Ostatnio piszę raczej o książkach niż filmach. Powód jest prosty - oglądam głównie seriale, programy kulinarne i stare komedie, które wszyscy znają. Ostatnio jednak zrobiliśmy wyjątek - w kinie widziałam zwiastun, później we wszystkich sklepach ogromnie plakaty, że już na dvd! Nie mogłam się oprzeć, i któregoś wieczoru zasiedliśmy przed telewizorem, żeby obejrzeć Życie Pi.
Do Pi przyjeżdża pisarz poszukujący ciekawy historii. Od wspólnego znajomego usłyszał, że Pi może opowiedzieć mu coś, co zmieni jego poglądy na religię i wprawi go w zdumienie. Zaintrygowany, doprowadził do spotkania. Przez cały film będziemy skakać między teraźniejszością, gdy mężczyźni rozmawiają, jeden zadaje pytania, a drugi odpowiada; a przeszłością, która każdego wprawi w drżenie.
Pi miał poważny problem ze swoim imieniem od samego początku - nazwany na cześć francuskiego basenu nie może wytłumaczyć kolegom, że Piscine nie ma nic wspólnego z oddawaniem moczu. W końcu bystrzak wpada na pomysł, żeby przekształcić je w proste pi, które wszyscy znają i szanują.
Pi dorasta w nie do końca typowej hinduskiej rodzinie - jego rodzice bowiem są właścicielami zoo. Chłopaka fascynuje najbardziej dostojny mieszkaniec - tygrys bengalski, zwany Richard Parker. Jego ojciec jednak postanawia mu udowodnić, że to tylko zwykły drapieżca, że w jego oczach nie można dojrzeć duszy. Pi widząc, jak Richard pożera bezbronną kozę staje się ostrożniejszy, choć w głębi serca wierzy, że tygrys jest niezwykły.
Niestety, sielanka kończy się, gdy rodzicie postanawiają sprzedać zoo i wyemigrować do Kanady. Zabierają na statek synów i wszystkie zwierzęta, i wyruszają w podróż ku lepszemu życiu.
Już na statku załamany Pi - w Indiach zostawił swoją pierwszą, nastoletnią miłość - pewnej nocy wychodzi na pokład, żeby obserwować burzę. W pierwszych chwilach czerpie z chwili ogromną radość, ale w pewnym momencie dochodzi do tragedii, w wyniku której statek tonie. Pi przeżywa jako jedyny człowiek. Towarzyszą mu zebra, małpa, hiena i tygrys. Na tratwie dochodzi do masakry - hiena morduje zebrę i małpę, a wtedy tygrys rzuca się na padlinożercę. Przerażony Pi najpierw nie wie, co robić, ale w końcu z zimną krwią postanawia tygrysa wytrenować. Przez długie tygodnie żeglugi powoli dochodzą do jako takiego porozumienia.
Brzmi banalnie? Absolutnie nie dajcie się zwieść! Historia jest porywająca, a pod koniec wywołuje łzy (przynajmniej u mnie, ale C. też był mocno poruszony). Cudowne obrazy - ten film mogłabym oglądać w kółko dla kilku niesamowitych scen, zrobionych po prostu perfekcyjnie. Jestem zachwycona - siłą woli przeżycia głównego bohatera, jego relacją z tygrysem, która nabiera zupełnie nowego, szokującego znaczenia pod koniec filmu. Jeśli jeszcze nie widzieliście - obejrzyjcie koniecznie! Film robi wrażenie, i naprawdę ciężko pozostać wobec niego obojętnym.
Chyba nie potrafię przelać na klawiaturę emocji, jakie wywołał u mnie ten film. Dawno nic nie zrobiło na mnie aż takiego wrażenia - ludzie bywają niesamowici. Szczególnie, jeśli za jedynego towarzysza mają tygrysa bengalskiego.
Życie Pi
2012
reżyseria: Ang Lee
scenariusz: David Magee
Pi: Suraj Sharma
dorosły Pi: Irrfan Khan
skoro tak zachwalasz, to zapisuję do obejrzenia. ja też ostatnio głównie seriale, więc chętnie zrobię przerwę na dobry film :)
OdpowiedzUsuńhmm, twój opis brzmi ciekawie..a wszyscy moi znajomi, którzy byli na tym w kinie wyszli bardzo zawiedzeni..chyba jednak się przełamię i obejrzę któregoś popołudnia.
OdpowiedzUsuńmuszę koniecznie ten film obejrzeć, niestety nie ma go już w kinach, ale może jakoś uda się :))))
OdpowiedzUsuńAga - wydaje mi się, że wszystko zależy od interpretacji. Film ma drugie i trzecie dno, i jest naprawdę fascynujący. Mi się podobał ogromnie :)
OdpowiedzUsuńNie oglądałam - ale chętnie zobaczę, już chyba jest na dvd
OdpowiedzUsuńLubię tę książkę, a przegapiłam powstanie filmu, muszę nadrobić :).
OdpowiedzUsuńPrawde mowiac, film zrobil na mnie wieksze wrazenie niz ksiazka. Moze nie poruszyl mnie tak jak ciebie, ale za to wizualnie zauroczyl.
OdpowiedzUsuń