałam, że to tylko u mnie się takie czary dzieją, że zawsze ciasta na tę ostatnią muffinę brakuje!
OdpowiedzUsuńCo do kremu..challenge accepted! zachęciłaś mnie tym zamiennikiem siłowni ;)
Wyglądają przepięknie!
OdpowiedzUsuńP.S. świetny kolor ma ten curd rabarbarowy:)
jejku jakie one piekne!
OdpowiedzUsuń